Major

Wiatr, niczym piekielne licho głośno zawodził, jednocześnie mrożąc swym oddechem do szpiku kości. Spoglądam wokół. „Ile już siedzę w tym piekle?”, pytam w myślach samego siebie, choć dobrze znam odpowiedź. Zakrywam szczelnie usta zieloną tkaniną, by ukryć parę z oddechu i ochronić się od lodowatego pocałunku tutejszej zimy. Bezsensowna próba, jednakże daje pocieszenie. Przytykam oko do lunety, również ona nosi ślady tej wstrętnej pogody, przesuwam krzyżyk po kikutach, zrujnowanych budynków. Zamykam oczy i przez chwilę wyobrażam sobie dźwięki miasta, samochody pędzące po ulicach, ludzi z wieloma twarzami, zmierzających w swoją stronę, czy też dzieci próbujące z ożywieniem powiedzieć coś swym rodzicom. Powoli podnoszę powieki, wszędzie gruzy i cisza, przerywana co jakiś czas świstem nadlatującej bomby, czy też pocisku artyleryjskiego. Miasto zostało obdarte z godności, narażone na stal i ołów, przesiąknięte dra...