Stan Frei nie poprawiał się, a mi brakowało już pomysłów. Sam nie wiem, ile siedzieliśmy już w tej kopalni, oddzieleni od słońca, dzień zlewał się z nocą, dezorientując nasze organizmy. — Z waszą towarzyszką nie jest najlepiej. — Wypuścił z ust obłok dymu. — Tu potrzeba szerszej wiedzy niż krasnoludzkie receptury. Wprawdzie nie jest już na granicy śmierci, ale ciągle balansuje. Jest mieszkanką powierzchni, potrzeba jej świeżego powietrza i ciepłego światła oraz odpowiedniej opieki. Niestety trafiliście na górnika, nie medyka. Z drugiej strony lepsze to niż spotkanie z przygłupimi goblinami. Musicie ruszać dalej. — Chyba żartujesz. — Wtrąciła się Kira. — W tym stanie nie przeżyje podróży. — Ha! Zapominasz, że wy bestioludzie macie mocne organizmy. Jestem może oschłym durniem, ale mam serce, może włochate i pełne dziur, ale jest. Wyprowadzę was najkrótszą drogą. — I co dalej? Nie mam pojęcia, gdzie na tych terenach znajduje się medyk. — Pesymizm, jak bicz, smagał moje myśli. — Kie
Komentarze
Prześlij komentarz