Czarna Błyskawica - Rozdział 21

    Nim tekst właściwy, witam po tak długim okresie. Zdecydowałem się ograniczyć tylko do bloga, na innych stronach coś tam wpadało, ale skutecznie mnie wypaliło. Nawet jeśli przeczyta to jedna osoba to i tak dobrze. Mam nadzieję, że rozdział, mimo że nie należy do długich, przypadnie do gustu. Życzę miłej lektury i pozdrawiam.
Krajew34








      Budynek, przed który zajechała, niczym nie przypominał katowni rodem z wielkich, kinowych ekranów. Wprawdzie położony nie co na uboczu z pobliskim lasem, mogącym straszyć w nocy, jednak nie wzbudzał żadnych emocji u Emilii. Ot śnieżnobiały pałacyk z kamienną drogą prowadzącą wprost pod samo wejście. Nie za duży, nie za mały. Przypominał letnią rezydencję, gdzie odpoczywała z rodziną. Z chęcią powróciłaby tam na wakacje, szczególnie po szpitalu, ale posłaniec jasno zaznaczył, samochód będzie na nią czekać tylko w podanym przez nich terminie.
      Kierowca, ukryty za matową szybą zgasił silnik, wiedziała, że nie ma, na co czekać, otworzyła drzwi i opuściła pojazd. Nie ruszyła przed siebie, a przynajmniej nie natychmiast, wolała nie wykazywać nadgorliwości. W końcu rekrut to nie dama, rekrut to nie człowiek. Przynajmniej wszystko na to wskazywało, zwłaszcza po nieowocnym poszukiwaniu bardziej szczegółowych informacji o organizacji. Nie znalazła wiele, dosłownie strzępy prawdy, masa plotek i jeszcze więcej przesady. Pozostała tylko logika, a ta podpowiadała o niezbyt łatwym początku, znacznie gorszym, niż ten w normalnej armii.
     Poprawiła mundur i spojrzała na odbicie w szybie. Ubranie cieszyło w oczy, nadawało powagi oraz pewnej aury jej osobie, mimo zachwytów. pozostał ten niepokój na dnie duszy, jeden z wielu, jednakże zatruwający umysł, gdy tylko siebie widziała w nowym uniformie. Nie potrafiła określić, co to było. Coś w rodzaju cząstki mroku, powoli pochłaniająca jej "ego". "Stałam się ofiarą przerośniętych lęków głupców, bojących się własnego cienia", pokręciła głową z zażenowaniem i ruszyła przed siebie. Nie mogła dłużej czekać, cierpliwość nie należała do jej zalet.
     Z ciężkim sercem sięgnęła za złocony sznur, by po chwili zabrzmiał głośno dzwon, przynosząc ból głowy. Dębowe drzwi zaskrzeczały, jakby nie pasowały do reszty.
— Panienka Emilia, jak zakładam. — Kamerdyner spojrzał na nią, jak na nieproszonego gościa, albo tak się wydawało, biorąc pod uwagę jego kamienną twarz oraz stalowy wzrok. — Dostałem instrukcje na wypadek, panienki przyjazdu. Pan Maichtstad rozkazał, abym wprowadził we wszystko panienkę.
— A pan Maichtstad... — Zastanawiała się, czy dobrze zrobiła, używając zwykłego "pan", z drugiej strony nawet nie wiedziała, czy chodzi mu o gościa ze szpitala, czy może o kogoś innego. — Przebywa gdzieś w pobliżu?
— Pan Maichtstad jest zajętym człowiekiem, a ja zostałem wybrany, aby go reprezentować, jeśli chodzi o nabór do naszej elity. — Wprowadził ją przez marmurowy hol z symbolem Czarnej Błyskawicy, znacznie za dużym,, ale kto zabroni tajnej policji. — Wbrew temu, co mówi motłoch, nie jesteśmy wampirami, ani szaleńcami z zamiłowaniem do krwi, a już na pewno nie używamy jej do kąpieli. Co to za pomysły, aby używać cudzych płynów... — Na ułamek sekundy zobaczyła coś ludzkiego w kamerdynerze. Tylko czy z przykładu odrazy można stworzyć wizerunek normalnego człowieka?
— Czasem trzeba ubrudzić sobie ręce, aby móc pójść dalej. — Przed oczyma pojawiła się scena z zabójstwa tamtego żołnierza. Nie żałowała tego, choć zastrzeliła bezbronnego.... Bezbronnego? Czy aby na pewno? Uderzyła niewidzialną pięścią "anioła" wyrzutów sumienia.
— Dość mądre słowa jak na ko... na człowieka, znającego tylko realia pałacowe. — Profesjonalizm wziął w górę nad uprzedzeniami. Wręczył jej maskę, zasłaniającą całą twarz. Brzydactwo, którego by nigdy nie założyła... Lista z "nigdy" powiększała się z każdą sekundą. 
     Po kilku minutach dotarli do dość skromnie urządzonego pokoju. Wielki okrągły stół rzucał się w oczy najbardziej, krzesła prawie niedostrzegalne, gdyby nie osoby siedzące na nich. Naliczyła dziewięciu, po połowie kobiet i mężczyzn. Zasiadła na ostatnim wolnym krześle, kierując wzrok na środek.
— Za zgodą mego przełożonego chciałbym powitać wszystkich zgromadzonych tutaj kandydatów. — Jak na tak niskiego człowieczka, głos kamerdynera roznosił tak mocno, że nie potrzebny był mu mikrofon. — Jako wybrańcy dostaniecie szanse na dołączenie do naszego prestiżowego grona, jednakże jako rekruci nie oczekujcie na nic innego, niż śmiertelne przedstawienie. W końcu, czy całe nasze życie nie jest jednym wielkim spektaklem ze śmiertelnym końcem? Słuchajcie mnie więc uważnie, nie mam zwyczaju powtarzać. — Wzrok powędrował po wszystkich. — Nie oczekujcie skomplikowanych wyjaśnień, szczegółów, czy innych podobnych rzeczy. Przestrzegajcie pięć punktów. Pierwszy i najważniejszy: Myśleć. Nie jesteście już małpami, które mają iść i umierać. Drugi: Nie ufać nikomu, czyli ograniczone zaufanie dla wszystkich i do wszystkiego. Trzeci: Imperium ponad własne pragnienia, tego tłumaczyć nie muszę. — Uśmiechnął się znacząco. — Czwarty: Nie ma niewinnych, są konieczne ofiary dla sprawy. To też pozostawię bez komentarza, gdyż chyba nie mam do czynienia z idiotami. I ostatni: Nie ma ludzi, są narzędzia. Każdy może być użyteczny, wróg, przyjaciel, kochanek, kochanka, nemezis... To tylko niestałe pojęcia. Decyduje stopień przydatności. Jakieś pytania? — Zostawił sobie moment, miał pewność, że takowych nie będzie. Nikt nie zaryzykuje, mając obok siebie "towarzyszy".
      Lokaj wcisnął niewidoczny dotąd przycisk, a ściana dotąd tylko boazeria, ukazała swój sekret. Pistolety, karabiny automatyczne, powtarzalne, granaty najróżniejszego sortu, a nad nimi czarne koperty, obszyte złotem, każda z innym numerem. Emilia dopiero teraz dostrzegła małe cyferki na maskach, co mogło wyjaśnić, skąd liczba zaklejonych listów wynosiła dziesięć. Srebrnowłosa podniosła swoją kopertę wraz z innymi, biorąc również uzbrojenie. Ledwie mieszcząc wszystko w dłoniach, opuściła pokój. Kamerdynera już dawno nie było, a nie zamierzała sprawdzać, czy wśród zebranych nie ma psychopatów z chęciami na zabijanie.
     Wybrała pierwszy lepszy pokój, zamknęła go od środka i zaczęła sprawdzać ekwipunek. Nauczyła się nie ufać podarowanemu wyposażeniu. Ile to już dostała niesprawny ekwipunek? Brakłoby palców, aby to zliczyć. Pierwszy raz dziękowała za rzucanie kłód pod nogi. Karabin został źle złożony, lufa pistoletu zatkana, granaty wyglądały na normalne. Właśnie, jakie w ogóle zabrała? Wystarczyła chwila, aby wiedziała... I  również tyle wystarczyłoby, by zostałaby z ręką w nocniku. Przy mocniejszym przejechaniu palcem farba puściła, ujawniając zupełnie inne zastosowanie. Mogłaby przysiąc, że miała przed sobą fabryczne wykonanie. A tu? Gaz usypiający okazał się błyskowym, odłamkowy gazem usypiającym, dymny odłamkowym, a błyskowy podobny, jak poprzedni.
     Usiadła zmęczona na łóżku, spoglądając na arsenał. Był to zaledwie początek, a już wiedziała, że trafiła do jakieś chorej sztuki. Być może plotki nosiły w sobie ziarnko prawdy? Podniosła kopertę ze złotą dziesiątką. Jakie chore rzeczy mogła zawierać? Czy zadanie w niej nie zmieni znacząco już i tak skomplikowanego życia? 

 

Komentarze

  1. Hejeczka,
    ta poprzednia informacja bardzo mnie ucieszyła, a teraz pojawienie się rozdziału tym bardziej...
    weny i mnóstwo checi życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zobaczymy, jak wyjdzie. Na razie udało się napisać dwa rozdziały. Dzięki za wizytę.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Mur (zakończone I)

Mur-Część III-Rozdział 3

Droga Wojownika-Rozdział 2

Mur-Część III-Rozdział 17

Mroczny Cień

Małe ogłoszenie do ludzi pióra.

Mur Zdrajca Ludzkości – Rozdział 19

Major – Rozdział 2

Mur-Część III-Rozdział 4