Cienka Linia - Rozdział 10

Ludzie mijający nas raczej nie wyrażali sympatii na nasz widok. Tak jak wcześniej śnieg, tak wszechobecny piach, wchodzący tam, gdzie być go nie powinno, irytował, czy raczej doprowadzał do szewskiej pasji, a żar z nieba nie zachęcał do niczego, w tym jakiegokolwiek ruchu. Dookoła nas liczni handlarze w swych prymitywnych stoiskach próbowali reklamować swoje produkty, tworząc wraz z innymi dźwiękami nieznośną kakofonię dla niewprawionego ucha. Odczuwałem strach przed wielbłądami, widząc te dziwne bestie: dotychczas czytałem o nich w książkach, albo widziałem na ekranie telewizora. A ten smród... Mieszanina potu, niemytych ciał oraz woni zwierząt nie stanowiły aromatycznej woni. Jednak może i nic dla uszu, czy też nosa, lecz wzrok... Tak ten doznawał podniecenia na widok tylu nowych bodźców. Tkaniny, dywany, owoce, zwierzęta, budynki. Wreszcie utkwiłem wzrok w meczecie. Złote kopuły, prosty kamienny budynek, otoczony dwiema para...