Upadły Anioł – Rozdział 6

Z budki na głównej ulicy zadzwoniłem do starego i po długiej pogawędce o tym, jak był dobry dla nas i jakie nieszczęście mnie spotkało z tym napadem, uzyskałem dwa dni wolnego. Twarz powoli wracała do oryginalnej formy, a kości zrastały się w szybkim tempie. Przeleżałem całą noc, nie mogąc spać. Całe ciało pulsowało, gdyby tylko nie te przeklęte demony, mógłbym użyć mocy... Aż takiego ryzyka nie podejmę. Z elitą miałbym ciężko ani chwili spokoju, co dalszych kroków. Byli zawodowcami i wiedzieli, co robić w takiej sytuacji. Astaroth traktowała swoją powinność jak zabawę w przeciwieństwie do nich. Dalsze kroki... Ale jakie dalsze? Czy jeszcze cokolwiek mi zostało? Nie mam pracy, ukochanej, celu... Co ja chcę dalej planować? Spojrzałem na swoje ręce, mógłbym przysiąc, że lepią się od krwi. Kiedyś byłbym z tego dumny. Ot ocaliłem ludzkość, pokonałem złych i tak dalej. Nie raz, nie dwa musiałem zakończyć życie, czy to demona, czy człowieka, nie zastana...