Mur Zdrajca Ludzkości – 37

Śniłem, że byłem ptakiem, szybowałem po nieboskłonie, czułem promienie słońca delikatnie grzejące moje ciało. Tam w dole majaczyły drobne, niewidoczne plamki budynków, lasów i pól. Cóż za rozkosz płynęła z nieskrępowanej wolności pływania w błękitnym oceanie, nawet wiatr, zawsze wiejący prosto w oczy, sprzyjał lotowi, otaczając przyjemnym chłodem i dodając prędkości. Nic nie stało na mej drodze, wreszcie usłyszałem jakby krzyk orła. Spojrzałem w bok i ujrzałem wielkiego ptaka. Przewyższał mnie kilkukrotnie, brązowe-białe pióra błyszczały przy każdym ruchu skrzydeł. Złoty dziób, przenikliwe ślepia i ten układ na głowie, przypominający koronę. Skrzydlaty towarzysz na pewno nie był zwyczajnym zwierzęciem. Skierował na mnie swój wzrok i głośno zaskrzeczał, jakby chciał coś powiedzieć. Momentalnie wróciłem do swojego ciała, otworzyłem oczy, po czym ujrzałem znajomy sufit. Przynajmniej tak myślałem, wnioskując z tego, co mogłem zobaczyć, będąc w tej po...