"Przygody młodego Freeda"-całość
" Przygody młodego Freeda"
*spis całej rady XX na końcu.
Rozdział I
Działo się to pewnego roku w pewnym miasteczku takim samym jak wszystkie inne.W normalnej rodzinie żył chłopiec o imieniu Freed. Dziwne to było imię,wybrane przez rodziców z tylko swoich znanych powodów.Nie wyróżniał się on absolutnie niczym wśród swoich rówieśników. Przeciętniak,tak by można było go opisać.Jednak pod tą zwyczajną skorupą kryło się zamiłowanie ,tak wielkie jak bezkresne błękitne niebo.Uzbrojenie,mundury,rodzaje jednostek.Wszystko to odkładał w pamięci,cały czas wzbogacając nowymi informacjami.Gdy inni ganiali za piłką ,on pochłaniał, wszystko to co znalazł lub usłyszał o wojnie,bohaterstwie ,karabinach.Wraz z upływającym czasem jego pasja nie malała.Dodatkowo w połączeniu z patriotyzmem ,wpajanym mu od najmłodszych lat,w jego sercu utworzył się wzór żołnierza bohatera.Oczami wyobraźni widział siebie jako takiego kogoś. Mężnego człowieka gotowego w każdej chwili do obrony kraju przed najeźdźcą.Jednak były to tylko marzenia dziecka,które miały tyle z rzeczywistością, co tamtejszy z bar z modną restauracją.Jedyna najbliższa wojna jaka była,zakończyła się nie dawno klęską i to jego rodaków.O co w niej chodziło i dlaczego to jego kraj zaatakował? Freed nie mógł znaleźć odpowiedzi
Każdy z dorosłych miał inne zdanie.Stary marynarz mówił-"Trza było bronić szlaków morskich",stara szwaczka zaś gderała-"nie mogli na tyłkach usiedzieć i łapy ich swędziały to poszli,tak poszli że przegrali..." .Opinii było tyle ile ludzi w mieście.Mimo tylu informacji jego przekonanie o tamtej wojnie było takie same jak na początku.Mówiąc wprost nadal nie wiedział o co chodzi i dlaczego.Powoli wracali zmęczeni weterani,a wraz z nimi długo wyczekiwany ojciec. Freed cieszył się jak nigdy zarówno z tego że powróci jak i z jego bohaterskich podróży.Jednak rzeczywistość miała się okazać zupełnie inna od tej jego wymarzonej.
Każdy z dorosłych miał inne zdanie.Stary marynarz mówił-"Trza było bronić szlaków morskich",stara szwaczka zaś gderała-"nie mogli na tyłkach usiedzieć i łapy ich swędziały to poszli,tak poszli że przegrali..." .Opinii było tyle ile ludzi w mieście.Mimo tylu informacji jego przekonanie o tamtej wojnie było takie same jak na początku.Mówiąc wprost nadal nie wiedział o co chodzi i dlaczego.Powoli wracali zmęczeni weterani,a wraz z nimi długo wyczekiwany ojciec. Freed cieszył się jak nigdy zarówno z tego że powróci jak i z jego bohaterskich podróży.Jednak rzeczywistość miała się okazać zupełnie inna od tej jego wymarzonej.
Rozdział II
Nastał pozorny czas pokoju.Z pól bitw zaczęli wracać umęczeni weterani.Nie wszyscy wrócili i nie wszyscy w pełnym zdrowiu.Na szczęście dla rodziny Freeda,ich bliski wrócił cały i zdrowy.Przynajmniej tak się im wydawało.Po kilku dniach rodzina zauważyła istotne zmiany w tym kiedyś wesoły i otwartym na innym człowieku. Całymi dniami przesiadywał na fotel w zadumie,już nie rozśmieszał domowników nie moralnymi żartami,zamiast tego w ciszy zjadał posiłek i odchodził od stołu.
Najbardziej odczuł to Freed. Liczył on na pełne akcji i szczegółów wojenne opowieści ojca.Jakie było rozczarowanie,gdy jedynie co dostał to milczenie.Próbował jeszcze ,naprawdę chciał usłyszeć jak bohatersko walczył jego ojciec i pozostali.Czym strzelali,ilu zabili. Wreszcie dostał odpowiedź,choć nie było to co oczekiwał.
-"Widzisz synu ,nie jestem w stanie ci nic opowiedzieć.Nie robię tego by cie zdenerwować czy po prostu z przekory.Mimo,że na ciele mi nic nie dolega,to istnieją takie rany,których nie widać,a są o wiele bardziej poważniejsze od tych na ciele.Ja takich doświadczyłem i jak na razie zabliźniły się.Ale to,że się je ma ,nie oznacza ,że są bardziej niebezpieczne od urazu ręki czy nogi.Choć teraz może ci się wydawać,iż oszalałem, wpierw mówię jedno by zaprzeczyć drugim.Otóż to co czyni je najbardziej niepokojącymi jest ich skomplikowanie oraz możliwość szybkiego ponownego pojawienia się w najmniej spodziewanych się okolicznościach.I niestety nie ranią jedynie tego u którego są,ale ich otoczenie,bliskich.Wszystko zależy od silnej woli człowieka i jego sposobie radzenia sobie z naciskami.Dlatego nigdy ale to nigdy nie opowiem nic z tego strasznego okresu ze względu na was ,nie jestem silnym człowiekiem,choć mój wygląd temu przeczy.Boję się,że powiedzenie ci cokolwiek albo pogorszy mój stan albo wręcz zniszczy mnie. Wszystko to może ,aż nadto wpłynąć na nasze życie....Nawet doprowadzić do tragedii....."
Kończąc swą wypowiedź stanął przy oknie z spojrzeniem skierowanym w dal i z zadumą na twarzy. Freed dał w końcu spokój ojcu.Nie zrozumiał co miał on na myśli i szybko znalazł inne wytłumaczenie. Stwierdził-"Ojciec nadal mnie ma za dzieciaka,a może nawet był tchórzem..tak..tak to na pewno to...". W młodym sercu pojawiły się nieznane dotąd uczucia-wielki gniew,irytacja i postanowienie ,że nikt nie będzie traktował go z góry.Mrok powoli zapuszczał korzenie w jego duszy ..A czas leciał a Freed powoli dorastał.
Najbardziej odczuł to Freed. Liczył on na pełne akcji i szczegółów wojenne opowieści ojca.Jakie było rozczarowanie,gdy jedynie co dostał to milczenie.Próbował jeszcze ,naprawdę chciał usłyszeć jak bohatersko walczył jego ojciec i pozostali.Czym strzelali,ilu zabili. Wreszcie dostał odpowiedź,choć nie było to co oczekiwał.
-"Widzisz synu ,nie jestem w stanie ci nic opowiedzieć.Nie robię tego by cie zdenerwować czy po prostu z przekory.Mimo,że na ciele mi nic nie dolega,to istnieją takie rany,których nie widać,a są o wiele bardziej poważniejsze od tych na ciele.Ja takich doświadczyłem i jak na razie zabliźniły się.Ale to,że się je ma ,nie oznacza ,że są bardziej niebezpieczne od urazu ręki czy nogi.Choć teraz może ci się wydawać,iż oszalałem, wpierw mówię jedno by zaprzeczyć drugim.Otóż to co czyni je najbardziej niepokojącymi jest ich skomplikowanie oraz możliwość szybkiego ponownego pojawienia się w najmniej spodziewanych się okolicznościach.I niestety nie ranią jedynie tego u którego są,ale ich otoczenie,bliskich.Wszystko zależy od silnej woli człowieka i jego sposobie radzenia sobie z naciskami.Dlatego nigdy ale to nigdy nie opowiem nic z tego strasznego okresu ze względu na was ,nie jestem silnym człowiekiem,choć mój wygląd temu przeczy.Boję się,że powiedzenie ci cokolwiek albo pogorszy mój stan albo wręcz zniszczy mnie. Wszystko to może ,aż nadto wpłynąć na nasze życie....Nawet doprowadzić do tragedii....."
Kończąc swą wypowiedź stanął przy oknie z spojrzeniem skierowanym w dal i z zadumą na twarzy. Freed dał w końcu spokój ojcu.Nie zrozumiał co miał on na myśli i szybko znalazł inne wytłumaczenie. Stwierdził-"Ojciec nadal mnie ma za dzieciaka,a może nawet był tchórzem..tak..tak to na pewno to...". W młodym sercu pojawiły się nieznane dotąd uczucia-wielki gniew,irytacja i postanowienie ,że nikt nie będzie traktował go z góry.Mrok powoli zapuszczał korzenie w jego duszy ..A czas leciał a Freed powoli dorastał.
Rozdział III
Dni mijały,a kraj Freeda wyniszczony przez poprzednią wojnę oraz warunki pokoju narzuconych przez zwycięzców pogłębiał się się w wojnie domowej.Każdy próbował dorwać się do władzy pod różnymi "kolorami" czy też ideami.Jednak nie było ostatecznego lidera.Ulice spływały krwią zarówno walczących jak i niewinnych.Dostęp do broni mógł mieć każdy,kto wiedział gdzie kupić.Główna władza nie próbowała nawet temu zaradzić.Jedno stronnictwo przekupowało jednego urzędnika, drugie już brało się za jego szefa.Policja ograniczyła się do pozostawiania we własnych posterunkach.
W tej atmosferze przeżywał swoją młodość nasz bohater.W domu pojawiał się tylko wtedy kiedy musiał.Ojca traktował jak powietrze,całe dnie spędzał z nowo poznanymi kolegami. Palili papierosy,podkradali piwo z beczek przy gospodach,za pasem nosili znalezione pistolety.Mieli się za gang,ale nikomu nie wchodzili w drogę,robili to głównie po to by zaimponować dziewczynom oraz młodszym chłopakom.
Pewnego dnia podczas swojej włóczęgi natrafili na jakieś zebranie.Przemawiał jakiś niski człowiek ,emanowała od niego jakaś magnetyczna siła ,którą intrygował wszystkich obecnych. Mówił o rzeczach,które niczym wypuszczona strzała trafiała w ich serca,szczególnie w młode dusze.Słuchali z zapartym tchem i coś im mówiło,że ten człowiek odbuduje wielkość ich kraju.Momentalnie przyłączyli się do niego i jego grupy.
Po przyłączeniu się dawna grupa Freeda uległa znacznej zmianie.Z uśmiechniętych,pełnych życia ,cieszących się tym co mają zmienili się w spokojnych,poważnych ochroniarzy swojego mistrza.Wykonywali każdy jego rozkaz bez jakiegokolwiek sprzeciwu. Po wykonaniu obowiązków Freed wracał do domu,gdzie z zapałem opowiadał o swojej grupie,powtarzał hasła wykrzykiwane na zebraniach.Obarczał winą za rozpad kraju jego poprzednie władze,oficerów oraz kupców ,którzy za własny zarobek sprzedali własną ojczyznę.Domownicy z przerażeniem wpatrywali się w swojego bliskiego.Z każdym kolejnym słowem z jego oczu biła coraz większa nienawiść.
-"Jesteśmy o wiele lepsi od nich,dlaczego oni rządzą i dyktują nam co mamy robić i co za ile kupić?
Trzeba się pozbyć tych pasożytów na organiźmie naszej matki ojczyzny.Nie zasługują na życie,są jak grubasy,którzy dorwali się do koryta i biorą wszystko dla siebie,choć sami ledwo co wstają ,podczas gdy inni głodują...Śmierć wrogom naszeg....."
I wtem dotąd spokojny i milczący ojciec,który w porównaniu do matki czy dziadków siedział nie odzywając się,wstał zamachnął się i uderzył w policzek syna,tak że tamten przewrócił się na podłogę.
-"Mów tak dalej a nie masz po co wracać ,a to miejsce i ci ludzie nie będą ani twoją rodziną ani twoim domem"-cichy,stanowczym głosem odpowiedział na pytający zdziwiony wzrok syna.
-"Jesteś taki sam jak oni,dzięki takim jak ty przegraliśmy wojnę,a wiele rodzin nigdy nie ujrzało swoich bliskich,dezerterzy,tchórze,kolaboranci.To wyjaśnia brak twoich opowieści z tamtych czasów.Inni chwalili się ilością zabitych,czynami czy ogromem poświecenia które musieli doświadczyć.A ty??? Siedziałeś i siedzisz cicho.....TO tylko na jedno wskazuje.Na takie ultimatum mogę odpowiedzieć jedno,MISTRZ jest jedyną nadzieją naszej ojczyzny,nigdy się go nie wyprę. Niech was diabli.Ja będę z tymi ,którzy będą tworzyć nasze nowe państwo,będziemy supermocarstwem.Żegnajcie byliście mi bliscy,lecz od teraz jesteśmy sobie obcy.NIGDY już tu nie wrócę"-sycząc ,a później krzycząc powiedział Freed
Trzasnął drzwiami,przedtem jednak wziął wszystkie rzeczy ,żegnając się krótko z matką.I nikt go później nie widział.Sąsiedzi mówili,że przeniósł się bliżej centrum,gdzie ze stronnictwem w którym jest, walczył o "przyszłość" kraju.Po jego aktywności w partii dostał awans i różne udogodnienia z tym związane.Zaczynała się wielka kariera Freeda,która tak jak szybko się zaczęła tak szybko mogła się skończyć.Wszystko to miał dopiero pokazać czas.
Był w radzie XX.Elitarnej grupie,która wykonywała plany najwyższej władzy czyli mistrza i jego najbliższych doradców. Freed dostał numer VI,ponieważ zamiast imion mieli numery od 1-20.Były to środki ostrożności,by ich podwładni wiedzieli tylko tyle ile musieli.Mimo,że ich grupa,nazwana przez prasę srebrne wilki doszła do władzy to mieli mnóstwo wrogów. Nie wszystkich w czasie krwawej nocy udało się uciszyć,wielu mając swoich szpiegów ukryło się przed pogromem.Pałali rządzą zemsty,dlatego nadzwyczajne środki bezpieczeństwa musiały zostać wdrożone.Obowiązkiem rady XX było wprowadzenie w praktyce wymyślnych zarządzeń szefa.
Nagłe walenie w drzwi dosadnie obudziło skacowanego Freeda.
-"Mogłem wczoraj nie pić z III i XI,mają oni za mocne głowy w porównaniu do mnie,szlag co oni za mówili??/ To chyba nie było piwo......Łeb pęka a jakiś tępak wali w te drzwi świat się walił kur..."-tak pomyślał i ruszył w kierunku uciążliwego hałasu zza drzwi.
"-Czego???"
-"Pan komendant się nie denerwuje,pan kazał budzić o 8,to budzę-odpowiedział zza drzwi ,a potem myśląc ,że nie słychać burknął pod nosem-"Trzeba było być strażnikiem w głównej,a nie kur... zachciało się awansu"
-"Ach to ty ,już cie wpuszczam"-i otworzył drzwi
-"Hahaha widzę ,że mości komendant wczoraj przedobrzył""
-No no ty tak nie podskakuj bo nogi połamiesz:"
-"Ale ja tak z sympatii ,proszę komendanta,podać marynarkę?"
-Nieee ,zejdź do auto i poczekaj ,przypomnij mi po co miało być to budzenie?"
-"Nadzwyczajne spotkanie rady na 10"
-" Ach już pamiętam,idź na papierosa,bo trochę mi zejdzie by się ogarnąć jako tako."
-"Ajaj komendant"
I poszedł ten śmieszny człowieczek.nie dało się go nie lubić.Był to bardzo prosty chłop ,który długo nie myślał ,można powiedzieć że wpierw mówił potem myślał. Freed powoli z niechęcią doczłapał się do łazienki ,gdzie wziął krótki lodowaty prysznic. Ubrał się i zamknął na klucz mieszkanie.Wychodząc na schodach spotkał sąsiada z parteru.
-" A witam szefuńcia ,widzę że zdrowie dopisuje "-zaczął sąsiad
-"A dopisuje,dopisuje,młody jestem to wszystko gra"-krótko odpowiedział Freed
"A to jest najważniejsze,dobra muszę iść,gdy byłem na zakupach to jeden z tych tfu.. biedaków mnie dotknął i muszę się przebrać,cuchnę biedą."
-"....."-nic mu nie powiedział tylko poszedł dalej.
"Jak ja tej gnidy nienawidzę,dostał to mieszkanie tylko dlatego,że wydawał swoich krajan .Pierdzielony konfident i menda,pewnie przypatruje mi się tak samo ,czekając na mój błąd,co to by było,gdy by mógł donieść na takiego oficera ile by dostał ..irytujący kapuś.."-pomyślał i szybko zszedł na dół jak najdalej od irytującego sąsiada.
Wychodząc na zewnątrz przyjrzał się okolicy.Jakie to było piękne miasto,słońce oświetlało kolorowe parasole kawiarenek,po ulicach jeździły smukłe różnokolorowe auta. Wszędzie było czysto i schludnie.Wzrok przykuwały ubrane w długie i smukłe suknie panie z przyozdobionymi świeżymi kwiatami kapeluszami .Większość panów nosiło długie ciemne płaszcze,z uwagi na dość niską temperaturę pomimo słonecznych promyków.Nie przeszkadzało to ludziom siedzących przy zewnętrznych stolikach,delektujących się kawą i rozmową z innymi.
-" Piękne widoki co komendancie??Ja wiem ,że pan jest młodym wilkiem,ale proszę pohamować konie,wpierw praca potem przyjemności ,jedźmy bo to nie panu nogi z ..czterech liter wyrwą."
-"No dobra,gdyby mi się chciało tak jak mi się nie chce...'-po krótkiej chwili oporu wsiadł do auta .Jego podwładny po woli wprowadził samochód na drogę i skierował w stronę kwatery głównej.
W tej atmosferze przeżywał swoją młodość nasz bohater.W domu pojawiał się tylko wtedy kiedy musiał.Ojca traktował jak powietrze,całe dnie spędzał z nowo poznanymi kolegami. Palili papierosy,podkradali piwo z beczek przy gospodach,za pasem nosili znalezione pistolety.Mieli się za gang,ale nikomu nie wchodzili w drogę,robili to głównie po to by zaimponować dziewczynom oraz młodszym chłopakom.
Pewnego dnia podczas swojej włóczęgi natrafili na jakieś zebranie.Przemawiał jakiś niski człowiek ,emanowała od niego jakaś magnetyczna siła ,którą intrygował wszystkich obecnych. Mówił o rzeczach,które niczym wypuszczona strzała trafiała w ich serca,szczególnie w młode dusze.Słuchali z zapartym tchem i coś im mówiło,że ten człowiek odbuduje wielkość ich kraju.Momentalnie przyłączyli się do niego i jego grupy.
Po przyłączeniu się dawna grupa Freeda uległa znacznej zmianie.Z uśmiechniętych,pełnych życia ,cieszących się tym co mają zmienili się w spokojnych,poważnych ochroniarzy swojego mistrza.Wykonywali każdy jego rozkaz bez jakiegokolwiek sprzeciwu. Po wykonaniu obowiązków Freed wracał do domu,gdzie z zapałem opowiadał o swojej grupie,powtarzał hasła wykrzykiwane na zebraniach.Obarczał winą za rozpad kraju jego poprzednie władze,oficerów oraz kupców ,którzy za własny zarobek sprzedali własną ojczyznę.Domownicy z przerażeniem wpatrywali się w swojego bliskiego.Z każdym kolejnym słowem z jego oczu biła coraz większa nienawiść.
-"Jesteśmy o wiele lepsi od nich,dlaczego oni rządzą i dyktują nam co mamy robić i co za ile kupić?
Trzeba się pozbyć tych pasożytów na organiźmie naszej matki ojczyzny.Nie zasługują na życie,są jak grubasy,którzy dorwali się do koryta i biorą wszystko dla siebie,choć sami ledwo co wstają ,podczas gdy inni głodują...Śmierć wrogom naszeg....."
I wtem dotąd spokojny i milczący ojciec,który w porównaniu do matki czy dziadków siedział nie odzywając się,wstał zamachnął się i uderzył w policzek syna,tak że tamten przewrócił się na podłogę.
-"Mów tak dalej a nie masz po co wracać ,a to miejsce i ci ludzie nie będą ani twoją rodziną ani twoim domem"-cichy,stanowczym głosem odpowiedział na pytający zdziwiony wzrok syna.
-"Jesteś taki sam jak oni,dzięki takim jak ty przegraliśmy wojnę,a wiele rodzin nigdy nie ujrzało swoich bliskich,dezerterzy,tchórze,kolaboranci.To wyjaśnia brak twoich opowieści z tamtych czasów.Inni chwalili się ilością zabitych,czynami czy ogromem poświecenia które musieli doświadczyć.A ty??? Siedziałeś i siedzisz cicho.....TO tylko na jedno wskazuje.Na takie ultimatum mogę odpowiedzieć jedno,MISTRZ jest jedyną nadzieją naszej ojczyzny,nigdy się go nie wyprę. Niech was diabli.Ja będę z tymi ,którzy będą tworzyć nasze nowe państwo,będziemy supermocarstwem.Żegnajcie byliście mi bliscy,lecz od teraz jesteśmy sobie obcy.NIGDY już tu nie wrócę"-sycząc ,a później krzycząc powiedział Freed
Trzasnął drzwiami,przedtem jednak wziął wszystkie rzeczy ,żegnając się krótko z matką.I nikt go później nie widział.Sąsiedzi mówili,że przeniósł się bliżej centrum,gdzie ze stronnictwem w którym jest, walczył o "przyszłość" kraju.Po jego aktywności w partii dostał awans i różne udogodnienia z tym związane.Zaczynała się wielka kariera Freeda,która tak jak szybko się zaczęła tak szybko mogła się skończyć.Wszystko to miał dopiero pokazać czas.
Rozdział IV
Dzień budził się . A przynajmniej kakofonia dźwięków zza okna oznajmiała Freedowi o tym.Mieszkał on w pięknej dzielnicy,jednakże zbyt blisko siedziby głównej ,co niestety oznaczało wielki hałas i dużo ludzi przechodzących lub przejeżdżających pod jego oknami.Przeciągnął się na wygodnym drewnianym łóżku, jednocześnie rozglądając się po swoim nowo co dostanym mieszkaniu.Jeszcze nie tak dawno wałęsał się z kumplami,a jedynie o czym myślał to jaką dziewczynę dzisiaj poderwać i skąd skombinować papierosy na dziś.A teraz? Najpierw za zasługi dostał awans i małe mieszkanie w centrum,następnie dzięki swojej ambicji oraz uporowi stał się jedną z szych w radzieBył w radzie XX.Elitarnej grupie,która wykonywała plany najwyższej władzy czyli mistrza i jego najbliższych doradców. Freed dostał numer VI,ponieważ zamiast imion mieli numery od 1-20.Były to środki ostrożności,by ich podwładni wiedzieli tylko tyle ile musieli.Mimo,że ich grupa,nazwana przez prasę srebrne wilki doszła do władzy to mieli mnóstwo wrogów. Nie wszystkich w czasie krwawej nocy udało się uciszyć,wielu mając swoich szpiegów ukryło się przed pogromem.Pałali rządzą zemsty,dlatego nadzwyczajne środki bezpieczeństwa musiały zostać wdrożone.Obowiązkiem rady XX było wprowadzenie w praktyce wymyślnych zarządzeń szefa.
Nagłe walenie w drzwi dosadnie obudziło skacowanego Freeda.
-"Mogłem wczoraj nie pić z III i XI,mają oni za mocne głowy w porównaniu do mnie,szlag co oni za mówili??/ To chyba nie było piwo......Łeb pęka a jakiś tępak wali w te drzwi świat się walił kur..."-tak pomyślał i ruszył w kierunku uciążliwego hałasu zza drzwi.
"-Czego???"
-"Pan komendant się nie denerwuje,pan kazał budzić o 8,to budzę-odpowiedział zza drzwi ,a potem myśląc ,że nie słychać burknął pod nosem-"Trzeba było być strażnikiem w głównej,a nie kur... zachciało się awansu"
-"Ach to ty ,już cie wpuszczam"-i otworzył drzwi
-"Hahaha widzę ,że mości komendant wczoraj przedobrzył""
-No no ty tak nie podskakuj bo nogi połamiesz:"
-"Ale ja tak z sympatii ,proszę komendanta,podać marynarkę?"
-Nieee ,zejdź do auto i poczekaj ,przypomnij mi po co miało być to budzenie?"
-"Nadzwyczajne spotkanie rady na 10"
-" Ach już pamiętam,idź na papierosa,bo trochę mi zejdzie by się ogarnąć jako tako."
-"Ajaj komendant"
I poszedł ten śmieszny człowieczek.nie dało się go nie lubić.Był to bardzo prosty chłop ,który długo nie myślał ,można powiedzieć że wpierw mówił potem myślał. Freed powoli z niechęcią doczłapał się do łazienki ,gdzie wziął krótki lodowaty prysznic. Ubrał się i zamknął na klucz mieszkanie.Wychodząc na schodach spotkał sąsiada z parteru.
-" A witam szefuńcia ,widzę że zdrowie dopisuje "-zaczął sąsiad
-"A dopisuje,dopisuje,młody jestem to wszystko gra"-krótko odpowiedział Freed
"A to jest najważniejsze,dobra muszę iść,gdy byłem na zakupach to jeden z tych tfu.. biedaków mnie dotknął i muszę się przebrać,cuchnę biedą."
-"....."-nic mu nie powiedział tylko poszedł dalej.
"Jak ja tej gnidy nienawidzę,dostał to mieszkanie tylko dlatego,że wydawał swoich krajan .Pierdzielony konfident i menda,pewnie przypatruje mi się tak samo ,czekając na mój błąd,co to by było,gdy by mógł donieść na takiego oficera ile by dostał ..irytujący kapuś.."-pomyślał i szybko zszedł na dół jak najdalej od irytującego sąsiada.
Wychodząc na zewnątrz przyjrzał się okolicy.Jakie to było piękne miasto,słońce oświetlało kolorowe parasole kawiarenek,po ulicach jeździły smukłe różnokolorowe auta. Wszędzie było czysto i schludnie.Wzrok przykuwały ubrane w długie i smukłe suknie panie z przyozdobionymi świeżymi kwiatami kapeluszami .Większość panów nosiło długie ciemne płaszcze,z uwagi na dość niską temperaturę pomimo słonecznych promyków.Nie przeszkadzało to ludziom siedzących przy zewnętrznych stolikach,delektujących się kawą i rozmową z innymi.
-" Piękne widoki co komendancie??Ja wiem ,że pan jest młodym wilkiem,ale proszę pohamować konie,wpierw praca potem przyjemności ,jedźmy bo to nie panu nogi z ..czterech liter wyrwą."
-"No dobra,gdyby mi się chciało tak jak mi się nie chce...'-po krótkiej chwili oporu wsiadł do auta .Jego podwładny po woli wprowadził samochód na drogę i skierował w stronę kwatery głównej.
Rozdział V
Jadąc autem rozmyślał nad tym czego może chcieć najwyższe dowództwo.Zebranie w jednym miejscu całej rady XX naruszało protokoły bezpieczeństwa i stwarzało za dużo okazji dla potencjalnych zamachowców.Dojechali na miejsce,choć na pewno nie było to w ciszy.Mały,bo tak żartobliwie nazwał go Freed,imię jego było zbyt skomplikowane i długie by pamiętać,całą drogę opowiadał o swoim jakże głupim kuzynie.
Kupił on od kolegów mądrość w słoiku za niebagatelną sumę 120 złotych monet,co stanowiło roczną jego wypłatę. Gdy otworzył on słoik zobaczył ,że nabył zwykły dżem. Zdenerwowany natychmiast pobiegną tą sprawę wyjaśnić.
-"CO WYŚCIE MI SPRZEDALI KACAPY JEDNE"-krzyczał.
-"Spokojnie,dostałeś to co chciałeś"-usłyszał w odpowiedzi.
-"O czym wy mówicie?".
-"Udowodnić ci?
-"Dawaj,bo jak ci gonga zasadze!!!"-a trzeba wiedzieć,że chłop chucherkiem nie był.
-"Chcesz kupić następny słoik mądrości?"
-"NO chyba chcesz dostać!!"
-"A widzisz czyli nie popełnisz jeszcze raz tego samego błędu jeszcze raz,mówiąc wprost dostałeś mądrość,nic nie mówiliśmy o byciu inteligentniejszym,kupiłeś słoik mądrości i ją dostałeś"
Kuzyn zbaraniał,nie miał ani jednego argumentu przeciw tej logice.I zawstydzony wrócił do domu,gdzie nie pokazywał się we wsi przez jakiś czasów,póki śmiechy nie umilkły.
Ale Mały miał z niego ubaw,na szczęście ,zanim zaczął kolejną opowieść o swojej rodzinie byli na miejscu.
-"Eh już jesteśmy?? Tak dobrze się z panem komendantem rozmawiało....A może chce pan usłyszeć o......"-nim zdążył dokończyć usłyszał szybką odpowiedź.
-Przepraszam Mały ale muszę iść,jako oficer jestem zobowiązany do niesienia przykładu swoim podwładnym,wiec zaparkuj auto i masz 2 godziny wolnego ,pewnie nie prędko skończy się to zebranie szczególnie,że II je prowadzi ...cóż za nudny typ z niego,typowy urzędas..."
-"Okej ,to wstąpię do tego nowego przybytku na Kruczej ,ponoć są tam całkiem ładne.....
-"Dobra,wiem o jaki przybytek ci chodzi,idź idź byleś sobie kłopotu nie narobił i zarazem mi".
-"Nic się nie stanie"-szybko odpowiedział i odjechał jakby go diabeł gonił.
Powoli Freed skierował się na wielkie białe marmurowe schody,skąd mistrz wziął tyle materiału albo pieniędzy by to zbudować.Pokonując tą przeszkodę,wszedł do wielkiego gmachu,a dziwny to był budynek.Całość była widziana z prawie każdego miejsca w mieście ,nie był pomalowany w jakiś fantastyczny kolor,wyglądało to tak jakby budując schody ,nie starczyło pieniędzy na sam gmach.Każdy dopatrywał się tu innego koloru,jeden widział siwy,drugie przyciemniony biały.Za to wielkość tego wszystkiego,przytłoczyło by nie jednego bogacza lubiącego pokazać za pomocą posiadanego budynku swój majątek.Bohatera to miejsce zawsze przerażało,ten przód z wielkimi kolumnami przypominało mu miejsce,gdzieś się wchodzi ale już nie wychodzi..
Po wejściu do środka czuło się jak by cofnęło się w czasie. Wszędzie jakieś rzeźby,kolumny,a podłogi z marmuru lub innego drogiego kamienia.Nie pasowali tylko ludzie,ubrani w ciemne garnitury,niektórzy z broni przy boku lub na ramieniu.Był już na miejscu,przed salą z wielkimi zdobionymi złotem drzwiami.Pchnąwszy je ,wszedł do środka. Osiemnaście głów odwróciło w jego stronę.
-"A któż to zawitał w nasze skromne progi?Czyż nie umówiliśmy się tu na pełną godzinę?"-usłyszał irytujący głos,który zawsze doprowadzał go do wściekłości.
-Ależ II ,nie wszystko można w pełni przewidzieć"
-No cóż jakbyś może wczoraj ograniczył spożywanie alkoholu.....
-"Zaraz ,dwójeczko kochana ,jakby on miał to zrobić,skoro inni pili.Co miał jak jakiś kiep siedzieć i okazać brak kultury? Zacznijmy to spotkanie ,tracimy czas na jakieś bzdety zamiast wykorzystać go w bardziej odpowiedni sposób"-wtrącił się III
-" Hf. jak zwykle musiałeś wtrącić swoje trzy grosze,no cóż,po takim gburze jak ty,nie można oczekiwać dobrego zachowania".
-"Ty,może i gburem jestem ale przyłożyć też mogę,aż się prosisz"
-"Ha spróbuj ogrze"-krzyknął II,chwytając za swój rodowy miecz zza pasa.
-"Zamknąć się oboje i słuchać"-rzucił po wejściu I.
-"Słuchajcie ,mamy duży problem,IV zdobył informacje o niebezpiecznej grupie ludzi,których popularność wśród obywateli ciągle wzrasta.Musimy zdecydować się co robić.Mistrz jest wściekły,bo nie dawno zaatakowali i zniszczyli galerie na jego cześć na Bohaterów Narodowych."-kontynuował I.
Po wysłuchaniu różnych zdań oraz kilku kłótni zdecydowali,by nie interweniować na razie i ograniczyć się do wewnętrznej inwigilacji.A żeby mistrza udobruchać wystawiają parę kozłów ofiarnych i zorganizują uroczyste przyjecie na jego cześć.Praca ta przypadła II,III,V i XII.
Po wyjściu Freed umówił się na wieczór z III i IX,ponoć mają być jakieś fajne panienki
.I gdy już miał szukać Małego,zauważył XV .Dziwnie się zachowywała,szła przed siebie ale bez siostry i nie służbowym wozem.Poszedł za nią,choć sam nie wiedział po co,Przeszedł parę ulic i nadal szedł.Weszli do jakieś dziwnej dzielnicy.Gdy zamierzał wejść do budynku,gdzie weszła XV,poczuł wielki ból z tyłu głowy,zapadał się w ciemność,nie wiedząc co się dzieje......
Kupił on od kolegów mądrość w słoiku za niebagatelną sumę 120 złotych monet,co stanowiło roczną jego wypłatę. Gdy otworzył on słoik zobaczył ,że nabył zwykły dżem. Zdenerwowany natychmiast pobiegną tą sprawę wyjaśnić.
-"CO WYŚCIE MI SPRZEDALI KACAPY JEDNE"-krzyczał.
-"Spokojnie,dostałeś to co chciałeś"-usłyszał w odpowiedzi.
-"O czym wy mówicie?".
-"Udowodnić ci?
-"Dawaj,bo jak ci gonga zasadze!!!"-a trzeba wiedzieć,że chłop chucherkiem nie był.
-"Chcesz kupić następny słoik mądrości?"
-"NO chyba chcesz dostać!!"
-"A widzisz czyli nie popełnisz jeszcze raz tego samego błędu jeszcze raz,mówiąc wprost dostałeś mądrość,nic nie mówiliśmy o byciu inteligentniejszym,kupiłeś słoik mądrości i ją dostałeś"
Kuzyn zbaraniał,nie miał ani jednego argumentu przeciw tej logice.I zawstydzony wrócił do domu,gdzie nie pokazywał się we wsi przez jakiś czasów,póki śmiechy nie umilkły.
Ale Mały miał z niego ubaw,na szczęście ,zanim zaczął kolejną opowieść o swojej rodzinie byli na miejscu.
-"Eh już jesteśmy?? Tak dobrze się z panem komendantem rozmawiało....A może chce pan usłyszeć o......"-nim zdążył dokończyć usłyszał szybką odpowiedź.
-Przepraszam Mały ale muszę iść,jako oficer jestem zobowiązany do niesienia przykładu swoim podwładnym,wiec zaparkuj auto i masz 2 godziny wolnego ,pewnie nie prędko skończy się to zebranie szczególnie,że II je prowadzi ...cóż za nudny typ z niego,typowy urzędas..."
-"Okej ,to wstąpię do tego nowego przybytku na Kruczej ,ponoć są tam całkiem ładne.....
-"Dobra,wiem o jaki przybytek ci chodzi,idź idź byleś sobie kłopotu nie narobił i zarazem mi".
-"Nic się nie stanie"-szybko odpowiedział i odjechał jakby go diabeł gonił.
Powoli Freed skierował się na wielkie białe marmurowe schody,skąd mistrz wziął tyle materiału albo pieniędzy by to zbudować.Pokonując tą przeszkodę,wszedł do wielkiego gmachu,a dziwny to był budynek.Całość była widziana z prawie każdego miejsca w mieście ,nie był pomalowany w jakiś fantastyczny kolor,wyglądało to tak jakby budując schody ,nie starczyło pieniędzy na sam gmach.Każdy dopatrywał się tu innego koloru,jeden widział siwy,drugie przyciemniony biały.Za to wielkość tego wszystkiego,przytłoczyło by nie jednego bogacza lubiącego pokazać za pomocą posiadanego budynku swój majątek.Bohatera to miejsce zawsze przerażało,ten przód z wielkimi kolumnami przypominało mu miejsce,gdzieś się wchodzi ale już nie wychodzi..
Po wejściu do środka czuło się jak by cofnęło się w czasie. Wszędzie jakieś rzeźby,kolumny,a podłogi z marmuru lub innego drogiego kamienia.Nie pasowali tylko ludzie,ubrani w ciemne garnitury,niektórzy z broni przy boku lub na ramieniu.Był już na miejscu,przed salą z wielkimi zdobionymi złotem drzwiami.Pchnąwszy je ,wszedł do środka. Osiemnaście głów odwróciło w jego stronę.
-"A któż to zawitał w nasze skromne progi?Czyż nie umówiliśmy się tu na pełną godzinę?"-usłyszał irytujący głos,który zawsze doprowadzał go do wściekłości.
-Ależ II ,nie wszystko można w pełni przewidzieć"
-No cóż jakbyś może wczoraj ograniczył spożywanie alkoholu.....
-"Zaraz ,dwójeczko kochana ,jakby on miał to zrobić,skoro inni pili.Co miał jak jakiś kiep siedzieć i okazać brak kultury? Zacznijmy to spotkanie ,tracimy czas na jakieś bzdety zamiast wykorzystać go w bardziej odpowiedni sposób"-wtrącił się III
-" Hf. jak zwykle musiałeś wtrącić swoje trzy grosze,no cóż,po takim gburze jak ty,nie można oczekiwać dobrego zachowania".
-"Ty,może i gburem jestem ale przyłożyć też mogę,aż się prosisz"
-"Ha spróbuj ogrze"-krzyknął II,chwytając za swój rodowy miecz zza pasa.
-"Zamknąć się oboje i słuchać"-rzucił po wejściu I.
-"Słuchajcie ,mamy duży problem,IV zdobył informacje o niebezpiecznej grupie ludzi,których popularność wśród obywateli ciągle wzrasta.Musimy zdecydować się co robić.Mistrz jest wściekły,bo nie dawno zaatakowali i zniszczyli galerie na jego cześć na Bohaterów Narodowych."-kontynuował I.
Po wysłuchaniu różnych zdań oraz kilku kłótni zdecydowali,by nie interweniować na razie i ograniczyć się do wewnętrznej inwigilacji.A żeby mistrza udobruchać wystawiają parę kozłów ofiarnych i zorganizują uroczyste przyjecie na jego cześć.Praca ta przypadła II,III,V i XII.
Po wyjściu Freed umówił się na wieczór z III i IX,ponoć mają być jakieś fajne panienki
.I gdy już miał szukać Małego,zauważył XV .Dziwnie się zachowywała,szła przed siebie ale bez siostry i nie służbowym wozem.Poszedł za nią,choć sam nie wiedział po co,Przeszedł parę ulic i nadal szedł.Weszli do jakieś dziwnej dzielnicy.Gdy zamierzał wejść do budynku,gdzie weszła XV,poczuł wielki ból z tyłu głowy,zapadał się w ciemność,nie wiedząc co się dzieje......
Rozdział VI
-"I co my z nim teraz zrobimy?Po jakiego diabła go uderzyłeś?Zgubiła by go gdzieś w budynku i nie było by kłopotu a teraz?"
-"O co ci chodzi? Przyłapałem jakiegoś szpicla,to ty się na mnie drzesz"
-"To nie jakiś szpicel durniu,a jeden z rady,musimy zastanowić się co z nim zrobić"-do rozmowy dwóch męskich głosów wtrącił się damski.Przynajmniej tyle mógł wywnioskować po obudzeniu Freed. Rozejrzał się wokół,lecz po za ciemnością oraz zarysami przedmiotów nie dostrzegł nic więcej.Tamci,chyba usłyszeli.Drzwi się otwarły i weszła XV.
-"I na co ci było to chodzenie za mną?Choć nie powiem głowę ty to masz twardą.Po takim uderzeniu mieć aby siniak...."
-"Skończ pieprzyć i gadaj o co tu chodzi?Jak to możliwe,że członek rady jest w towarzystwie naszych największych wrogów,którzy mordują naszych prawie codziennie.
-"Nie wiem dlaczego tak sądzisz ale to niepra...."
-"Poznałem te dwa charakterystyczne głosy....Mówią na nich Bracia.Dwóch przywódców ,grupy terrorystycznej "Wolność".
-"Jesteś głupcem Freed,widzisz las takim jakim ci go przedstawiają,a nie zauważasz ,że nie jest on tak piękny,jaki ci wydaje się być.Widziałeś tylko obraz i tylko na nim się skupiłeś.....-i wyszła zostawiając go samego.
Musiał wydostać się jak najprędzej ,w swym gniewie zapomniał się i powiedział za dużo.Mógł udawać zdziwionego tą całą sytuacją i udać,że to żart jego kolegów.Teraz gdy wiedzą o ich rozpoznaniu ,będą musieli go usunąć.No przynajmniej on by tak zrobił.Jakoś chwiejnie wstał.Nadal huczało mu w głowie,myślał-"Czym jak kurde dostałem.....Albo miał on w łapie jakieś dziadostwo albo ma siłę jak III".Próbował coś dostrzec w tej ciemnicy.Podszedł bliżej do najbardziej widocznej rzeczy w pomieszczeniu.Okazało się,że było to lustro,już nie miało połowy zwierciadła.Obrócił się tyłem ,chwycił za jeden z odłamków ,przy okazji wbijając sobie w rękę drugi mniejszy.Po kolejnych próbach przecięcia więzów gdzie przy każdej przechodził go spazm bólu z przebitej szkłem ręki,udało mu się uwolnić.Z kieszeni wyjął chusteczkę,(wymóg II co do każdego członka rady,co do ubioru i jego przedmiotów),owinął delikatnie krwawiącą dłoń i rozejrzał się za wyjściem.Miał do wyboru albo drzwi albo zabite dechami okno.Jako,że pierwsza z opcji byłą z góry przegrana ,wybrał drugą.Na szczęście dla niego deski nie były solidnie przybite.Przy pomocy jednej zdrowej kończyny oderwał powoli deski i wychylił się.Był na pierwszym pietrze jakieś starej kamienicy.Gdy był sprawny w stu procentach już by skoczył ,tak jak na szkoleniu wojskowym,niestety mając tylko zdrową jedną rękę oraz problemy po uderzeniu w głowę nie mógł tego zrobić.
-"Myśl Freedo,myśl"-powtarzał sobie.Obok okna zauważył stary przewód czy też kabel biegnący do niższego budynku.
-"No cóż to szalone,ale czy takie życie moje nie jest?Z włóczęgi po ulicach do salonu na mieście,czyste szaleństwo,skoro to się udało to co teraz zrobię też może się udać"-wyjął pasek ze spodni,zawiesił na kablu i skoczył.Zjechał po nim,choć nie bez obawy,przy każdym centymetrze zjazdu,wydawał on takie odgłosy jakby miał zaraz się zerwać..Dotarł do drugiego budynku,gdzie przy każdym kroku przeklinał XV,przebitą rękę i swoją zbytnią ciekawość.Nie miał czasu by pomyśleć czy tam ci wiedzą o jego ucieczce..Biegnął lekko kulejąc,nie wiedząc gdzie ,nie minął absolutnie żadnego człowieka,ale co go teraz obchodziło..Przedostawszy się do swojej dzielnicy ,jakimś niespodziewanym łutem szczęścia,wstąpił do swojego mieszkania,gdzie Mały sprowadził mu po kryjomu lekarza,który bez żadnych pytań opatrzył mu rękę i głowę,potem zostawił wskazówki,co do dalszego leczenia i poszedł.
-"Komendancie widzę miał pan noc przebojową,czyżby poderwana dziewczyna okazała się być mężatka i po dostaniu w łeb od jej mężulka musiał uciekać przez okno i stąd ta rozwalona ręka?'-nie mógł się powstrzymać od komentarzu Mały.
-" Coś w tym stylu,ale kończmy te rozmowy,głowa mnie tak boli jakby dywizjon bombowy w niej latał.Noc pełna wrażeń ..zdecydowanie...zdecydowanie....
Rozdział VI
-"I co my z nim teraz zrobimy?Po jakiego diabła go uderzyłeś?Zgubiła by go gdzieś w budynku i nie było by kłopotu a teraz?"
-"O co ci chodzi? Przyłapałem jakiegoś szpicla,to ty się na mnie drzesz"
-"To nie jakiś szpicel durniu,a jeden z rady,musimy zastanowić się co z nim zrobić"-do rozmowy dwóch męskich głosów wtrącił się damski.Przynajmniej tyle mógł wywnioskować po obudzeniu Freed. Rozejrzał się wokół,lecz po za ciemnością oraz zarysami przedmiotów nie dostrzegł nic więcej.Tamci,chyba usłyszeli.Drzwi się otwarły i weszła XV.
-"I na co ci było to chodzenie za mną?Choć nie powiem głowę ty to masz twardą.Po takim uderzeniu mieć aby siniak...."
-"Skończ pieprzyć i gadaj o co tu chodzi?Jak to możliwe,że członek rady jest w towarzystwie naszych największych wrogów,którzy mordują naszych prawie codziennie.
-"Nie wiem dlaczego tak sądzisz ale to niepra...."
-"Poznałem te dwa charakterystyczne głosy....Mówią na nich Bracia.Dwóch przywódców ,grupy terrorystycznej "Wolność".
-"Jesteś głupcem Freed,widzisz las takim jakim ci go przedstawiają,a nie zauważasz ,że nie jest on tak piękny,jaki ci wydaje się być.Widziałeś tylko obraz i tylko na nim się skupiłeś.....-i wyszła zostawiając go samego.
Musiał wydostać się jak najprędzej ,w swym gniewie zapomniał się i powiedział za dużo.Mógł udawać zdziwionego tą całą sytuacją i udać,że to żart jego kolegów.Teraz gdy wiedzą o ich rozpoznaniu ,będą musieli go usunąć.No przynajmniej on by tak zrobił.Jakoś chwiejnie wstał.Nadal huczało mu w głowie,myślał-"Czym jak kurde dostałem.....Albo miał on w łapie jakieś dziadostwo albo ma siłę jak III".Próbował coś dostrzec w tej ciemnicy.Podszedł bliżej do najbardziej widocznej rzeczy w pomieszczeniu.Okazało się,że było to lustro,już nie miało połowy zwierciadła.Obrócił się tyłem ,chwycił za jeden z odłamków ,przy okazji wbijając sobie w rękę drugi mniejszy.Po kolejnych próbach przecięcia więzów gdzie przy każdej przechodził go spazm bólu z przebitej szkłem ręki,udało mu się uwolnić.Z kieszeni wyjął chusteczkę,(wymóg II co do każdego członka rady,co do ubioru i jego przedmiotów),owinął delikatnie krwawiącą dłoń i rozejrzał się za wyjściem.Miał do wyboru albo drzwi albo zabite dechami okno.Jako,że pierwsza z opcji byłą z góry przegrana ,wybrał drugą.Na szczęście dla niego deski nie były solidnie przybite.Przy pomocy jednej zdrowej kończyny oderwał powoli deski i wychylił się.Był na pierwszym pietrze jakieś starej kamienicy.Gdy był sprawny w stu procentach już by skoczył ,tak jak na szkoleniu wojskowym,niestety mając tylko zdrową jedną rękę oraz problemy po uderzeniu w głowę nie mógł tego zrobić.
-"Myśl Freedo,myśl"-powtarzał sobie.Obok okna zauważył stary przewód czy też kabel biegnący do niższego budynku.
-"No cóż to szalone,ale czy takie życie moje nie jest?Z włóczęgi po ulicach do salonu na mieście,czyste szaleństwo,skoro to się udało to co teraz zrobię też może się udać"-wyjął pasek ze spodni,zawiesił na kablu i skoczył.Zjechał po nim,choć nie bez obawy,przy każdym centymetrze zjazdu,wydawał on takie odgłosy jakby miał zaraz się zerwać..Dotarł do drugiego budynku,gdzie przy każdym kroku przeklinał XV,przebitą rękę i swoją zbytnią ciekawość.Nie miał czasu by pomyśleć czy tam ci wiedzą o jego ucieczce..Biegnął lekko kulejąc,nie wiedząc gdzie ,nie minął absolutnie żadnego człowieka,ale co go teraz obchodziło..Przedostawszy się do swojej dzielnicy ,jakimś niespodziewanym łutem szczęścia,wstąpił do swojego mieszkania,gdzie Mały sprowadził mu po kryjomu lekarza,który bez żadnych pytań opatrzył mu rękę i głowę,potem zostawił wskazówki,co do dalszego leczenia i poszedł.
-"Komendancie widzę miał pan noc przebojową,czyżby poderwana dziewczyna okazała się być mężatka i po dostaniu w łeb od jej mężulka musiał uciekać przez okno i stąd ta rozwalona ręka?'-nie mógł się powstrzymać od komentarzu Mały.
-" Coś w tym stylu,ale kończmy te rozmowy,głowa mnie tak boli jakby dywizjon bombowy w niej latał.Noc pełna wrażeń ..zdecydowanie...zdecydowanie....
Rozdział VII
Światło słoneczne nie miłosiernie dawało znać,że pora wstać. Minęło trochę czasu od pamiętnej nocy,gdzie musiał uciekać ,cały czas zastanawiał się co ma dalej zrobić,Poczucie lojalności wobec mistrza mówiło mu by wszystko o XV powiedzieć.Niestety nie było to takie łatwe.W głębi duszy lubił tę dziewczynę,która mimo swojej pracy nie przesiąkła tym złem ani nie oszalała,z kimś mógł się też pokłócić bez obaw,że się obrazi. Wewnętrzne spory przerwało mu pukanie do drzwi.Nie mógł to być Mały,gdyż dostał na dwa tygodnie urlop z racji śmierci matki.Powoli wstał z łóżka jednocześnie biorąc z pod poduszki pistolet.Po tamtej przygodzie zawsze go nosił.Podszedł do drzwi i powoli je uchylił,starannie maskując pistolet.Stała tam osoba,której najmniej się spodziewał.
-"Mogę wejść?"-spytała cicho XV
-"Skąd mam wiedzieć,że za tobą nie czai się jakaś grupa ludzi mająca mnie zabić?"
-"O to się nie martw,po pierwsze nie mam po co cie zabić,a po drugie ciekawe jak miałam by to zrobić w kamienicy oficerskiej,koło której kreci się mnóstwo wojska?.Chciałam tylko porozmawiać.
-"Dobra wejdź,ale bez zbędnych ruchów usiądź na fotelu z rękoma na widoku"-szybko odpowiedział Freedo,mierząc w dawną koleżankę z broni.
-" Z moich informacji wynika,że jeszcze mnie nie wydałeś tajnej policji"
-"Cały czas się nad tym zastanawiam....Kurw.. Jakim sposobem najlepszy kat Rady przeszedł do obozu wroga????"
-"To nie jest takie proste jak myślisz ,według ciebie jest tylko dwa podziały ludzi ,ci z mistrzem i ci przeciwko niego.A powiedz kiedy ostatnio z nim rozmawiałeś?Kiedy ostatnio byłeś dalej niż w dzielnicy centralnej?"
-"Spróbuj chociaż raz powiedzieć coś złego o mistrzu ,a masz kulkę jak w banku"
-"Daj spokój,zachowujesz się jak dziecko,któremu obrażono jego bohatera,obudź się wreszcie i zdejmij z oczu te klapki,które pokazują tylko wąski horyzont.Widzę,że cie nie przekonam,jednak wierze,że dostrzeżesz prawdę we właściwym czasie ,byle nie było to za późno ...."
-"Prawdę ma przed oczami i się jej trzymam,to raczej ty jesteś zagubioną owieczką.I też wierze,że powrócisz do właściwego pasterza.Dlatego nie musisz się bać,ja nic nie powiem tajniakom.
-"Przynajmniej widać,że twoje serce nie jest do końca stracone,żegnaj Freedo,mam nadzieję,że los nie rzuci nas po przeciwnych stronach...."-i wyszła ze smutnym uśmiechem na twarzy i ze zmęczeniem w oczach.
Długo po jej wyjściu zastanawiał się nad tym wszystkim.Jej słowa wzmocniły dawne wątpliwości co do mistrza.Podejrzane było,że kontaktował się tylko I i prawie w ogóle nie pokazywał się publicznie.Spojrzał na zegarek i przypomniał sobie,że czas do jego pracy,znowu VII będzie marudzić.Zjadł szybki posiłek i zszedł na dół.
-"O ho widzę poprawę,spóźnienie aby o 15 minut.."-zaczął VII,oparty o służbowe auto z papierosem w ustach.
-"Przecież dzięki temu,masz zawsze czas na wypalenie paru papierosów,co był by za dzień pracy bez fajek?W aucie palić nie możesz ,a w czasie pracy nie mamy czasu."
-"Skończ młody podskakiwać,bo się przewrócisz,właź do auta"
-"Dobra,dobra niech się szef tak nie denerwuje,co mamy dzisiaj w planach?"
-"Jakiś oszołom napadł sam na bank na przedmieściach."
-"To w czym problem?Kryminalni już dawno powinni go zdjąć."
-" W normalnych okolicznościach tak,tylko że facet jest obwiązany materiałem wybuchowym,a najgorsze jest to ,że to jest ten najnowszy sentexx."
-"Skąd taki koleś z ulicy zdobył taki towar?"
-"Pracował w kopalni,gdzie poszerzali kopalnie ,jedna ze ścian nie chciała ruszyć z normalnym trotylem ,wiec musieli im dowieźć ten nowy.Bandyta był jednym z dozorców i miał dostęp,reszty się możesz domyślać.
-"Taaa.I to na nas pewnie spadnie odpowiedzialność w razie porażki czyż nie?"
-"Normalka,dobra dawaj górę i jedziemy"-po tej rozmowie jadąc z dużą prędkością i na sygnale dotarli na miejsce.Po krótkim rozpoznaniu aktualnej sytuacji,weszli do środka banku.
Wewnątrz nikogo nie było,tylko na stanowisku kasjera siedział wynędzniały człowiek z widocznym sentexxem ,przyczepionym pasem do brzucha.
-"Kur..jak to wybuchnie to rozsadzi z pół dzielnicy,a może nawet całą,młody idziemy powolutku do niego ,gdy zauważysz szanse ,działaj"-szepnął VII do Freeda.
-"Dobry człowieku ,co ty robisz?Wracaj do rodziny,pewnie martwią się o ciebie."
Tamten wstał ,spojrzał się na intruzów i powiedział:
-"Do rodziny mówisz......I co ja im powiem?Drogie dzieci od jutra nie będziecie nic jedli,bo tatuś został wylany,przez jakiś głupiego lalusia z centrali,który w ogóle nie ma pojęcia o górnictwie,a wprowadza jakieś dziwne normy???Co takie pieski centrali jak wy możecie wiedzieć o życiu??Siedzicie najedzeni przed telewizorami i śmiejecie się ,podczas gdy ludzi z przedmieść głodują. Przychodzę do banku po moje oszczędności,i co się okazuje???Zostały zajęte z tytułu jakiegoś nowego podatku tego waszego mistrza,człowiek mający nas poprowadzić ku świetlistej przyszłości,stał się naszym katem i ciemięzcom. Wysadzę to wszystko w powietrze..."
Zanim zdążył coś zrobić padły strzały.To Freed oddał dwa mierzone strzały,zabijając napastnika.Po szkoleniu wojskowym i w czasach przejęcia władzy wielokrotnie musiał zabijać,jednak to co nim wstrząsnęło był wielki smutek oraz żal w oczach umierającego.Widział już u swoich ofiar nienawiść,gniew,zdziwienie,ale tego jeszcze nie odczuł.A tamto spojrzenie wypaliło się mu w pamięci.
-"Coś ty młody oszalał,a jakbyś trafił w co innego ??Machalibyśmy rękoma w promieniu 3 km"
-"Spokojnie szefie ,eksplozji nie było by,przy końcu zorientował się ,że nie uzbroił do końca ładunków,miałem kilka sekund zanim to zrobi.Póki tego nie zrobił sentexx był niegroźny.Czytałem o nim,gdy dali nam dokumenty przy jego prezentacji.Jeśli nie uzbroi się ładunku w trzech etapach ,jest on nie groźny.Wprowadzili oni takie zabezpieczenie z uwagi na wielką moc eksplozji."
-"Uff,dobrze,że ktoś jednak to czyta,dla mnie jest to takie nudne,że zawsze zasypiam,dobra powiadom resztę o zakończonej sprawie i zbieramy się ,mam ochotę na jakieś mocne piwo."
Koniec sprawy był taki jak zwykle,sanitariusze zabrali ciało,kryminalni rozpoczęli własne śledztw,a VII i Freed odjechali.W czasie jazdy VI zapytał swojego przełożonego.
-"Czy naprawdę może być tak jak on mówił?"
-".......Wiesz młody,dlaczego teraz zamiast na emeryturze,siedzę w ciasnym aucie i latam jak ze sraczką za ludźmi ,których potem zapuszkujemy? Parę lat temu stanąłem przeciwko pewnemu ważniakowi,synowi jednego z ministrów mistrza.Posłał on na karę śmierci niewinnego chłopaka,tylko po to by móc ożenić się z jego narzeczoną.Moja interwencja poskutkowała i młodzi uciekli jak tylko mogli z kraju,ale synalek poskarżył się ojcu.A ten wymyślił jakieś dyrdymały,które by przekonały mistrza.Na następny dzień dostałem przeniesienie z kryminalnych,niby był to awans,ale automatycznie przedłużył mi ilość czasu do emerytury,a brakowało mi tylko rok do niej.Kupa pracy oraz mało czasu do odpoczynku sprawiło,że ten awans stał się dla mnie zmorą.Zapamiętaj moje słowa młody,jeśli chcesz wieść wygodne życie,zamknij swe serce i uczucia jak najgłębiej siebie.Rób tylko to co od ciebie wymagają,nic poza tym,ja za swe miękkie serce zapłaciłem,nawet jak jest tak jak on mówił ,nic nie możemy z tym zrobić.Jesteś jeszcze młody i cale życie przed, tobą ,nie spiernicz tego,bo świat nie lubi dobrych ludzi,przynajmniej ten świat w którym żyjemy....."-dalszą drogę pokonali w milczeniu,wykonali jeszcze długą prace papierkową i wrócili osobno do domu. Freed długo nie mógł zasnąć,wszystkie słowa dzisiaj usłyszane ,po kolei odbijały się w jego głowie,aż po dłuższym czasie zasnął ogarnięty większymi wątpliwościami niż wstawał rano......
Część oddziału zatrudniła się dzięki kontaktom w zespole sprzątającym tej ulicy,w stolicy dla każdej ulicy była jedna ekipa,dla wszystkich było to marnotrawstwem pieniędzy,ale nie dla Mistrza.Pozostali wraz z Freedem rozproszyli się by móc swobodnie śledzić ofiarę.Cóż po kilku dniach śledztwa,akcja okazała się bardzo prosta do wykonania.Donosiciel był tak pewny siły rządowej,że wszędzie chodził sam i nie przejmował się zwracaniem na siebie uwagi.Gdy natknął się na jakiegoś biedniejszego wyglądającego,od razu go poniżał,a nie kiedy bił,patrząc by nie ubrudzić swojego ubrania.Tylko dla pracujących na stanowisku rządowym był ,aż nad to uprzejmy.Rebelianci zauważyli najlepszy moment na zabójstwo.W co drugi dzień szedł do restauracji,gdzie dostawał specjalne miejsce z tyłu restauracji,mógł tam siedzieć i nikt go nie widział ani nie słyszał.Z opisu kelnerek,które tam pracowały dowiedzieli się,że wykorzystuje zacisze tego miejsca by dotykać ich kiedy go obsługują.Jedna nawet mówiła,że złapał ją i swoim ohydnym łapskiem dotykał ją wszędzie przez parę minut ,zaproponował nawet,że może dojść do czegoś więcej,on będzie zadowolony,a ona bogatsza o prezent czy pieniądze.Na szczęście zdążyła jakoś wywinąć się z jego chwytu i uciec. Właściciel miał związane ręce.W poprzednim lokalu po sprzeciwie jego szefa odnośnie zachowania tego człowieka,nie dość że zamknęli lokal to cały personel trafił do wiezienia,gdzie strażnicy mogli z nimi robić co chcieli.Nie wiadomo czy to kontakty konfidenta czy też powiedział odpowiednie słowa do tajniaków ,doprowadziły do takiej sytuacji.
I tu powstała trudność,w jaki sposób uciszyć niewygodnego człowieka,nie sprowadzając nienawiści na niewinnych....Ustalili,że kelnerka i właściciel,którzy sami przeważnie obsługują go,muszą też zostać postrzeleni i są zmuszeni by tamtego bronić.Po dogadaniu się z restauracją,zaplanowali następnego dnia akcje.
Gdy zegar na wielkim pałacu Mistrza wybił południe,oni już czekali za tylnymi drzwiami lokalu na ofiarę.Powiadomić miał ich jeden z kelnerów,którzy zawsze przychodzą tutaj na papierosa.Ustawili też ciężarówkę,tak by mogli szybko uciec.Wiadomo ,pistolet maszynowy za cichy nie jest,a jakiś nadgorliwy oficerek też się mógł zdarzyć.Kluczem tej roboty była celność i szybkość.
Niestety tego dnia nie przyszedł,musieli wiec zatrzeć wszelkie ślady swojej obecności,a akcje przełożyli o dwa dni.Gdy minął tamten czas ,wreszcie przyszedł,widocznie na kogoś doniósł bo sypał pieniędzmi na lewo i prawo.Zaczekali,aż na je się do syta,by nie mógł natychmiastowo uciec.W końcu wkroczyli do środka.
Jak w zwolnionym tempie ten wstrętny mały człowieczek zobaczył ludzi z bronią.Próbował jak najszybciej wstać i uciec.Niestety zjedzony wcześniej syty posiłek uniemożliwiał to.Kelnerka krzyczała,a właściciel rzucił się na człowieka z pistoletem.Padła najpierw seria z broni maszynowej,która rzuciła na ścianę konfidenta,następnie strzelił z bliska Freed do właściciela lokalu trafiając go w ramie ,potem dostała kelnerka ,za nadmierny krzyk.Gdy wszyscy postrzeleni leżeli krwawiąc na podłodze.Cała trójka zamachowców,(pozostali ubezpieczali ,na zewnątrz),podbiegła do ciężko rannego współpracownika tajniaków.Ten pomimo chust na twarzach zdaję się rozpoznał Freeda
-"To ty....ale.....ty....nie .....żyjesz"-ledwo mówił,lecz nie doczekał się odpowiedzi,tylko kolejnych strzałów.Strzelali tak długo ,aż tamten się w ogóle nie ruszał.Po wyładowaniu złości na kapusiu za swoje krzywdy i ich ludzi,szybko oprzytomnieli,słysząc dalekie syreny policyjne.Sprawdzili jeszcze tylko czy rany u pozostałej dwójki są niegroźne,uciekli wsiadając do ciężarówki. Wbrew instynktowi ,zamiast jechać szybko jechali powoli ,stosując się zasad na drodze. Ktoś by powiedział,co za durnie,powinni jak najszybciej odjechać.Jednak i to było przemyślane.Jaki pojazd najwięcej przyciąga uwagę?Najszybciej poruszający się i zachowujący się nie normalnie po drodze.Nikt nie podejrzewał,że zamachowcy mogli znajdować się w ciężarowce,pełnej skrzyń,jechającej tak ,jakby kierowca za następny mandat miał trafić do wiezienia.Po mieście poruszało się zbyt wiele takich pojazdów,by policja mogła każdy zatrzymać.Skupili się oni tylko na autach osobowych,a ciężarowe zatrzymywali, tylko te których zachowanie bardzo odbiegało od normy.Nasi zamachowcy zaczekali jeszcze jeden dzień na przedmieściach,ponieważ każdy wyjazd z miasta był pilnowany,nie mogli tak gładko przejechać jak w centrum.
Z uśmiechem na twarzy czytali artykuł w służebniczej rządowej gazecie,a brzmiał on tak
"Wczoraj w godzinach popołudniowych jeden z naszych zacnych obywateli pożegnał się ze światem.Nieznani terroryści zastrzelili ,tego biednego człowieka z zimną krwią ,raniąc dwie postronne osoby,chcące go uratować.Ubolewamy nad tym wydarzeniem ,żywiąc ogromne nadzieje wobec Wewnętrznego Biura ,że znajdzie tych nikczemników,zatruwających życie naszego cudnego miast.Z nie których źródeł wynika,że mogą oni być powiązani z grupą rebeliantów,wprowadzających od nie dawna chaos i śmierć do naszego kraju.Wierzymy,że wszyscy oni zostaną pojmani i osądzeni ku chwale sprawiedliwości.Niech nam żyje Wielki Mistrz,oby jak najdłużej panował."-po przeczytaniu tego,wszyscy stwierdzili,że autor musiał mięć coś z głową pisząc te bzdury.Jednak puścili to w nie pamieć i cieszyli się z powodzenia akcji i ze starannej gry aktorskiej kelnerki i właściciela,dzięki której są teraz bezpieczni.
Za pomocą kontaktów w szpitalu potwierdzili,że konfident zmarł po operacji.Mieli ogromne szczęście,ponieważ już chciał o wszystkim donieść tajniakom,ponieważ operacja się niby udała i mógł swobodnie mówić.Tajniacy już z nim rozmawiali ,gdy nagle jego stan się pogorszył.Stracił zbyt wiele krwi i zbyt wiele narządów została przebitych by mógł żyć.Nie było śledztwa w szpitalu,nawet najgłupszy tajniak wiedział ,że nawet mimo udanej operacji ,jego przeżycie było z znikome,jednak byli zawiedzeni,myśleli bowiem,że przed śmiercią zdąży im jeszcze coś powiedzieć.A tak dochodzenie dotyczące strzelaniny w restauracji,stanęło w miejscu,a potem zostało zamknięte z braku wystarczających dowodów i świadków.Za to Freed z innymi bezpiecznie nową ciężarówką wrócili do bazy.Ciemne czasy miały nadejść dla rebeliantów,o czym mieli się niebawem gorzką przekonać.Nawet najmniejsza dokuczliwa rana może w końcu doprowadzić do wizyty u lekarza.Gdzie lekarz to wojsko,a kulami są leki.....
-"Mogę wejść?"-spytała cicho XV
-"Skąd mam wiedzieć,że za tobą nie czai się jakaś grupa ludzi mająca mnie zabić?"
-"O to się nie martw,po pierwsze nie mam po co cie zabić,a po drugie ciekawe jak miałam by to zrobić w kamienicy oficerskiej,koło której kreci się mnóstwo wojska?.Chciałam tylko porozmawiać.
-"Dobra wejdź,ale bez zbędnych ruchów usiądź na fotelu z rękoma na widoku"-szybko odpowiedział Freedo,mierząc w dawną koleżankę z broni.
-" Z moich informacji wynika,że jeszcze mnie nie wydałeś tajnej policji"
-"Cały czas się nad tym zastanawiam....Kurw.. Jakim sposobem najlepszy kat Rady przeszedł do obozu wroga????"
-"To nie jest takie proste jak myślisz ,według ciebie jest tylko dwa podziały ludzi ,ci z mistrzem i ci przeciwko niego.A powiedz kiedy ostatnio z nim rozmawiałeś?Kiedy ostatnio byłeś dalej niż w dzielnicy centralnej?"
-"Spróbuj chociaż raz powiedzieć coś złego o mistrzu ,a masz kulkę jak w banku"
-"Daj spokój,zachowujesz się jak dziecko,któremu obrażono jego bohatera,obudź się wreszcie i zdejmij z oczu te klapki,które pokazują tylko wąski horyzont.Widzę,że cie nie przekonam,jednak wierze,że dostrzeżesz prawdę we właściwym czasie ,byle nie było to za późno ...."
-"Prawdę ma przed oczami i się jej trzymam,to raczej ty jesteś zagubioną owieczką.I też wierze,że powrócisz do właściwego pasterza.Dlatego nie musisz się bać,ja nic nie powiem tajniakom.
-"Przynajmniej widać,że twoje serce nie jest do końca stracone,żegnaj Freedo,mam nadzieję,że los nie rzuci nas po przeciwnych stronach...."-i wyszła ze smutnym uśmiechem na twarzy i ze zmęczeniem w oczach.
Długo po jej wyjściu zastanawiał się nad tym wszystkim.Jej słowa wzmocniły dawne wątpliwości co do mistrza.Podejrzane było,że kontaktował się tylko I i prawie w ogóle nie pokazywał się publicznie.Spojrzał na zegarek i przypomniał sobie,że czas do jego pracy,znowu VII będzie marudzić.Zjadł szybki posiłek i zszedł na dół.
-"O ho widzę poprawę,spóźnienie aby o 15 minut.."-zaczął VII,oparty o służbowe auto z papierosem w ustach.
-"Przecież dzięki temu,masz zawsze czas na wypalenie paru papierosów,co był by za dzień pracy bez fajek?W aucie palić nie możesz ,a w czasie pracy nie mamy czasu."
-"Skończ młody podskakiwać,bo się przewrócisz,właź do auta"
-"Dobra,dobra niech się szef tak nie denerwuje,co mamy dzisiaj w planach?"
-"Jakiś oszołom napadł sam na bank na przedmieściach."
-"To w czym problem?Kryminalni już dawno powinni go zdjąć."
-" W normalnych okolicznościach tak,tylko że facet jest obwiązany materiałem wybuchowym,a najgorsze jest to ,że to jest ten najnowszy sentexx."
-"Skąd taki koleś z ulicy zdobył taki towar?"
-"Pracował w kopalni,gdzie poszerzali kopalnie ,jedna ze ścian nie chciała ruszyć z normalnym trotylem ,wiec musieli im dowieźć ten nowy.Bandyta był jednym z dozorców i miał dostęp,reszty się możesz domyślać.
-"Taaa.I to na nas pewnie spadnie odpowiedzialność w razie porażki czyż nie?"
-"Normalka,dobra dawaj górę i jedziemy"-po tej rozmowie jadąc z dużą prędkością i na sygnale dotarli na miejsce.Po krótkim rozpoznaniu aktualnej sytuacji,weszli do środka banku.
Wewnątrz nikogo nie było,tylko na stanowisku kasjera siedział wynędzniały człowiek z widocznym sentexxem ,przyczepionym pasem do brzucha.
-"Kur..jak to wybuchnie to rozsadzi z pół dzielnicy,a może nawet całą,młody idziemy powolutku do niego ,gdy zauważysz szanse ,działaj"-szepnął VII do Freeda.
-"Dobry człowieku ,co ty robisz?Wracaj do rodziny,pewnie martwią się o ciebie."
Tamten wstał ,spojrzał się na intruzów i powiedział:
-"Do rodziny mówisz......I co ja im powiem?Drogie dzieci od jutra nie będziecie nic jedli,bo tatuś został wylany,przez jakiś głupiego lalusia z centrali,który w ogóle nie ma pojęcia o górnictwie,a wprowadza jakieś dziwne normy???Co takie pieski centrali jak wy możecie wiedzieć o życiu??Siedzicie najedzeni przed telewizorami i śmiejecie się ,podczas gdy ludzi z przedmieść głodują. Przychodzę do banku po moje oszczędności,i co się okazuje???Zostały zajęte z tytułu jakiegoś nowego podatku tego waszego mistrza,człowiek mający nas poprowadzić ku świetlistej przyszłości,stał się naszym katem i ciemięzcom. Wysadzę to wszystko w powietrze..."
Zanim zdążył coś zrobić padły strzały.To Freed oddał dwa mierzone strzały,zabijając napastnika.Po szkoleniu wojskowym i w czasach przejęcia władzy wielokrotnie musiał zabijać,jednak to co nim wstrząsnęło był wielki smutek oraz żal w oczach umierającego.Widział już u swoich ofiar nienawiść,gniew,zdziwienie,ale tego jeszcze nie odczuł.A tamto spojrzenie wypaliło się mu w pamięci.
-"Coś ty młody oszalał,a jakbyś trafił w co innego ??Machalibyśmy rękoma w promieniu 3 km"
-"Spokojnie szefie ,eksplozji nie było by,przy końcu zorientował się ,że nie uzbroił do końca ładunków,miałem kilka sekund zanim to zrobi.Póki tego nie zrobił sentexx był niegroźny.Czytałem o nim,gdy dali nam dokumenty przy jego prezentacji.Jeśli nie uzbroi się ładunku w trzech etapach ,jest on nie groźny.Wprowadzili oni takie zabezpieczenie z uwagi na wielką moc eksplozji."
-"Uff,dobrze,że ktoś jednak to czyta,dla mnie jest to takie nudne,że zawsze zasypiam,dobra powiadom resztę o zakończonej sprawie i zbieramy się ,mam ochotę na jakieś mocne piwo."
Koniec sprawy był taki jak zwykle,sanitariusze zabrali ciało,kryminalni rozpoczęli własne śledztw,a VII i Freed odjechali.W czasie jazdy VI zapytał swojego przełożonego.
-"Czy naprawdę może być tak jak on mówił?"
-".......Wiesz młody,dlaczego teraz zamiast na emeryturze,siedzę w ciasnym aucie i latam jak ze sraczką za ludźmi ,których potem zapuszkujemy? Parę lat temu stanąłem przeciwko pewnemu ważniakowi,synowi jednego z ministrów mistrza.Posłał on na karę śmierci niewinnego chłopaka,tylko po to by móc ożenić się z jego narzeczoną.Moja interwencja poskutkowała i młodzi uciekli jak tylko mogli z kraju,ale synalek poskarżył się ojcu.A ten wymyślił jakieś dyrdymały,które by przekonały mistrza.Na następny dzień dostałem przeniesienie z kryminalnych,niby był to awans,ale automatycznie przedłużył mi ilość czasu do emerytury,a brakowało mi tylko rok do niej.Kupa pracy oraz mało czasu do odpoczynku sprawiło,że ten awans stał się dla mnie zmorą.Zapamiętaj moje słowa młody,jeśli chcesz wieść wygodne życie,zamknij swe serce i uczucia jak najgłębiej siebie.Rób tylko to co od ciebie wymagają,nic poza tym,ja za swe miękkie serce zapłaciłem,nawet jak jest tak jak on mówił ,nic nie możemy z tym zrobić.Jesteś jeszcze młody i cale życie przed, tobą ,nie spiernicz tego,bo świat nie lubi dobrych ludzi,przynajmniej ten świat w którym żyjemy....."-dalszą drogę pokonali w milczeniu,wykonali jeszcze długą prace papierkową i wrócili osobno do domu. Freed długo nie mógł zasnąć,wszystkie słowa dzisiaj usłyszane ,po kolei odbijały się w jego głowie,aż po dłuższym czasie zasnął ogarnięty większymi wątpliwościami niż wstawał rano......
Rozdział VIII
-"Ej młody,kończ te papierki i spadaj do domu,widzę,że ledwo na oczy patrzysz,jeszcze mi błędy w dokumentach porobisz,a wtedy będę musiał to poprawiać..Tak jakbym w ogóle roboty swojej nie miał,no zmykaj do domu."-Freed posłuchał szefa i powoli skierował się do wyjścia z komendy głównej.Ilość dokumentów,raportów i innych podobnych świstków była do wypełnienia od groma.Szczególnie po tej akcji z niedoszłym zamachowcom.Musiał opisać dlaczego strzelił,czy była to jedyna możliwość...-Nie kurw..Mogłem jeszcze go uściskać ,pójść z nim na piwo,a potem spokojnie oddał by mi bombę,tamta możliwość była jedyną,którą mógł użyć.Niestety urzędników nie interesują realia tylko papier i wyjaśniania oczywistych rzeczy"-tak myślał idąc w kierunku swojego mieszkania.Mały miał ostatnie dni urlopu,wiec pozostał mu tylko spacer.Umiał jeździć,ale jak sam twierdził nie raz,nie dwa,nie miał do tego nerwów ani cierpliwości.
Gdy był nie całe dwie przecznice od domu,usłyszał krzyki z uliczki obok.Jako,że pracował w policji już dosyć długo,pewne nawyki weszły mu w krew.Postanowił to sprawdzić.W zaułku były parę postaci.Po dłuższym spojrzeniu Freed zobaczył pięciu mężczyzn i jedną kobietę. Dwóch stało obok i śmiała podczas gdy reszta próbowała zetrzeć siłą ubrania z dziewczyny.Z racji,że się ona broniła ,oprawcy uderzali ją co jakiś czas ,chcąc zniszczyć jej woli.Mając za sobą trochę doświadczenia,wiedział ,że taki bezsensowny nagły atak na tyle osób wiązał się z samobójstwem.Zresztą musiał się spieszyć,w każdej chwili mogło dojść do najgorszego momentu tego gwałtu,po tym jak uporają się z rzeczami kobiety.Napastnicy mieli kabury z pistoletami,a dwaj strojący mieli pistolety maszynowe na szyi. Freed wytężył wszystkie swoje zmysły,miał do wyboru albo strzelać celnie i szybko albo zginąć śmiercią niedoszłego bohatera.Jego szczęście wynikało z tego ,że tamci chcąc odrobinę więcej widzieć ustawili się pod latarnią.Po wyjęciu pistoletu przymierzył się kucając i oddał dwa strzały w głowy stojących,zabijając ich na miejscu.Pozostali próbowali się szybko rozproszyć,ale z takiej odległości i z takiego widocznego miejsca ,nie mieli szans na ucieczkę.Podzielili los swoich towarzyszy.Podszedł powoli do dziewczyny ,jednocześnie wymieniając magazynek w pistolecie na nowy.Pochylił się i najbardziej spokojnym głosem jakim mógł zaczął:
-"Hej,nic ci nie jes...."-po chwili zauważył,że nie dawną ofiarą jest nie kto inny a XV.Szybko przykrył ją swoją kurtką.Nagle zerwał się na równe dłonie ,kierując broń w wejście do alejki.
-"Nie masz powodu by strzelać,panie Freed."-z ciemności wyłonili się dwaj mężczyźni i kobieta.
-"Kim jesteście???I czego chcecie?"
-"Jesteśmy przyjaciółmi tej biednej damy,jak pozwolisz my zajmiemy się jej stanem zdrowia,lepiej żebyś zajął się swoimi sprawami.Ci goście nie byli zwyczajnymi łotrzykami spragnionymi wrażeń.Przypatrz się im bliżej i przeszukaj ich.Nie martw się o XV,jest silną dziewczyną,dranie w jakiś sposób podali jej narkotyki,dlatego nie mogła się naprawdę bronić"-po tej krótkiej wypowiedzi dwaj towarzysze rozmówczyni Freeda,delikatnie położyli niedawną ofiarę na noszach i zapakowali je do karetki stojącej w alejce,którą w pierwszej chwili bohater nie zauważył.Zanim zdążył zadać jakiekolwiek pytanie,tamtych już nie było.Postanowił zobaczyć o co tamtej kobiecie chodziło.
Zabici mieli na sobie dość dobrej jakości płaszcze oraz pozostały ubiór.Przypatrzył się broni.Zarówno pistolety maszynowe jak i pistolety były w miarę nowe.Miały oznaczenia wojskowe oznaczenia.Zajrzał im do kieszeń.Jego ręce znalazły coś czego się nie spodziewał.Każdy z tych pięciorga mężczyzn miał legitymacje biura wewnętrznego czyli tajnej policji.Z dala było słychać syreny policyjne.Po chwili osłupienia szybką drżącymi rękoma po odkładał dokumenty na miejsce.
Szybko stamtąd uciekł,myśląc że nikt go nie widział.Wrócił do swojego mieszkania,gdzie po solidnym długim prysznicu zasnął.
Następnego dnia obudziło go głośne walenie w drzwi i krzyki pod drzwiami
-"Otwierać,otwierać,biuro wewnętrzne,jeśli nie zostaniemy wpuszczeni,wejdziemy siłą."-po usłyszeniu tego ,poszedł otworzyć drzwi w przekonaniu ,że to jakaś pomyłka .W kamienicy było wiele mieszkań i mieszkały tu różne osoby.Dlatego Freed był stu procentowo pewny ,że to nie o niego chodzi.No bo kto by chciał aresztować członka Rady XX?
-"Tak o co chodzi?"
-" Oficer Freed znany też jako VI?"
-"Tak to ja."
-"Pójdzie pan z nami."
-"Ale jak t..."-nim zdążył dokończyć towarzysz krzyczącego uderzył go w brzuch,a potem w głowę ciężką drewnianą pałką.Zanim zdążył stracić przytomność usłyszał;
-"Już ty się dowiesz za co ,łajzo i zdrajco jeden.Już świętoszek się tobą zajmie,po tym jak zabiłeś jego brata i jego ludzi."-tylko dwa pytania pojawiły się w zanikającej świadomości bohatera.Skąd się dowiedzieli,że to on zabił wewnętrznych i kto to jest u diabła świętoszek???
Gdy był nie całe dwie przecznice od domu,usłyszał krzyki z uliczki obok.Jako,że pracował w policji już dosyć długo,pewne nawyki weszły mu w krew.Postanowił to sprawdzić.W zaułku były parę postaci.Po dłuższym spojrzeniu Freed zobaczył pięciu mężczyzn i jedną kobietę. Dwóch stało obok i śmiała podczas gdy reszta próbowała zetrzeć siłą ubrania z dziewczyny.Z racji,że się ona broniła ,oprawcy uderzali ją co jakiś czas ,chcąc zniszczyć jej woli.Mając za sobą trochę doświadczenia,wiedział ,że taki bezsensowny nagły atak na tyle osób wiązał się z samobójstwem.Zresztą musiał się spieszyć,w każdej chwili mogło dojść do najgorszego momentu tego gwałtu,po tym jak uporają się z rzeczami kobiety.Napastnicy mieli kabury z pistoletami,a dwaj strojący mieli pistolety maszynowe na szyi. Freed wytężył wszystkie swoje zmysły,miał do wyboru albo strzelać celnie i szybko albo zginąć śmiercią niedoszłego bohatera.Jego szczęście wynikało z tego ,że tamci chcąc odrobinę więcej widzieć ustawili się pod latarnią.Po wyjęciu pistoletu przymierzył się kucając i oddał dwa strzały w głowy stojących,zabijając ich na miejscu.Pozostali próbowali się szybko rozproszyć,ale z takiej odległości i z takiego widocznego miejsca ,nie mieli szans na ucieczkę.Podzielili los swoich towarzyszy.Podszedł powoli do dziewczyny ,jednocześnie wymieniając magazynek w pistolecie na nowy.Pochylił się i najbardziej spokojnym głosem jakim mógł zaczął:
-"Hej,nic ci nie jes...."-po chwili zauważył,że nie dawną ofiarą jest nie kto inny a XV.Szybko przykrył ją swoją kurtką.Nagle zerwał się na równe dłonie ,kierując broń w wejście do alejki.
-"Nie masz powodu by strzelać,panie Freed."-z ciemności wyłonili się dwaj mężczyźni i kobieta.
-"Kim jesteście???I czego chcecie?"
-"Jesteśmy przyjaciółmi tej biednej damy,jak pozwolisz my zajmiemy się jej stanem zdrowia,lepiej żebyś zajął się swoimi sprawami.Ci goście nie byli zwyczajnymi łotrzykami spragnionymi wrażeń.Przypatrz się im bliżej i przeszukaj ich.Nie martw się o XV,jest silną dziewczyną,dranie w jakiś sposób podali jej narkotyki,dlatego nie mogła się naprawdę bronić"-po tej krótkiej wypowiedzi dwaj towarzysze rozmówczyni Freeda,delikatnie położyli niedawną ofiarę na noszach i zapakowali je do karetki stojącej w alejce,którą w pierwszej chwili bohater nie zauważył.Zanim zdążył zadać jakiekolwiek pytanie,tamtych już nie było.Postanowił zobaczyć o co tamtej kobiecie chodziło.
Zabici mieli na sobie dość dobrej jakości płaszcze oraz pozostały ubiór.Przypatrzył się broni.Zarówno pistolety maszynowe jak i pistolety były w miarę nowe.Miały oznaczenia wojskowe oznaczenia.Zajrzał im do kieszeń.Jego ręce znalazły coś czego się nie spodziewał.Każdy z tych pięciorga mężczyzn miał legitymacje biura wewnętrznego czyli tajnej policji.Z dala było słychać syreny policyjne.Po chwili osłupienia szybką drżącymi rękoma po odkładał dokumenty na miejsce.
Szybko stamtąd uciekł,myśląc że nikt go nie widział.Wrócił do swojego mieszkania,gdzie po solidnym długim prysznicu zasnął.
Następnego dnia obudziło go głośne walenie w drzwi i krzyki pod drzwiami
-"Otwierać,otwierać,biuro wewnętrzne,jeśli nie zostaniemy wpuszczeni,wejdziemy siłą."-po usłyszeniu tego ,poszedł otworzyć drzwi w przekonaniu ,że to jakaś pomyłka .W kamienicy było wiele mieszkań i mieszkały tu różne osoby.Dlatego Freed był stu procentowo pewny ,że to nie o niego chodzi.No bo kto by chciał aresztować członka Rady XX?
-"Tak o co chodzi?"
-" Oficer Freed znany też jako VI?"
-"Tak to ja."
-"Pójdzie pan z nami."
-"Ale jak t..."-nim zdążył dokończyć towarzysz krzyczącego uderzył go w brzuch,a potem w głowę ciężką drewnianą pałką.Zanim zdążył stracić przytomność usłyszał;
-"Już ty się dowiesz za co ,łajzo i zdrajco jeden.Już świętoszek się tobą zajmie,po tym jak zabiłeś jego brata i jego ludzi."-tylko dwa pytania pojawiły się w zanikającej świadomości bohatera.Skąd się dowiedzieli,że to on zabił wewnętrznych i kto to jest u diabła świętoszek???
Rozdział IX
-"Wstawaj kanalio,to nie wakacje nad morzem"-z nieprzytomności wyrwał Freed nieprzyjemny głos.Z trudem otworzył oczy.po nie dawnym uderzeniu w głowę.Podniósł wzrok i rozejrzał się,wywnioskował,że musi być w tej niesławnej "piwnicy",gdzie rezyduje świętoszek i z skąd nie którzy już nie wracają.Przed nim stał jakiś człowiek w mundurze i bynajmniej zadowolony nie był.Z pałki ,którą miał w ręce szybki ruchem uderzył go w twarz,tak że upadł na podłogę.
-"To za MOICH ludzi,tfu..to byli sami najlepsi.."
-"Taaa,chyba najlepsi gwałciciele"-zanim Freed zdążył pomyśleć,że wkurzanie gościa z drewnianą pałką,podczas gdy on jest związany,nie było najlepszym pomysłem,tamten zaczął go okładać po całym ciele,starannie miarkując uderzenia,tak by każde z nich było zadawane z taką samą dużą siłą.Po jakimś czasie stracił chyba siłę bo przestał.
-"Co myślałeś,że cie wykończę???O nie nie nie ,tak łatwo nie będzie ,najpierw świętoszek się tobą zajmie,a potem zobaczymy"-wychodząc ,splunął na swoją niedawną ofiarę.Mijając się z nim weszli troje ludzi.Dwóch typowych tak zwanych goryli i jeden niski człowieczek,o łagodnej dobrej twarzy.
-Czyżby nowy gość w naszych skromnych progach????Widzę,że został powitany tak jak trzeba.Czarny ,czerwony bierzcie go na "pokoje",niech się rozgości"-chwile po poleceniu,podnieśli go na nogi i z trudem pomogli mu dojść dalej.Jego ręce przypięli do wystających łańcuchów zwisających z sufitu.
-"Widzę,że jest pan senny,no cóż jako pana opiekun na tych wczasach,zalecam zabieg na rozbudzenie"-i podłączyli mu jakieś kable w różne miejsca i czekali na dalsze polecenia.
-"Nie musi się pan rozbierać,ta dawka ze spokojem przejdzie przez taką cienką odzież,proszę się nie bać,będzie to porażające przeżycie,na pewno zapamięta pan to na długi czas.....-przez ciało Freeda przeszedł prąd o wielkim natężeniu..po pierwszym razie powstrzymał się od krzyku,lecz gdy włączony został po raz drugi czy trzeci,jego krzyk niosło echo po całym pomieszczeniu i jeszcze dalej.
-Czego...chcecie.."-wysapał z trudnością
-"My?NICZEGO NIE CHCEMY.Przepraszam zaszła pomyłka,to nie jest miejsce plotek ,gdzie prowadzi się rozmowę bądź czynności do tego nakłaniające.To są "wczasy".Goście do nas skierowani ,mają przebyć odpowiednie zabiegi,nawet wskazane jest by stąd już nie wyszli..Chyba już rozumiesz,że dostałeś od kogoś z góry wilczy bilet na pobyt tutaj,ale czas nie stoję,wiec koniec pogaduszek"-,i znowu puścił prąd.Dbaj jednak by natężenie nie było nigdy za mocne,by ofiara nie zemdlała bądź nie umarła za szybko.Po długim czasie zmaltretowanego Freeda zataszczono do celi,gdzie czekała na niego lodowata woda oraz kawałek starego chleba..Dzień się skończył,ale pasmo jego udręki się dopiero zaczynało.Każdy następny dzień był przepełniony po kolei różnymi torturami.
2 dzień-klęcząc na pokrytej różnymi wybrzuszeniami podłodze ,musiał przyjmować na uda ciężkie bloki kamienia,których ciężar wgniatał ciało w nierówne podłoże,powodując wielki ból
3 dzień-położyli i związali go na łóżku gdzie ciągle powoli skapywała mu miedzy oczy woda,powodując ogromny dyskomfort psychiczny,ledwo nie oszalał
Kolejne dni były przykładem sadyzmu tego małego człowieczka,stanie w lodowatej wodzie,przypalanie papierosami,bicie drewnianą pałką,stale zaświecone migające światło w celi,dodatkowo pobudka po 3 godzinach snów i jeszcze więcej podobnych rzeczy.Po jakimś czasie Freed już nie przypominał tamtego krzepkiego i wesołego młodzieńca.Teraz był zmęczonym,złamanym człowiekiem,który siebie przeklinał,że mógł tak zrobić jak radził mu to VII.
Oprawcy stwierdzili,że muszą go przewieźć do szpitala,gdyż rozkazy z góry brzmiały ,cierpienie jak najdłuższe,nie może umrzeć zbyt wcześnie.Przed przewozem odwiedził go niespodziewany gość.Gdy go zobaczył ,oczy mu się napełniły nadzieją,że to koniec bólu.
-"Mój drogi Freed,mój pomocniku w przejęciu władzy,jeden z moich ulubieńców"-zaczął nie kto inny tylko mistrz.
-"Wreszcie przybyłeś mistrzu,czyż byś chciał mnie uwolnić?"-z trudnością wydukał ,to co było potem przeraziło Freeda.
-Hahahaha,uwolnić cię???Nie rozśmieszaj mnie,to ja cie tutaj skierowałem,oczywiście dzięki sugestią moich wspaniałych doradców"
-"Ale dlaczego mistrzu???.
-Ale dlaczego mistrzu ,ale dlaczego,hahaha ile razy ja już tu tego słuchałem,uwielbiam oglądać tą zmianę spojrzenia,gdy oczy pełne radości i nadziei zmieniają się w ogromny gniew i smutek,a i tak nic z tym nie mogą zrobić.Jak głupimi i łatwowiernymi ludźmi jesteście,że łatwo was kupić pięknymi słówkami czy nic nie znaczącymi czynami.Nawet gdy miałem was gdzieś i zostawiłem was I,nadal we mnie wierzycie.Moje wy zabawki.Taaak,jesteście tylko moimi marionetkami,które wykorzystałem by żyć w luksusie i mieć władze.Kraj zagrożony musimy się bronić,więc zaatakujmy ten kraj,kraj musi mieć więcej ludzi zaanektujmy ten kraj..hahaha co za bzdury,mające tylko was zmylić,bym ja miał więcej władzy i pieniędzy.Przecież XV cie ostrzegała.Czyż nie?O po twoim spojrzeniu wnioskuje skąd ja to wiem??U każdego z Rady XX mamy podsłuch.Właśnie rada....najbardziej śmieszny organ,który stworzyłem.Mój teatrzyk kukiełek..Ale dość tego śmiania,nie mam czasu na zużytą zabawkę.Muszę wymyślić jakiś nowy podatek oczywiście ku dobra narodu hahaha'-ten straszny śmiech mistrza,kończący straszną prawdę doszczętnie złamał już i tak zniszczonego człowieka,poddał się wszystkiemu co ma się dziać dalej..........Czekał na przewóz,nie interesując się swoim losem.A słowa XV,o tym że świat nie jest taki czarno biały i prosty jak myślał cały czas dzwoniły mu w uszach.....
-"To za MOICH ludzi,tfu..to byli sami najlepsi.."
-"Taaa,chyba najlepsi gwałciciele"-zanim Freed zdążył pomyśleć,że wkurzanie gościa z drewnianą pałką,podczas gdy on jest związany,nie było najlepszym pomysłem,tamten zaczął go okładać po całym ciele,starannie miarkując uderzenia,tak by każde z nich było zadawane z taką samą dużą siłą.Po jakimś czasie stracił chyba siłę bo przestał.
-"Co myślałeś,że cie wykończę???O nie nie nie ,tak łatwo nie będzie ,najpierw świętoszek się tobą zajmie,a potem zobaczymy"-wychodząc ,splunął na swoją niedawną ofiarę.Mijając się z nim weszli troje ludzi.Dwóch typowych tak zwanych goryli i jeden niski człowieczek,o łagodnej dobrej twarzy.
-Czyżby nowy gość w naszych skromnych progach????Widzę,że został powitany tak jak trzeba.Czarny ,czerwony bierzcie go na "pokoje",niech się rozgości"-chwile po poleceniu,podnieśli go na nogi i z trudem pomogli mu dojść dalej.Jego ręce przypięli do wystających łańcuchów zwisających z sufitu.
-"Widzę,że jest pan senny,no cóż jako pana opiekun na tych wczasach,zalecam zabieg na rozbudzenie"-i podłączyli mu jakieś kable w różne miejsca i czekali na dalsze polecenia.
-"Nie musi się pan rozbierać,ta dawka ze spokojem przejdzie przez taką cienką odzież,proszę się nie bać,będzie to porażające przeżycie,na pewno zapamięta pan to na długi czas.....-przez ciało Freeda przeszedł prąd o wielkim natężeniu..po pierwszym razie powstrzymał się od krzyku,lecz gdy włączony został po raz drugi czy trzeci,jego krzyk niosło echo po całym pomieszczeniu i jeszcze dalej.
-Czego...chcecie.."-wysapał z trudnością
-"My?NICZEGO NIE CHCEMY.Przepraszam zaszła pomyłka,to nie jest miejsce plotek ,gdzie prowadzi się rozmowę bądź czynności do tego nakłaniające.To są "wczasy".Goście do nas skierowani ,mają przebyć odpowiednie zabiegi,nawet wskazane jest by stąd już nie wyszli..Chyba już rozumiesz,że dostałeś od kogoś z góry wilczy bilet na pobyt tutaj,ale czas nie stoję,wiec koniec pogaduszek"-,i znowu puścił prąd.Dbaj jednak by natężenie nie było nigdy za mocne,by ofiara nie zemdlała bądź nie umarła za szybko.Po długim czasie zmaltretowanego Freeda zataszczono do celi,gdzie czekała na niego lodowata woda oraz kawałek starego chleba..Dzień się skończył,ale pasmo jego udręki się dopiero zaczynało.Każdy następny dzień był przepełniony po kolei różnymi torturami.
2 dzień-klęcząc na pokrytej różnymi wybrzuszeniami podłodze ,musiał przyjmować na uda ciężkie bloki kamienia,których ciężar wgniatał ciało w nierówne podłoże,powodując wielki ból
3 dzień-położyli i związali go na łóżku gdzie ciągle powoli skapywała mu miedzy oczy woda,powodując ogromny dyskomfort psychiczny,ledwo nie oszalał
Kolejne dni były przykładem sadyzmu tego małego człowieczka,stanie w lodowatej wodzie,przypalanie papierosami,bicie drewnianą pałką,stale zaświecone migające światło w celi,dodatkowo pobudka po 3 godzinach snów i jeszcze więcej podobnych rzeczy.Po jakimś czasie Freed już nie przypominał tamtego krzepkiego i wesołego młodzieńca.Teraz był zmęczonym,złamanym człowiekiem,który siebie przeklinał,że mógł tak zrobić jak radził mu to VII.
Oprawcy stwierdzili,że muszą go przewieźć do szpitala,gdyż rozkazy z góry brzmiały ,cierpienie jak najdłuższe,nie może umrzeć zbyt wcześnie.Przed przewozem odwiedził go niespodziewany gość.Gdy go zobaczył ,oczy mu się napełniły nadzieją,że to koniec bólu.
-"Mój drogi Freed,mój pomocniku w przejęciu władzy,jeden z moich ulubieńców"-zaczął nie kto inny tylko mistrz.
-"Wreszcie przybyłeś mistrzu,czyż byś chciał mnie uwolnić?"-z trudnością wydukał ,to co było potem przeraziło Freeda.
-Hahahaha,uwolnić cię???Nie rozśmieszaj mnie,to ja cie tutaj skierowałem,oczywiście dzięki sugestią moich wspaniałych doradców"
-"Ale dlaczego mistrzu???.
-Ale dlaczego mistrzu ,ale dlaczego,hahaha ile razy ja już tu tego słuchałem,uwielbiam oglądać tą zmianę spojrzenia,gdy oczy pełne radości i nadziei zmieniają się w ogromny gniew i smutek,a i tak nic z tym nie mogą zrobić.Jak głupimi i łatwowiernymi ludźmi jesteście,że łatwo was kupić pięknymi słówkami czy nic nie znaczącymi czynami.Nawet gdy miałem was gdzieś i zostawiłem was I,nadal we mnie wierzycie.Moje wy zabawki.Taaak,jesteście tylko moimi marionetkami,które wykorzystałem by żyć w luksusie i mieć władze.Kraj zagrożony musimy się bronić,więc zaatakujmy ten kraj,kraj musi mieć więcej ludzi zaanektujmy ten kraj..hahaha co za bzdury,mające tylko was zmylić,bym ja miał więcej władzy i pieniędzy.Przecież XV cie ostrzegała.Czyż nie?O po twoim spojrzeniu wnioskuje skąd ja to wiem??U każdego z Rady XX mamy podsłuch.Właśnie rada....najbardziej śmieszny organ,który stworzyłem.Mój teatrzyk kukiełek..Ale dość tego śmiania,nie mam czasu na zużytą zabawkę.Muszę wymyślić jakiś nowy podatek oczywiście ku dobra narodu hahaha'-ten straszny śmiech mistrza,kończący straszną prawdę doszczętnie złamał już i tak zniszczonego człowieka,poddał się wszystkiemu co ma się dziać dalej..........Czekał na przewóz,nie interesując się swoim losem.A słowa XV,o tym że świat nie jest taki czarno biały i prosty jak myślał cały czas dzwoniły mu w uszach.....
Rozdział X
Nastał dzień przewozu do szpitala. Freed dostał dwoje strażników,został zakuty z rękoma do tyłu i ruszyli do więziennego ambulansu.Co jakiś czas popędzali go by szedł,ale zmęczone ciało odmawiało mu posłuszeństwa.W końcu dotarł do pojazdu,gdzie niemal wrzucili go do środka.Normalnie pewnie już dawno miałby plan jak uciec tym dwóm tępym osiłkom,ale został złamany także psychicznie przez zdradę osoby,którą najbardziej podziwiał i ,której oddał całe życie.Dlatego był totalnie obojętny na to co dalej będzie.
Cała droga do szpitala minęła w ciszy,tak jakby polecenie dane przez świętoszka dwóm oprychom zajmowało w stu procentach ich mózgi,a na więcej nie starczyło miejsca.Zanim weszli do szpitala,zarzucili mu ciało jakieś ubrania,tak dla nie poznaki przed zwyczajnymi cywilami.Ludzie stracili by już i tak nadwątlone zaufanie do władzy,gdyby zobaczyli co się stało z Freedem. Weszli do środka,gdzie skierowali się później do recepcji.
-"Pacjent do doktora więziennego"-krótko rzucił Czarny
-"Czy to jest osoba,o której była mowa przez telefon?"-zapytała recepcjonistka,starannie lustrując ich podopiecznego.
-"Tak,to on ,niech się pani tak nie patrzy na niego,nic mu nie jest,tylko jest po niedawnych problemach żołądkowych,dlatego tak wygląda,każdy by tak wyglądał jakby nic nie jadł,a ciągle chodził do kibla.hahahaha"-zaśmiali się paskudnie obydwaj,zrobili to by jak zaznaczył ich szef,nie wzbudzać większej uwagi.A kto by chciał się wtrącić widząc dwóch obleśnych goryli i jakiegoś człowieczka miedzy nimi.W dzisiejszych czasach lepiej się nie wychylać,szczególnie jeśli można przy tym oberwać.Skierowała ich do izolatki,gdzie już czekał na nich odpowiednia osoba.
-"Ach więc to jest ta kupa mięsa,którą mam tak poskładać,by pomimo tego wszystkiego pożyła jak najwięcej? -rzucił na ich widok doktorek.
-"Taaa,rozkaz szefa,zrób tylko tyle,by w czasie "zabiegów" za szybko nie umarł."
-Hmm zobaczmy......Powiem wam,że ciężko będzie-powiedział lekarz,starannie oglądając Freeda.
-"Czyżby wyrazy sympatii doktorku?Orientacja się zmieniła?"
-"Nic z tych rzeczy,nie za to mi płacicie,koleś jest w takim stanie,że nawet w takim stanie może w każdej chwili zejść,a co tu mówić jeszcze o innych rzeczach."
-"Więc co robimy?"
-"Musi zostać przez co najmniej tydzień u nas,i mówimy tu o minimalnej pomocy lekarskiej."
-"Szef nie będzie zachwycony....już wymyślił nową atrakcje,wiesza się delikwenta tak by sznur szedł pod pachami i za plecami ,potem dwóch ludzi go tak uderza,by kołysał się w powietrzu,dzięki czemu sznu....."
-"Dobra,dobra,jestem lekarzem i nauczono mnie jak ratować czy uśmierzać ból ,a nie go powodować. Tak czy siak ,musi zostać minimum tydzień,jeśli zostanie mniej nie gwarantuje ,że się z nim pobawicie."
-"Okej doktorku ,tylko nam tu nie padnij,niech zostanie ten tydzień ale nie dłużej,bo szefo się wkurzy.."
-"Zostawcie go u nas i za trzy dni możecie przyjść go pilnować,wcześniej nie ma sensu,ani psychicznie ani fizycznie nie jest w stanie wymyśleć bądź znaleźć drogi ucieczki.
I wyszli bez słowa,po to by jak najszybciej zaraportować szefowi rozwój sytuacji,widocznie sami nie myśleli i potrzebowali do tego pomocy.
Pierwszy dzień minął normalnie w porównaniu do poprzednich,Zajmowali się nim tylko tamten doktorek i trzy siostry.Nikt więcej nie miał do niego dostępu.Drugiego dnia podczas snu usłyszał znajomy głos;
-"Biedaku ,co te dranie z tobą zrobili,wyglądasz gorzej niż ja po tej feralnej nocy,gdyby nasi nam nie donieśli,że tu jesteś w życiu bym cie nie poznała...."-powoli otworzył zbolałe oczy
-"XV??? co ty..."-z trudem wyszeptał
-"Ciiiiii,nic się nie bój,lekarz może wygląda na gnoja ,ale jest dobrym człowiekiem,wie o wszystkim,zabierzemy cie stąd."
-"A po co? Całe me życie runęło,drogą,którą szedłem okazała się ułudą,a najważniejszy człowiek w moim życiu okazał się zdrajcą i sadystą"
-Głupi....nie zauważasz,że pośrod chwastów i pięknej pułapki ,w którą wpadłeś,są kwiaty ,których nie dostrzegałeś,albo które z rozmysłem porzuciłeś....Tam gdzie coś się kończy,coś się zaczyna,musisz tylko znów złapać odpowiedni początek..
-Ja już nie mam siły XV......
-Po pierwsze Freedo to nie XV,a Diana,a po drugie,wydaje ci się ,że nie masz nasza dusza ma nieskończoność sił,tylko my zamykamy sobie do niej dojście.Ty mi pomogłeś ,choć nie liczyłeś się z konsekwencjami i ja cie nie zostawię.Kiedy kochany dureń zbyt wysoko poleci,to rolą głupiej kochającej jest przywrócenie na ziemię."
-"Nie rozumiem nic z tego.."
-"Bo jesteś durniem,masz czekać niczym głupia damulska ksieżniczka na ratunek czy to dla ciebie jasne???
-Damulska?Czy takie słowo w ogolę istnieje?A niech się dzieje jak chce i tak nie ucieknę ani na siłę zostawać nie będę."
-"I tak ma zostać,jedyną rolą jaką masz to rola pacjenta,kuruj się i tyle"-po tej dziwnej rozmowie Diana wyszła,właśnie Diana.Jak to dziwnie brzmi,gdy tyle razy mówiło się XV,cóż za dziwne koleje losu,że pomimo tak długiej znajomości nie znać jej imienia.Nie miał sił by myśleć dalej ,,a oczy same się zamknęły,zsyłając spokojny sen.
Minęło parę dni,a Diana się nie pokazywała.Powoli mijał upragniony odpoczynek,a piekło miało być kontynuowane tym razem do jego śmierci. Wątpił by jeszcze raz tu go przywieźli,następnym razem za męczyli by go na śmierć.Nastał ostatni dzień ze strachem w niedawno co podleczonym ciele wsiadał znów do "karawanu",jak inaczej nazwać pojazd,który wiezie go na miejsce śmierci?
Gdy ujechali część drogi zostali zatrzymani przez żandarmerię wojskową,ponoć ktoś w jednym z mieszkań podłożył skrzynie z pociskami artyleryjskimi i nastawił zapalnik.Skierowali ich na objazd.Jadąc dziurawym i wąskim objazdem,klęli na prawie wszystko,szczególnie na wariata,który przyniósł takie coś do mieszkania.Przy każdym podskoku z powodu ich wzrostu uderzali o dach pojazdu.
W pobliżu niewielkiego skrzyżowania przez przednią szybę ktoś im wrzucił jakąś puszkę.Po chwili całe auto było pełne jakiegoś gryzącego w oczy dymu.Z braku widoczności uderzyli w stojącą opodal latarnie.Szybko wyskoczyli z pojazdu ,zostawiając z tyłu Freeda. Zanim zaczęli poprawnie widzieć zostali zastrzeleni serią z automatu..Do tylu pobiegli ludzie,wysadzając kłódkę na zamku drzwi.Do oszołomionego podbiegły dwie podobne do siebie jak dwie krople wody dziewczyny.
-"Widzisz kretynie,tak jak obiecałam uwolniliśmy cię,a właśnie to nie XIV tylko Sara,ej wy chodźcie mu pomóc,wiem że wygląda lepiej ale maratonu nie przegnie."-dwaj mężczyźni wpakowali go do innego auta,a obok niego usiadła Diana.Oszołomiony nie wiedział co się właśnie stało
-"Ale co ,gdzie ,o co tu chodzi?"-nie dostał odpowiedzi tylko długi pocałunek od Diany.
-"Zawsze chciałam to zrobić,a teraz się udało no i przynajmniej będziesz cicho.."-odjechali z piskami opon zostawiając pobojowisko za sobą,a z tych wszystkich emocji i oszołomienia Freed stracił przytomność,jednak ze spokojem na twarzy.....
Cała droga do szpitala minęła w ciszy,tak jakby polecenie dane przez świętoszka dwóm oprychom zajmowało w stu procentach ich mózgi,a na więcej nie starczyło miejsca.Zanim weszli do szpitala,zarzucili mu ciało jakieś ubrania,tak dla nie poznaki przed zwyczajnymi cywilami.Ludzie stracili by już i tak nadwątlone zaufanie do władzy,gdyby zobaczyli co się stało z Freedem. Weszli do środka,gdzie skierowali się później do recepcji.
-"Pacjent do doktora więziennego"-krótko rzucił Czarny
-"Czy to jest osoba,o której była mowa przez telefon?"-zapytała recepcjonistka,starannie lustrując ich podopiecznego.
-"Tak,to on ,niech się pani tak nie patrzy na niego,nic mu nie jest,tylko jest po niedawnych problemach żołądkowych,dlatego tak wygląda,każdy by tak wyglądał jakby nic nie jadł,a ciągle chodził do kibla.hahahaha"-zaśmiali się paskudnie obydwaj,zrobili to by jak zaznaczył ich szef,nie wzbudzać większej uwagi.A kto by chciał się wtrącić widząc dwóch obleśnych goryli i jakiegoś człowieczka miedzy nimi.W dzisiejszych czasach lepiej się nie wychylać,szczególnie jeśli można przy tym oberwać.Skierowała ich do izolatki,gdzie już czekał na nich odpowiednia osoba.
-"Ach więc to jest ta kupa mięsa,którą mam tak poskładać,by pomimo tego wszystkiego pożyła jak najwięcej? -rzucił na ich widok doktorek.
-"Taaa,rozkaz szefa,zrób tylko tyle,by w czasie "zabiegów" za szybko nie umarł."
-Hmm zobaczmy......Powiem wam,że ciężko będzie-powiedział lekarz,starannie oglądając Freeda.
-"Czyżby wyrazy sympatii doktorku?Orientacja się zmieniła?"
-"Nic z tych rzeczy,nie za to mi płacicie,koleś jest w takim stanie,że nawet w takim stanie może w każdej chwili zejść,a co tu mówić jeszcze o innych rzeczach."
-"Więc co robimy?"
-"Musi zostać przez co najmniej tydzień u nas,i mówimy tu o minimalnej pomocy lekarskiej."
-"Szef nie będzie zachwycony....już wymyślił nową atrakcje,wiesza się delikwenta tak by sznur szedł pod pachami i za plecami ,potem dwóch ludzi go tak uderza,by kołysał się w powietrzu,dzięki czemu sznu....."
-"Dobra,dobra,jestem lekarzem i nauczono mnie jak ratować czy uśmierzać ból ,a nie go powodować. Tak czy siak ,musi zostać minimum tydzień,jeśli zostanie mniej nie gwarantuje ,że się z nim pobawicie."
-"Okej doktorku ,tylko nam tu nie padnij,niech zostanie ten tydzień ale nie dłużej,bo szefo się wkurzy.."
-"Zostawcie go u nas i za trzy dni możecie przyjść go pilnować,wcześniej nie ma sensu,ani psychicznie ani fizycznie nie jest w stanie wymyśleć bądź znaleźć drogi ucieczki.
I wyszli bez słowa,po to by jak najszybciej zaraportować szefowi rozwój sytuacji,widocznie sami nie myśleli i potrzebowali do tego pomocy.
Pierwszy dzień minął normalnie w porównaniu do poprzednich,Zajmowali się nim tylko tamten doktorek i trzy siostry.Nikt więcej nie miał do niego dostępu.Drugiego dnia podczas snu usłyszał znajomy głos;
-"Biedaku ,co te dranie z tobą zrobili,wyglądasz gorzej niż ja po tej feralnej nocy,gdyby nasi nam nie donieśli,że tu jesteś w życiu bym cie nie poznała...."-powoli otworzył zbolałe oczy
-"XV??? co ty..."-z trudem wyszeptał
-"Ciiiiii,nic się nie bój,lekarz może wygląda na gnoja ,ale jest dobrym człowiekiem,wie o wszystkim,zabierzemy cie stąd."
-"A po co? Całe me życie runęło,drogą,którą szedłem okazała się ułudą,a najważniejszy człowiek w moim życiu okazał się zdrajcą i sadystą"
-Głupi....nie zauważasz,że pośrod chwastów i pięknej pułapki ,w którą wpadłeś,są kwiaty ,których nie dostrzegałeś,albo które z rozmysłem porzuciłeś....Tam gdzie coś się kończy,coś się zaczyna,musisz tylko znów złapać odpowiedni początek..
-Ja już nie mam siły XV......
-Po pierwsze Freedo to nie XV,a Diana,a po drugie,wydaje ci się ,że nie masz nasza dusza ma nieskończoność sił,tylko my zamykamy sobie do niej dojście.Ty mi pomogłeś ,choć nie liczyłeś się z konsekwencjami i ja cie nie zostawię.Kiedy kochany dureń zbyt wysoko poleci,to rolą głupiej kochającej jest przywrócenie na ziemię."
-"Nie rozumiem nic z tego.."
-"Bo jesteś durniem,masz czekać niczym głupia damulska ksieżniczka na ratunek czy to dla ciebie jasne???
-Damulska?Czy takie słowo w ogolę istnieje?A niech się dzieje jak chce i tak nie ucieknę ani na siłę zostawać nie będę."
-"I tak ma zostać,jedyną rolą jaką masz to rola pacjenta,kuruj się i tyle"-po tej dziwnej rozmowie Diana wyszła,właśnie Diana.Jak to dziwnie brzmi,gdy tyle razy mówiło się XV,cóż za dziwne koleje losu,że pomimo tak długiej znajomości nie znać jej imienia.Nie miał sił by myśleć dalej ,,a oczy same się zamknęły,zsyłając spokojny sen.
Minęło parę dni,a Diana się nie pokazywała.Powoli mijał upragniony odpoczynek,a piekło miało być kontynuowane tym razem do jego śmierci. Wątpił by jeszcze raz tu go przywieźli,następnym razem za męczyli by go na śmierć.Nastał ostatni dzień ze strachem w niedawno co podleczonym ciele wsiadał znów do "karawanu",jak inaczej nazwać pojazd,który wiezie go na miejsce śmierci?
Gdy ujechali część drogi zostali zatrzymani przez żandarmerię wojskową,ponoć ktoś w jednym z mieszkań podłożył skrzynie z pociskami artyleryjskimi i nastawił zapalnik.Skierowali ich na objazd.Jadąc dziurawym i wąskim objazdem,klęli na prawie wszystko,szczególnie na wariata,który przyniósł takie coś do mieszkania.Przy każdym podskoku z powodu ich wzrostu uderzali o dach pojazdu.
W pobliżu niewielkiego skrzyżowania przez przednią szybę ktoś im wrzucił jakąś puszkę.Po chwili całe auto było pełne jakiegoś gryzącego w oczy dymu.Z braku widoczności uderzyli w stojącą opodal latarnie.Szybko wyskoczyli z pojazdu ,zostawiając z tyłu Freeda. Zanim zaczęli poprawnie widzieć zostali zastrzeleni serią z automatu..Do tylu pobiegli ludzie,wysadzając kłódkę na zamku drzwi.Do oszołomionego podbiegły dwie podobne do siebie jak dwie krople wody dziewczyny.
-"Widzisz kretynie,tak jak obiecałam uwolniliśmy cię,a właśnie to nie XIV tylko Sara,ej wy chodźcie mu pomóc,wiem że wygląda lepiej ale maratonu nie przegnie."-dwaj mężczyźni wpakowali go do innego auta,a obok niego usiadła Diana.Oszołomiony nie wiedział co się właśnie stało
-"Ale co ,gdzie ,o co tu chodzi?"-nie dostał odpowiedzi tylko długi pocałunek od Diany.
-"Zawsze chciałam to zrobić,a teraz się udało no i przynajmniej będziesz cicho.."-odjechali z piskami opon zostawiając pobojowisko za sobą,a z tych wszystkich emocji i oszołomienia Freed stracił przytomność,jednak ze spokojem na twarzy.....
Rozdział XI
-"I co,czas na kontynuacje naszych zabiegów,dzisiaj czas na piniate ha ha ha "-i już dwaj goryle mieli go chwycić ,gdy nagle ...obudził.To był tylko zły sen.Przypomniał sobie wczorajsze uratowanie i "uciszenie" go przez Dianę.
-"Kurczę o co tu chodzi?Najpierw kłócimy się przy każdym naszym spotkaniu,a teraz mnie całuje?? Albo ja jestem jakiś strasznie tępy albo jeszcze w pełni nie wyzdrowiałem."-powiedział do siebie
-"Bardziej stawiam na to ,że jesteś głupi mój synu,bo jak inaczej można nazwać to co robiłeś dotychczas"-głos dobiegł go z głębi pokoju.Zauważył tam już starszego meźszczyznę,siedzącego i strugającego coś w drewnie.Zanim się do niego odezwał,przyjrzał mu się i w rysach jego twarzy dojrzał kogoś znajomego,kogoś kogo dawno nie widział
-"Ojciec????"
-"Nie kurcze ,wróżka z lasu"-jego rodzic nigdy nie był wylewny w uczuciach,prawie w każdej sytuacji zachowywał spokój,co nie raz niezmiernie denerwowało domowników.
-"Ale co tutaj robisz?.Słyszałem,że wybuch w sąsiednim domu,zniszczył nasz i zabił wszystkich w domu"
-"Nie wszystkich,ja akurat wtedy byłem na spacerze,jeśli szukając w tym pozytywów,to jest tylko jeden,twoja matka już dłużej nie cierpiała."
-"Nie rozumiem,masz na myśli,że cierpiała przez moje odejście?"
-"Trochę masz racji,ale nie .Była ciężko chora,zostało jej tylko niecały rok życia,tak powiedział doktor parę miesięcy przed tym incydentem.Po każdym dniu widziałem jak powoli uchodzi z niej życie i pomimo wiecznego uśmiechu cierpi.Lecz wszystko co można było dla niej zrobić było siedzieć przy niej i dodawać otuchy.Czułem się jak żołnierz bez karabinu ,widzący wroga zabijającego po kolei jego towarzyszy...."
-"Nie wiedziałem,gdy bym dowiedział się o tym wcześniej ...byłem zdenerwowany na ciebie i gniew zasłonił mi obraz sytuacji"
-Nie obwiniaj się,przynajmniej nie w całości.Po mimo twojego odejścia,matka ciągle obserwowała twoje poczynania,czy to w gazecie czy gdzie indziej,jaka była dumna gdy widziała,że zostałeś powołany do Rady XX,powtarzała,że dobrze ci zrobiła ta ucieczka,że w naszej dzielnicy nic byś się nie dorobił,tak do samego końca cie kochała.Była dobrą kobietą,którą obaj zawiedliśmy. Może gdybym wtedy ci opowiedział co tak naprawdę się działo na tamtej wojnie ,wszystko inaczej mogło by się potoczyć"
-"Raczej wątpię ojcze,choroba i tak by na pewno dopadła matkę,moja durna ucieczka być może przyspieszyła tylko jej ujawnienie się.Co właściwie działo się wtedy,co było tak straszne,że nie chciałeś o tym mówić?"
-"Chyba nadszedł czas bym ci opowiedział,widzisz zanim trafiliśmy wprost na pole bitwy,atmosfera wokół nas była sielankowa,wszyscy śmiali się,każdy tylko myślał ile żołdu dostanie i czy uda się dostać jakiś medal,wszystko diametralnie się zmieniło,w czasie pierwszej bitwy.Mimo bycia oficerem ,nigdy tak naprawdę nie doświadczyłem wcześniej wojny.Tak jak ty uważałem ją za coś chwalebnego,już siebie widziałem jak z okrzykiem na ustach prowadzę szarże na nieprzyjaciela,jak zdobywam okopu i przyczyniam się do zwycięstwa.
Jednak w moich przewidywaniach nie uwzględniłem śmierci...Tak istotnego aspektu.Nie rozważyłem,że podczas szarży mogę stracić albo swoje życie albo ktoś inne je straci.Nie przewidziałem strachu spowodowanego ciągle strzelającą artylerią czy ataku na okopy zabezpieczone drutem kolczastym ,podczas gdy strzela do ciebie non stop ciężki karabin maszynowy.Podczas tego naszego chrztu ,straciliśmy połowę naszych kolegów ,z którymi jeszcze wczoraj piliśmy i śmialiśmy się.Podczas kolejnych bitew nie było lepiej,Wypełnione błotem i wodą okopy,gdzie nie gdzie leżało ciało jakiegoś nieszczęśnika,który nie uważnie się wychylił,a do tego ta artyleria....Czy noc czy dzień zawsze biła czy to w nasze pozycję czy w pozycje wroga.Niektórzy tego nie wytrzymywali i albo oszaleli albo się zabili własną bronią..
Wojna trwała nadal ,a nasze nastroje się pogarszały,codzienna rutyna i ciągłe ofiary nie wzmacniały naszych morali. My oficerowie mieliśmy jeszcze gorzej,dostawaliśmy durne rozkazy,które musieliśmy jakoś wykonać,w przypadku tego nie zrobienia,mogliśmy zostać zastrzeleni za bunt.Prowadzenie do ataku ludzi z których prawie połowa miała nie przeżyć ,było naprawdę ciężkim przeżyciem.Podczas jednej bitwy żołnierze się zbuntowali,nie chcieli iść do samobójczego natarcia.Dowództwo rozkazało pojmać największych krzykaczy. Musiałem zaaresztować kolegów,ludzi mi bliskich na tej wojnie.Stawiliśmy się z nimi w terenowym sztabie,tam rozkazano ich postawić naprzeciwko jednego z pustych okopów a za nimi były worki z piaskiem.Tak też zrobiliśmy i w momencie gdy ja i jeszcze jeden oficer miał się spytać co dalej,padły strzały.
Zza dowództwa wcześniej wyszła grupa uzbrojonych ludzi,których my przedtem nie zauważyliśmy i zastrzeli każdego naszego aresztanta.Próbowaliśmy jakoś oponować,że dlaczego i tak dalej,lecz jeden z tamtejszych generałów,piepszony grubas,który od dawna nie widział z bliska pola bitwy,tylko na nas nawrzeszczał,że to jest wojsko ,że trzeba wykonywać każdy rozkaz,to jest nasza jedyna rola i tak dalej i tak dalej.Na końcu tylko dodał ,że każdy tak skończy jeśli będzie się sprzeciwiał.
Na to my że uczono nas jak walczyć i zabijać wroga nie naszych.Tamten się tylko uśmiechnął pod wielkim wąsem i powiedział:"Wróg czy nie wróg ,jesteście tylko mięsem armatnim,zabawką czy też pionkiem w naszych rękach.Nie interesują nas wasze nędzne życia,jeśli mamy wygrać,ludzie rodzą się codziennie,więc w parę lat zapełnimy ubytki."
Z wściekłości mogliśmy tylko zgrzytać zębami.Wróciliśmy do naszych,lecz już nie mieliśmy tego początkowego zaufania żołnierzy,każdy uważał nas za sadystów,którzy czekali na to by wysłać kogoś na śmierć czy to z rąk wroga czy naszych.Takie rozstrzeliwania swoich zdarzały się później prawie co dwa dni.Zostaliśmy znienawidzeni przez naszych żołnierzy,a my nienawidziliśmy dowództwa.Jakoś udało mi się przeżyć ten ciąg bitwy,chociaż nie bez drobnych ran na ciele czy też poważniejszych na duszy.To było piekło ,które niczym nie przypominało tej pięknej wojny z książek czy pieśni.A medale na naszych piersiach ciążyły jak młyński kamień na szyi,przypominający nam nie o chwalebnych czynach,a o poświeceniu i śmierci naszych kolegów.Teraz już wszystko wiesz,w tamtym momencie nie byłem w stanie powiedzieć ci tego co teraz,nawet po takim czasie ledwo o tym mówię.Pewnie też zniszczyłbym twoje dzieciństwo czy dziecinne wyobrażenia."
-"Totalnie nie wiem co o tym co powiedziałeś myśleć,różni się bardzo to co czytałem w tamtych czasach w gazetach czy też o tym co ludzie mówili"
-"Widzisz ,gdy by nie tamta propaganda,myślisz ,że ktokolwiek zasiliłby naszą armię?A właśnie ten twój cały mistrz też tam był."
-"Jak to?"
-"Był jednym z młodych oficerów, tych z gatunku nadgorliwych i zbyt ambitnych.Przez jego głupie decyzję zginęło wiele moich żołnierzy i kolegów.Traktował wszystkich swoich podwładnych jak teatrzyk kukiełek,ale sam nigdy nie stanął do walki ,zawsze znajdował bezpieczne miejsce podczas gdy inni gineli.Ale skończmy już tą gadaninę,ty wiesz już co masz wiedzieć.Teraz musisz odpoczywać,a pewna ładna niewiasta urwie mi głowę,że cie tak męczę długą rozmową ,teraz śpij..."
-"Za bardzo mi się nie chcę ,ale jeśli to ojcowskie polecenie to je spełnię. Byle przez ciebie nie miał koszmarów."
-"Tacy puści i głupi synowie jak ty nie mają w ogóle snów,śpij nie marudź pustaku jeden"-i wyszedł zamykając drzwi ,a Freed ze zdziwieniem zauważył ,że rzeczywiście powieki ma straszne ciężkie i momentalnie zasnął.......A śniło mu się jak dureń biegał po łące,zrywając kwiaty.....
Jakby to jego ojciec powiedział,durny człowiek durny sen
-"Kurczę o co tu chodzi?Najpierw kłócimy się przy każdym naszym spotkaniu,a teraz mnie całuje?? Albo ja jestem jakiś strasznie tępy albo jeszcze w pełni nie wyzdrowiałem."-powiedział do siebie
-"Bardziej stawiam na to ,że jesteś głupi mój synu,bo jak inaczej można nazwać to co robiłeś dotychczas"-głos dobiegł go z głębi pokoju.Zauważył tam już starszego meźszczyznę,siedzącego i strugającego coś w drewnie.Zanim się do niego odezwał,przyjrzał mu się i w rysach jego twarzy dojrzał kogoś znajomego,kogoś kogo dawno nie widział
-"Ojciec????"
-"Nie kurcze ,wróżka z lasu"-jego rodzic nigdy nie był wylewny w uczuciach,prawie w każdej sytuacji zachowywał spokój,co nie raz niezmiernie denerwowało domowników.
-"Ale co tutaj robisz?.Słyszałem,że wybuch w sąsiednim domu,zniszczył nasz i zabił wszystkich w domu"
-"Nie wszystkich,ja akurat wtedy byłem na spacerze,jeśli szukając w tym pozytywów,to jest tylko jeden,twoja matka już dłużej nie cierpiała."
-"Nie rozumiem,masz na myśli,że cierpiała przez moje odejście?"
-"Trochę masz racji,ale nie .Była ciężko chora,zostało jej tylko niecały rok życia,tak powiedział doktor parę miesięcy przed tym incydentem.Po każdym dniu widziałem jak powoli uchodzi z niej życie i pomimo wiecznego uśmiechu cierpi.Lecz wszystko co można było dla niej zrobić było siedzieć przy niej i dodawać otuchy.Czułem się jak żołnierz bez karabinu ,widzący wroga zabijającego po kolei jego towarzyszy...."
-"Nie wiedziałem,gdy bym dowiedział się o tym wcześniej ...byłem zdenerwowany na ciebie i gniew zasłonił mi obraz sytuacji"
-Nie obwiniaj się,przynajmniej nie w całości.Po mimo twojego odejścia,matka ciągle obserwowała twoje poczynania,czy to w gazecie czy gdzie indziej,jaka była dumna gdy widziała,że zostałeś powołany do Rady XX,powtarzała,że dobrze ci zrobiła ta ucieczka,że w naszej dzielnicy nic byś się nie dorobił,tak do samego końca cie kochała.Była dobrą kobietą,którą obaj zawiedliśmy. Może gdybym wtedy ci opowiedział co tak naprawdę się działo na tamtej wojnie ,wszystko inaczej mogło by się potoczyć"
-"Raczej wątpię ojcze,choroba i tak by na pewno dopadła matkę,moja durna ucieczka być może przyspieszyła tylko jej ujawnienie się.Co właściwie działo się wtedy,co było tak straszne,że nie chciałeś o tym mówić?"
-"Chyba nadszedł czas bym ci opowiedział,widzisz zanim trafiliśmy wprost na pole bitwy,atmosfera wokół nas była sielankowa,wszyscy śmiali się,każdy tylko myślał ile żołdu dostanie i czy uda się dostać jakiś medal,wszystko diametralnie się zmieniło,w czasie pierwszej bitwy.Mimo bycia oficerem ,nigdy tak naprawdę nie doświadczyłem wcześniej wojny.Tak jak ty uważałem ją za coś chwalebnego,już siebie widziałem jak z okrzykiem na ustach prowadzę szarże na nieprzyjaciela,jak zdobywam okopu i przyczyniam się do zwycięstwa.
Jednak w moich przewidywaniach nie uwzględniłem śmierci...Tak istotnego aspektu.Nie rozważyłem,że podczas szarży mogę stracić albo swoje życie albo ktoś inne je straci.Nie przewidziałem strachu spowodowanego ciągle strzelającą artylerią czy ataku na okopy zabezpieczone drutem kolczastym ,podczas gdy strzela do ciebie non stop ciężki karabin maszynowy.Podczas tego naszego chrztu ,straciliśmy połowę naszych kolegów ,z którymi jeszcze wczoraj piliśmy i śmialiśmy się.Podczas kolejnych bitew nie było lepiej,Wypełnione błotem i wodą okopy,gdzie nie gdzie leżało ciało jakiegoś nieszczęśnika,który nie uważnie się wychylił,a do tego ta artyleria....Czy noc czy dzień zawsze biła czy to w nasze pozycję czy w pozycje wroga.Niektórzy tego nie wytrzymywali i albo oszaleli albo się zabili własną bronią..
Wojna trwała nadal ,a nasze nastroje się pogarszały,codzienna rutyna i ciągłe ofiary nie wzmacniały naszych morali. My oficerowie mieliśmy jeszcze gorzej,dostawaliśmy durne rozkazy,które musieliśmy jakoś wykonać,w przypadku tego nie zrobienia,mogliśmy zostać zastrzeleni za bunt.Prowadzenie do ataku ludzi z których prawie połowa miała nie przeżyć ,było naprawdę ciężkim przeżyciem.Podczas jednej bitwy żołnierze się zbuntowali,nie chcieli iść do samobójczego natarcia.Dowództwo rozkazało pojmać największych krzykaczy. Musiałem zaaresztować kolegów,ludzi mi bliskich na tej wojnie.Stawiliśmy się z nimi w terenowym sztabie,tam rozkazano ich postawić naprzeciwko jednego z pustych okopów a za nimi były worki z piaskiem.Tak też zrobiliśmy i w momencie gdy ja i jeszcze jeden oficer miał się spytać co dalej,padły strzały.
Zza dowództwa wcześniej wyszła grupa uzbrojonych ludzi,których my przedtem nie zauważyliśmy i zastrzeli każdego naszego aresztanta.Próbowaliśmy jakoś oponować,że dlaczego i tak dalej,lecz jeden z tamtejszych generałów,piepszony grubas,który od dawna nie widział z bliska pola bitwy,tylko na nas nawrzeszczał,że to jest wojsko ,że trzeba wykonywać każdy rozkaz,to jest nasza jedyna rola i tak dalej i tak dalej.Na końcu tylko dodał ,że każdy tak skończy jeśli będzie się sprzeciwiał.
Na to my że uczono nas jak walczyć i zabijać wroga nie naszych.Tamten się tylko uśmiechnął pod wielkim wąsem i powiedział:"Wróg czy nie wróg ,jesteście tylko mięsem armatnim,zabawką czy też pionkiem w naszych rękach.Nie interesują nas wasze nędzne życia,jeśli mamy wygrać,ludzie rodzą się codziennie,więc w parę lat zapełnimy ubytki."
Z wściekłości mogliśmy tylko zgrzytać zębami.Wróciliśmy do naszych,lecz już nie mieliśmy tego początkowego zaufania żołnierzy,każdy uważał nas za sadystów,którzy czekali na to by wysłać kogoś na śmierć czy to z rąk wroga czy naszych.Takie rozstrzeliwania swoich zdarzały się później prawie co dwa dni.Zostaliśmy znienawidzeni przez naszych żołnierzy,a my nienawidziliśmy dowództwa.Jakoś udało mi się przeżyć ten ciąg bitwy,chociaż nie bez drobnych ran na ciele czy też poważniejszych na duszy.To było piekło ,które niczym nie przypominało tej pięknej wojny z książek czy pieśni.A medale na naszych piersiach ciążyły jak młyński kamień na szyi,przypominający nam nie o chwalebnych czynach,a o poświeceniu i śmierci naszych kolegów.Teraz już wszystko wiesz,w tamtym momencie nie byłem w stanie powiedzieć ci tego co teraz,nawet po takim czasie ledwo o tym mówię.Pewnie też zniszczyłbym twoje dzieciństwo czy dziecinne wyobrażenia."
-"Totalnie nie wiem co o tym co powiedziałeś myśleć,różni się bardzo to co czytałem w tamtych czasach w gazetach czy też o tym co ludzie mówili"
-"Widzisz ,gdy by nie tamta propaganda,myślisz ,że ktokolwiek zasiliłby naszą armię?A właśnie ten twój cały mistrz też tam był."
-"Jak to?"
-"Był jednym z młodych oficerów, tych z gatunku nadgorliwych i zbyt ambitnych.Przez jego głupie decyzję zginęło wiele moich żołnierzy i kolegów.Traktował wszystkich swoich podwładnych jak teatrzyk kukiełek,ale sam nigdy nie stanął do walki ,zawsze znajdował bezpieczne miejsce podczas gdy inni gineli.Ale skończmy już tą gadaninę,ty wiesz już co masz wiedzieć.Teraz musisz odpoczywać,a pewna ładna niewiasta urwie mi głowę,że cie tak męczę długą rozmową ,teraz śpij..."
-"Za bardzo mi się nie chcę ,ale jeśli to ojcowskie polecenie to je spełnię. Byle przez ciebie nie miał koszmarów."
-"Tacy puści i głupi synowie jak ty nie mają w ogóle snów,śpij nie marudź pustaku jeden"-i wyszedł zamykając drzwi ,a Freed ze zdziwieniem zauważył ,że rzeczywiście powieki ma straszne ciężkie i momentalnie zasnął.......A śniło mu się jak dureń biegał po łące,zrywając kwiaty.....
Jakby to jego ojciec powiedział,durny człowiek durny sen
Rozdział XII
Po kilku dniach leżenia,Freed był już na tyle wyleczony by mógł sam chodzić.Od dnia akcji jego odbicia nie widział Diany i nie mógł jej spytać o to dziwne zachowanie w samochodzie.Za to prawie każdego dnia odwiedzał go ojciec,mogli spokojnie omówić, to co się działo w czasie ,gdy bohatera nie było w domu.Jak usłyszał wyjaśnienia na temat wojny inaczej patrzył na tego starego już człowieka.Najbardziej w swoich rozmowach poruszali temat wybuchu.Okazało się jakimś cudem,że ten spokojny sąsiad obok miał jakieś dziwne hobby zbierania niewypałów i po prostu połakomił się na pocisk z działa okrętowego,który nie wiadomo jak dostał i kiedy przewiózł.Majstrował przy nim i niechcący go zdetonował.No przy najmniej taka jest wersja policyjna. Freed znał od kiedy był mały tamtego sąsiada,miał on ogromne problemy z kręgosłupem mimo jego dość młodego wieku ,a jego ogromną pasją były książki.Nienawidził wojny i wszystkiego z nią związanych.O tym wiedziało nie wielu,ponieważ tamten był samotnikiem i stronił od towarzystwa,jedynie ze względu na dawną znajomość z sąsiadem i jego synem prowadził z nimi krótkie rozmowy. Freed doszedł do wniosku ,że absolutnie nic nie pasuję do policyjnego raportu.
Przechadzał się pełną błota nie równą drogą rozmyślając wciąż o tym "wypadku".Rozglądał się wokół, nie mogąc nic wymyślić,główne dowództwo ruchu oporu zupełnie nie przypominało kwatery rządowej.Większość ludzi spała w namiotach,a najważniejsze budynki były zbudowane z drewna ,obok nich biegły nierówne pełne dziur niebrukowane drogi.Nie można było powiedzieć,że było tu cicho.Pełno ludzi ciągle coś robiło,stare ciężarówki non stop coś wwoziły lub wywoziły.Co jakiś czas mijał go patrol uzbrojone w karabiny,o dziwo odziany w mundury z zeszłej wojny.Nagle ktoś rzucił mu się na plecy zasłaniając oczy.
-"Zgadnij kto to?"
-"XV co ty robisz?"
-"Jaka XV,ile raz ci mówiłam,że jestem Diana,i jak mnie poznałeś?"
-"Tyle razy się kłóciliśmy,że twój głos znam na pamieć...."
-"Chyba mogę uznać to za komplement,pomimo traktowania przedtem mnie jak powietrze."
-"A co do tego w aucie....."
-"Póki osłowi siana się pod nos nie podłoży,on je nie zauważy.Musi być jakiś cud,żebyś zrozumiał o co chodziło....Dobra skoro pan eks-rządowy wrócił na dobrą stronę,to trzeba teraz parę rzeczy wyjaśnić.Kraj jest wymęczonymi niedawnymi wojnami,choć mamy wielkie terytorium przez zajęcie wielu nacji,to ponieśliśmy za wiele straty przez nie.Wielu jest inwalidami,nie ma kto utrzymywać rodzin,w miastach z powodu łapówek nikt bez zapłaty nie kiwnie palcem. Szerzą się brud i przestępstwa.Każde próby oporu są niszczone przez tajniaków.Są stosowane różne fortele by nas zniszczyć.Nasz "wielki przywódca" wciąż wymyśla nowe podatki ,jednocześnie podnosząc ceny.Wszędzie oprócz stolicy panuje chaos i beznadzieja."
-"Mieszkając w moim mieszkaniu w ogóle nie było tego widać."
-"Nad całą stolicą jest tak jakby klosz,widocznie twój były mistrz lubi chociaż na swoim osobistym terenie porządek."
-"A co z Radą?"
-"Wszyscy już wiedzą co się świeci albo właśnie się dowiedzieli,większość trzyma przy mistrzu albo wierność wojskowa taka jak I albo różne korzyści materialne jak III czy V,mamy też sojuszników ale to tajemnica,nawet tutaj są szpiedzy,jeszcze inni zostali złamani bądź nie mają sił by oponować jak twój były szef VI..A właśnie ,szybko musimy iść."
-"Atakują nas czy co?"
-"Mamy spotkanie z informatorem, szybko.."-i pobiegli w kierunku ukrytego małego budynku miedzy namiotami.Weszli do ukrytego pod schodami wejścia i zaczęli iść w dół.
-"Gdzie my jesteśmy?"
-"Witaj w kwaterze głównej."
-"Myślałem,że tam gdzie się kurowałem ona była..."
-"I tak właśnie ma myśleć też wróg,podrzucamy tam jakieś nieprawdziwe wiadomości papiery,a potem ich szpiedzy o nich donoszą ,a my jesteśmy krok przed nimi."-po paru sekundach byli w dawnym bunkrze,którego podziemna lokalizacja całkowicie wyciszała hałas dochodzący z stąd.
-"Choć za mną,no dalej..."-poprowadziła go do jednego z pomieszczeń ,gdzie siedziała jedna osoba.Jednak rozpoznał kto to jest i przeszły go zimne dreszcze.
-"CO ON TU ROBI?????"
-"Uspokój się,jest po naszej stronie."
-"Przecież to IV,największy łowca szpiegów i szpieg w jednym,najbardziej oddany człowiek mistrza."
-Hahaha ,Bądź spokojny VI czy też jak wolisz Freed,pomimo mojej reputacji jestem jednym z przywódców podziemia.Kto by podejrzewał największego z piesków mistrza?"-jego słowa przerywał co jakiś czas głośne wdechy dochodzące zza jego maski.
-"Nie sądzisz Duchu,że czas mu powiedzieć prawdę?Zobaczył już jaki naprawdę jest twój brat"-włączyła się do rozmowy Diana
-"Brat?O kim wy mówicie"-coraz to bardziej denerwował się Freed
-"Duch, znaczy się IV,nie bez powodu nosi maskę.."
-"Może lepiej będzie jak ja to opowiem"
-"Dobra,jak chcesz w miedzy czasie skoczę dla niego po wodę,wątpię czy będzie w dobrym stanie po twojej opowieści"-i wyszła,zamykając drzwi
-"Widzisz twój dawny mistrz to tak naprawdę mój brat"
-"Nie ,nie ,jego brat umarł na wojnie bohaterską śmiercią broniąc swoich ludzi"
-"Bohaterską śmiercią mówisz......Razem z nim byłem na wojnie i dzięki naszemu ojcu wysokiego rangą generała,służyliśmy razem,w porównaniu do niego zawsze ponad rozkazy stawiałem życie żołnierzy,za to on był bardzo ambitny i każdy rozkaz wypełniać w stu procentach.Gwarantowało mu to szybki awans.Wiele razy pisałem do ojca,by przeniósł go na stanowisko w stolicy,tam przynajmniej nie spowodował by śmierci tak wielu osób.Bywały takie sytuacje skrzętnie ukrywany,że brat sam zabijał swoich ludzi za nieposłuszeństwo.On i jego broń siała strach i panikę w naszym oddziale.Ludzie zamiast bać się wroga ,bali się swojego oficera.Powodowało to wile rażących błędów u żołnierzyna przykład szybsze natarcie na wroga nie czekając na wsparcie ckm czy też artylerii. Kłóciliśmy się wiele razy o to,jednak nigdy nie podniósł broni przeciwko mnie.Żółtodziobów trzymał żelazną ręką za pomocą gadki o patriotyzmie czy innych podobnych rzeczach,a weteranów za pomocą broni.
Kiedyś broniliśmy jednego z bunkrów.Wsparcie miało lada dzień nadejść.Mój brat niestety miał lepszy plan..Jego ambicję były tak wielkie,że wymyślił sobie moją śmierć i naszych ludzi dla własnych celów.Przyszykował skrzynie z amunicją tak by były jak najbliżej siebie.Złapałem go jak szykował granat by nas wysadzić.Próbowałem go powstrzymać,lecz za nim do niego podbiegłem,on do mnie strzelił.Upadłem na ziemie i wtedy właśnie wyjaśnił swój plan.W jego oczach było szaleństwo i rządzą władzy każdym kosztem.Odbezpieczył granat ,rzucając go do otwartej jednej ze skrzyń.Myślał pewnie ,że i tak nie przeżyje tego,bo niestety umiał strzelać.Trafił mnie tak,że nie mogłem się zbytnio ruszać i traciłem dużo krwi.Zdążyłem się wyczołgać do wejścia,zanim nastąpiła eksplozja.Wszyscy oprócz mnie i brata zginęli.A on powiedział ,że przytłoczeni wielkim atakiem wroga,wysadziliśmy się by nie zajęli kluczowego bunkru.Pewnie zastawiasz się jak przeżyłem.Sam do końca nie wiem. Większa część wybuchu poszła do wnętrza.Znaleźli mnie jacy złomiarze poszukujący pamiątek i złomu.Uratowali mnie chyba ze strachu,,niestety byłem tak poparzony na twarzy,że z trudem oddycham,co zresztą widzisz i słyszysz.
Nie wiem czy mi uwierzysz,ale to już twoja sprawa. Nie chce zemsty na nim,tylko chce go powstrzymać zanim doprowadzi do śmierci kolejnych osób,a jego szaleństwo przepełni go całkowicie....Dlatego mówią na mnie duch,bo żyje choć nie żyje"-skończył z ciężkim oddechem
-"Sam nie wiem co o tym sądzisz.Jednak to do niego pasuje,by tak zrobić..Opis szaleństwa w oczach idealnie pasuje,gdy widziałem go ostatni raz w miejscu tortur u świętoszka,muszę to przemyśleć.
-"Więc myśl szybko,jesteś nam ogromnie potrzebny,im dłużej mój brat rządzi tym większe cierpienie naszych krajan,moim obowiązkiem jako rodziny jest go powstrzymać i potrzebuję do tego pomocy każdego kto może jej udzielić.No dobra pora na mnie,o jesteś Diano raporty masz tam gdzie zawsze i wiesz gdzie je dalej przekazać,widzimy się za jakiś czas"-powiedział IV czyli Duch do wchodzącej dziewczyny.
Przechadzał się pełną błota nie równą drogą rozmyślając wciąż o tym "wypadku".Rozglądał się wokół, nie mogąc nic wymyślić,główne dowództwo ruchu oporu zupełnie nie przypominało kwatery rządowej.Większość ludzi spała w namiotach,a najważniejsze budynki były zbudowane z drewna ,obok nich biegły nierówne pełne dziur niebrukowane drogi.Nie można było powiedzieć,że było tu cicho.Pełno ludzi ciągle coś robiło,stare ciężarówki non stop coś wwoziły lub wywoziły.Co jakiś czas mijał go patrol uzbrojone w karabiny,o dziwo odziany w mundury z zeszłej wojny.Nagle ktoś rzucił mu się na plecy zasłaniając oczy.
-"Zgadnij kto to?"
-"XV co ty robisz?"
-"Jaka XV,ile raz ci mówiłam,że jestem Diana,i jak mnie poznałeś?"
-"Tyle razy się kłóciliśmy,że twój głos znam na pamieć...."
-"Chyba mogę uznać to za komplement,pomimo traktowania przedtem mnie jak powietrze."
-"A co do tego w aucie....."
-"Póki osłowi siana się pod nos nie podłoży,on je nie zauważy.Musi być jakiś cud,żebyś zrozumiał o co chodziło....Dobra skoro pan eks-rządowy wrócił na dobrą stronę,to trzeba teraz parę rzeczy wyjaśnić.Kraj jest wymęczonymi niedawnymi wojnami,choć mamy wielkie terytorium przez zajęcie wielu nacji,to ponieśliśmy za wiele straty przez nie.Wielu jest inwalidami,nie ma kto utrzymywać rodzin,w miastach z powodu łapówek nikt bez zapłaty nie kiwnie palcem. Szerzą się brud i przestępstwa.Każde próby oporu są niszczone przez tajniaków.Są stosowane różne fortele by nas zniszczyć.Nasz "wielki przywódca" wciąż wymyśla nowe podatki ,jednocześnie podnosząc ceny.Wszędzie oprócz stolicy panuje chaos i beznadzieja."
-"Mieszkając w moim mieszkaniu w ogóle nie było tego widać."
-"Nad całą stolicą jest tak jakby klosz,widocznie twój były mistrz lubi chociaż na swoim osobistym terenie porządek."
-"A co z Radą?"
-"Wszyscy już wiedzą co się świeci albo właśnie się dowiedzieli,większość trzyma przy mistrzu albo wierność wojskowa taka jak I albo różne korzyści materialne jak III czy V,mamy też sojuszników ale to tajemnica,nawet tutaj są szpiedzy,jeszcze inni zostali złamani bądź nie mają sił by oponować jak twój były szef VI..A właśnie ,szybko musimy iść."
-"Atakują nas czy co?"
-"Mamy spotkanie z informatorem, szybko.."-i pobiegli w kierunku ukrytego małego budynku miedzy namiotami.Weszli do ukrytego pod schodami wejścia i zaczęli iść w dół.
-"Gdzie my jesteśmy?"
-"Witaj w kwaterze głównej."
-"Myślałem,że tam gdzie się kurowałem ona była..."
-"I tak właśnie ma myśleć też wróg,podrzucamy tam jakieś nieprawdziwe wiadomości papiery,a potem ich szpiedzy o nich donoszą ,a my jesteśmy krok przed nimi."-po paru sekundach byli w dawnym bunkrze,którego podziemna lokalizacja całkowicie wyciszała hałas dochodzący z stąd.
-"Choć za mną,no dalej..."-poprowadziła go do jednego z pomieszczeń ,gdzie siedziała jedna osoba.Jednak rozpoznał kto to jest i przeszły go zimne dreszcze.
-"CO ON TU ROBI?????"
-"Uspokój się,jest po naszej stronie."
-"Przecież to IV,największy łowca szpiegów i szpieg w jednym,najbardziej oddany człowiek mistrza."
-Hahaha ,Bądź spokojny VI czy też jak wolisz Freed,pomimo mojej reputacji jestem jednym z przywódców podziemia.Kto by podejrzewał największego z piesków mistrza?"-jego słowa przerywał co jakiś czas głośne wdechy dochodzące zza jego maski.
-"Nie sądzisz Duchu,że czas mu powiedzieć prawdę?Zobaczył już jaki naprawdę jest twój brat"-włączyła się do rozmowy Diana
-"Brat?O kim wy mówicie"-coraz to bardziej denerwował się Freed
-"Duch, znaczy się IV,nie bez powodu nosi maskę.."
-"Może lepiej będzie jak ja to opowiem"
-"Dobra,jak chcesz w miedzy czasie skoczę dla niego po wodę,wątpię czy będzie w dobrym stanie po twojej opowieści"-i wyszła,zamykając drzwi
-"Widzisz twój dawny mistrz to tak naprawdę mój brat"
-"Nie ,nie ,jego brat umarł na wojnie bohaterską śmiercią broniąc swoich ludzi"
-"Bohaterską śmiercią mówisz......Razem z nim byłem na wojnie i dzięki naszemu ojcu wysokiego rangą generała,służyliśmy razem,w porównaniu do niego zawsze ponad rozkazy stawiałem życie żołnierzy,za to on był bardzo ambitny i każdy rozkaz wypełniać w stu procentach.Gwarantowało mu to szybki awans.Wiele razy pisałem do ojca,by przeniósł go na stanowisko w stolicy,tam przynajmniej nie spowodował by śmierci tak wielu osób.Bywały takie sytuacje skrzętnie ukrywany,że brat sam zabijał swoich ludzi za nieposłuszeństwo.On i jego broń siała strach i panikę w naszym oddziale.Ludzie zamiast bać się wroga ,bali się swojego oficera.Powodowało to wile rażących błędów u żołnierzyna przykład szybsze natarcie na wroga nie czekając na wsparcie ckm czy też artylerii. Kłóciliśmy się wiele razy o to,jednak nigdy nie podniósł broni przeciwko mnie.Żółtodziobów trzymał żelazną ręką za pomocą gadki o patriotyzmie czy innych podobnych rzeczach,a weteranów za pomocą broni.
Kiedyś broniliśmy jednego z bunkrów.Wsparcie miało lada dzień nadejść.Mój brat niestety miał lepszy plan..Jego ambicję były tak wielkie,że wymyślił sobie moją śmierć i naszych ludzi dla własnych celów.Przyszykował skrzynie z amunicją tak by były jak najbliżej siebie.Złapałem go jak szykował granat by nas wysadzić.Próbowałem go powstrzymać,lecz za nim do niego podbiegłem,on do mnie strzelił.Upadłem na ziemie i wtedy właśnie wyjaśnił swój plan.W jego oczach było szaleństwo i rządzą władzy każdym kosztem.Odbezpieczył granat ,rzucając go do otwartej jednej ze skrzyń.Myślał pewnie ,że i tak nie przeżyje tego,bo niestety umiał strzelać.Trafił mnie tak,że nie mogłem się zbytnio ruszać i traciłem dużo krwi.Zdążyłem się wyczołgać do wejścia,zanim nastąpiła eksplozja.Wszyscy oprócz mnie i brata zginęli.A on powiedział ,że przytłoczeni wielkim atakiem wroga,wysadziliśmy się by nie zajęli kluczowego bunkru.Pewnie zastawiasz się jak przeżyłem.Sam do końca nie wiem. Większa część wybuchu poszła do wnętrza.Znaleźli mnie jacy złomiarze poszukujący pamiątek i złomu.Uratowali mnie chyba ze strachu,,niestety byłem tak poparzony na twarzy,że z trudem oddycham,co zresztą widzisz i słyszysz.
Nie wiem czy mi uwierzysz,ale to już twoja sprawa. Nie chce zemsty na nim,tylko chce go powstrzymać zanim doprowadzi do śmierci kolejnych osób,a jego szaleństwo przepełni go całkowicie....Dlatego mówią na mnie duch,bo żyje choć nie żyje"-skończył z ciężkim oddechem
-"Sam nie wiem co o tym sądzisz.Jednak to do niego pasuje,by tak zrobić..Opis szaleństwa w oczach idealnie pasuje,gdy widziałem go ostatni raz w miejscu tortur u świętoszka,muszę to przemyśleć.
-"Więc myśl szybko,jesteś nam ogromnie potrzebny,im dłużej mój brat rządzi tym większe cierpienie naszych krajan,moim obowiązkiem jako rodziny jest go powstrzymać i potrzebuję do tego pomocy każdego kto może jej udzielić.No dobra pora na mnie,o jesteś Diano raporty masz tam gdzie zawsze i wiesz gdzie je dalej przekazać,widzimy się za jakiś czas"-powiedział IV czyli Duch do wchodzącej dziewczyny.
Rozdział XIII
Po usłyszeniu historii Ducha,Freed długo nie wiedział co dalej robić.Godzinami włóczył się po terenie bazy rebeliantów.W końcu dotarł do stołówki,wielkiego drewnianego budynku.Nie był on jakoś z daleka widoczny,ponieważ nie był wysoki tylko długi,tak by mogły się pomieścić wiele osób,nie wzbudzając podejrzeń z daleka.W środku nie było nikogo oprócz kobiety i dwójki dzieci,którzy szykowali jedzenie i talerze na zbliżającą się porę obiadową.
-"O ty jesteś tym nowym,wejdź,wejdź musisz coś zjeść,dobry ciepły posiłek to podstawa"-powiedziała,zauważając wchodzącego naszego bohatera
-"Dziękuję,ale nie mam czym zapłacić..."
-"Widać,że nie jesteś tutaj od dawna.Posiłki są wydawane za darmo w formie śniadania,obiadu i kolacji.wszystkie produkty to rzeczy ukradzione z rządowych magazynów dla wysokich oficjeli,więc są pierwszej świeżości."
-"Skoro tak,to niech pani mi tam nałoży tego pachnącego dania"
-"Dzisiaj tylko zupa,ale powinieneś się nią na najeść"-i podała mu talerzu pysznie wyglądającą zupę.
-"Widzę,że dzieci też pani pomagają"-powiedział łapczywie jedząc
-"Powoli,powoli bo mi tu zaraz się zakrztusisz,a pomagają,pomagają,są anioły pomimo,że mają tylko mnie ."
-"Nie chce być wścibski,ale co się stało z ..."
-"Zastrzeliła go policja w banku,próbował coś z jakąś bombą czy coś,brakuje mi tego starego drania.."-W tym momencie Freed prawie wypluł jedzoną potrawę,przypomniał sobie wzrok smutku zastrzelonego przez siebie mężczyzny w banku,spojrzał na dzieci i ze zgrozą zobaczył,że jedno z nich jest bardzo podobnego do owego człowieka.Wielkie wyrzuty sumienia ścisnęły go za serca ,a nogi jak z ołowiu nie pozwoliły mu by odejść.
-"Spokojnie,spokojnie,nie musisz się winić"-jego zmianę zachowania zauważyła kobieta i zaczęła mieszać zupę.
-"Ale skąd..."
-"Ja wiem?Doszły do mnie plotki po śmierci męża,kto za tym stoi.Najpierw była we mnie wściekłość,potem smutek wraz z żalem.Nienawiść dla zabójcy zalała całe me serce,ale dzięki temu nie załamałam się,zaczęłam pracować ,a dziećmi zajęli się moi rodzice,starsi już,jednak nadal pełni werwy.Z biegiem czasu trafiłam z dziećmi tutaj i tutaj zostałam.Gdy cię zobaczyłam na noszach,jak wyciągali cię z auta,to myślałam nad sposobem by zamordować cię.Jednak w miedzy czasie przychodziła tu ta młoda ładna dziewczyna,Diana,z którą się polubiliśmy.Opowiadała jak to uratowałeś ją od gwałtu i mówiła różne rzeczy o tobie.Na początku działała mi na nerwy,ileż razy myślałam nad tym by ją uderzyć ,słuchając o niszczycielu mojej rodzinny.Potem jednak zobaczyłam ,że w tym co mówi nie ma śladu fałszu czy zakłamania,mówi z czystego serca,a jej żale na temat twojej durnoty i opóźnionego myślenia w stosunku do niej sprawiły,że zaczęłam się śmiać .Zrozumiałam też jak głupie było moje serce.W domu najważniejszą nauką było nie dać się porwać nienawiści i na wszystko patrzeć zarówno sercem jak i rozumem.Ja niestety spojrzałam tylko sercem."
-" Nie wiem co powiedzie..."
-"Cicho tam,słuchaj dalej,Spojrzałam na śmierć mojego męża innym okiem,gdybyś go nie zastrzelił wtedy mógłby spowodować śmierć wielu niewinnych osób,a tego ten dobry drań nie mógł by sobie darować nawet po śmierci.Pewnie wtedy mówił jakieś głupoty,ale był przesiąknięty żalem,wszystko z powodu swojego dobrego serca. Oszczędziłeś nam wiele nerwów,gdy wiem ,że nie żyje to lepsze to niż nie wiedzieć co się z nim by działo.Pewnie bili by go,potem zamknęli nie wiadomo gdzie.No i byłeś policjantem ,musiałeś coś wybrać albo śmierć jednego albo śmierć wielu."
-"Czyli nie ma pani do mnie żadnych pretensji,a w tej zupie trucizny nie było?"
-"Gdzież bym śmiała przepis mamusi takim draństwem zniszczyć???Wybaczenie było najtrudniejsze ,ale to zrobiłam"
-"Dziękuję za posiłek "-wstał od stołu i pożegnał się.
-"I pomyśleć jak drogi losu życie prowadzi...Ta kobieta wybaczyła zabójcy swojego meża,Diana i Duch pomagają innym a co ja dotychczas zrobiłem?Żyłem pod kloszem,traktując powierzchownie swoją pracę,pijąc,jedząc i śmiejąc się podczas gdy ludzie obok głodowali i umierali.Patrzyłem na słońce oślepiony jego blaskiem,nie zauważając jego zgnilizny.Jeśli chcę się zrehabilitować za krzywdy,które wyrządziłem muszę zacząć działać."-poszedł poszukać Diany,znalazł ją nie daleko magazynu
-"Diano musimy porozmawiać,o bardzo ważnej sprawie"
-"Dobra,przyjdę za pięć minut do ciebie to porozmawiamy"-po upływie tego czasu pojawiła się w pokoju Freeda.
-"Wiesz wreszcie,coś zrozumiałem,byłem głupi,miałem rozwiązanie przed oczyma,czemu tego nie dostrzegałem"
-"Wreszcie to zrozumiałeś"-z uśmiechem na twarzy powiedziała Diana
-"Zrozumiałem,że pora działać"
-No nareszcie ile mogłam czekać"
-"Zrozumiałem,że czas....walczyć z szaleństwem mistrza"-dziewczyna myślała,że ze złości uderzy siebie dłonią w czoło.
-" A więc to zrozumiałeś....."
-"No tak,a co innego mogłem zrozumieć?? Co może być ważniejsze od tego?"
-"Eh idiota zawsze pozostanie idiotą,kiedy wreszcie pojmiesz to co naprawdę masz zrozumieć,miejmy nadzieję,że nie będę staruszką,a teraz choć do naczelnika.Aby nie potrzebnych nadziei mi narobiłeś...."-wyszła,a za nią zdziwiony Freed,myśląc dlaczego ona jest zła....
Zaprowadziła go do szefa rebeliantów czyli do naczelnika.Gdzie został przyjęty do nich przyjęty,a jego pierwszą misją wraz z innymi miało być usunięcie szpicla,który nie jednego rebelianta posłał w objecie kata lub plutonu egzekucyjnego.W miedzy czasie dowiedział się dlaczego główna baza nie została zaatakowana przez rządowych,pomimo jej wielkości.Okazało się,że położona jest ona miedzy lasem a bagnem.Można było tu tylko dojść ukrytą ścieżką bądź przepłynąć tratwą znając bagno.Diana nie odzywała się do bohatera przez kilka dni,odpowiadając tylko krótkimi słowami bądź odburkiwała coś gdy się widzieli.Cały czas były też prowadzone plany co do zabicia konfidenta,a główną role miał odegrać Freed,jako jeden z lepiej przeszkolonych.Dzień akcji nadchodził coraz szybciej..........
-"O ty jesteś tym nowym,wejdź,wejdź musisz coś zjeść,dobry ciepły posiłek to podstawa"-powiedziała,zauważając wchodzącego naszego bohatera
-"Dziękuję,ale nie mam czym zapłacić..."
-"Widać,że nie jesteś tutaj od dawna.Posiłki są wydawane za darmo w formie śniadania,obiadu i kolacji.wszystkie produkty to rzeczy ukradzione z rządowych magazynów dla wysokich oficjeli,więc są pierwszej świeżości."
-"Skoro tak,to niech pani mi tam nałoży tego pachnącego dania"
-"Dzisiaj tylko zupa,ale powinieneś się nią na najeść"-i podała mu talerzu pysznie wyglądającą zupę.
-"Widzę,że dzieci też pani pomagają"-powiedział łapczywie jedząc
-"Powoli,powoli bo mi tu zaraz się zakrztusisz,a pomagają,pomagają,są anioły pomimo,że mają tylko mnie ."
-"Nie chce być wścibski,ale co się stało z ..."
-"Zastrzeliła go policja w banku,próbował coś z jakąś bombą czy coś,brakuje mi tego starego drania.."-W tym momencie Freed prawie wypluł jedzoną potrawę,przypomniał sobie wzrok smutku zastrzelonego przez siebie mężczyzny w banku,spojrzał na dzieci i ze zgrozą zobaczył,że jedno z nich jest bardzo podobnego do owego człowieka.Wielkie wyrzuty sumienia ścisnęły go za serca ,a nogi jak z ołowiu nie pozwoliły mu by odejść.
-"Spokojnie,spokojnie,nie musisz się winić"-jego zmianę zachowania zauważyła kobieta i zaczęła mieszać zupę.
-"Ale skąd..."
-"Ja wiem?Doszły do mnie plotki po śmierci męża,kto za tym stoi.Najpierw była we mnie wściekłość,potem smutek wraz z żalem.Nienawiść dla zabójcy zalała całe me serce,ale dzięki temu nie załamałam się,zaczęłam pracować ,a dziećmi zajęli się moi rodzice,starsi już,jednak nadal pełni werwy.Z biegiem czasu trafiłam z dziećmi tutaj i tutaj zostałam.Gdy cię zobaczyłam na noszach,jak wyciągali cię z auta,to myślałam nad sposobem by zamordować cię.Jednak w miedzy czasie przychodziła tu ta młoda ładna dziewczyna,Diana,z którą się polubiliśmy.Opowiadała jak to uratowałeś ją od gwałtu i mówiła różne rzeczy o tobie.Na początku działała mi na nerwy,ileż razy myślałam nad tym by ją uderzyć ,słuchając o niszczycielu mojej rodzinny.Potem jednak zobaczyłam ,że w tym co mówi nie ma śladu fałszu czy zakłamania,mówi z czystego serca,a jej żale na temat twojej durnoty i opóźnionego myślenia w stosunku do niej sprawiły,że zaczęłam się śmiać .Zrozumiałam też jak głupie było moje serce.W domu najważniejszą nauką było nie dać się porwać nienawiści i na wszystko patrzeć zarówno sercem jak i rozumem.Ja niestety spojrzałam tylko sercem."
-" Nie wiem co powiedzie..."
-"Cicho tam,słuchaj dalej,Spojrzałam na śmierć mojego męża innym okiem,gdybyś go nie zastrzelił wtedy mógłby spowodować śmierć wielu niewinnych osób,a tego ten dobry drań nie mógł by sobie darować nawet po śmierci.Pewnie wtedy mówił jakieś głupoty,ale był przesiąknięty żalem,wszystko z powodu swojego dobrego serca. Oszczędziłeś nam wiele nerwów,gdy wiem ,że nie żyje to lepsze to niż nie wiedzieć co się z nim by działo.Pewnie bili by go,potem zamknęli nie wiadomo gdzie.No i byłeś policjantem ,musiałeś coś wybrać albo śmierć jednego albo śmierć wielu."
-"Czyli nie ma pani do mnie żadnych pretensji,a w tej zupie trucizny nie było?"
-"Gdzież bym śmiała przepis mamusi takim draństwem zniszczyć???Wybaczenie było najtrudniejsze ,ale to zrobiłam"
-"Dziękuję za posiłek "-wstał od stołu i pożegnał się.
-"I pomyśleć jak drogi losu życie prowadzi...Ta kobieta wybaczyła zabójcy swojego meża,Diana i Duch pomagają innym a co ja dotychczas zrobiłem?Żyłem pod kloszem,traktując powierzchownie swoją pracę,pijąc,jedząc i śmiejąc się podczas gdy ludzie obok głodowali i umierali.Patrzyłem na słońce oślepiony jego blaskiem,nie zauważając jego zgnilizny.Jeśli chcę się zrehabilitować za krzywdy,które wyrządziłem muszę zacząć działać."-poszedł poszukać Diany,znalazł ją nie daleko magazynu
-"Diano musimy porozmawiać,o bardzo ważnej sprawie"
-"Dobra,przyjdę za pięć minut do ciebie to porozmawiamy"-po upływie tego czasu pojawiła się w pokoju Freeda.
-"Wiesz wreszcie,coś zrozumiałem,byłem głupi,miałem rozwiązanie przed oczyma,czemu tego nie dostrzegałem"
-"Wreszcie to zrozumiałeś"-z uśmiechem na twarzy powiedziała Diana
-"Zrozumiałem,że pora działać"
-No nareszcie ile mogłam czekać"
-"Zrozumiałem,że czas....walczyć z szaleństwem mistrza"-dziewczyna myślała,że ze złości uderzy siebie dłonią w czoło.
-" A więc to zrozumiałeś....."
-"No tak,a co innego mogłem zrozumieć?? Co może być ważniejsze od tego?"
-"Eh idiota zawsze pozostanie idiotą,kiedy wreszcie pojmiesz to co naprawdę masz zrozumieć,miejmy nadzieję,że nie będę staruszką,a teraz choć do naczelnika.Aby nie potrzebnych nadziei mi narobiłeś...."-wyszła,a za nią zdziwiony Freed,myśląc dlaczego ona jest zła....
Zaprowadziła go do szefa rebeliantów czyli do naczelnika.Gdzie został przyjęty do nich przyjęty,a jego pierwszą misją wraz z innymi miało być usunięcie szpicla,który nie jednego rebelianta posłał w objecie kata lub plutonu egzekucyjnego.W miedzy czasie dowiedział się dlaczego główna baza nie została zaatakowana przez rządowych,pomimo jej wielkości.Okazało się,że położona jest ona miedzy lasem a bagnem.Można było tu tylko dojść ukrytą ścieżką bądź przepłynąć tratwą znając bagno.Diana nie odzywała się do bohatera przez kilka dni,odpowiadając tylko krótkimi słowami bądź odburkiwała coś gdy się widzieli.Cały czas były też prowadzone plany co do zabicia konfidenta,a główną role miał odegrać Freed,jako jeden z lepiej przeszkolonych.Dzień akcji nadchodził coraz szybciej..........
Rozdział XIV
Zgrzyt metalu i huk silnika całkowicie uniemożliwiał jakiekolwiek rozmowy w ciężarówce. Freed i sześciu rebeliantów jechało na akcji unieszkodliwienia groźnego konfidenta.Przez kilka poprzednich dni,zastanawiali się jak to wykonać?.Padły różne propozycje od zniszczenia kamienicy,w której mieszkał do frontowego ataku.W końcu ustalili,że bez śledzenia celu i poznania jego nawyków akcja się nie powiedzie.Część oddziału zatrudniła się dzięki kontaktom w zespole sprzątającym tej ulicy,w stolicy dla każdej ulicy była jedna ekipa,dla wszystkich było to marnotrawstwem pieniędzy,ale nie dla Mistrza.Pozostali wraz z Freedem rozproszyli się by móc swobodnie śledzić ofiarę.Cóż po kilku dniach śledztwa,akcja okazała się bardzo prosta do wykonania.Donosiciel był tak pewny siły rządowej,że wszędzie chodził sam i nie przejmował się zwracaniem na siebie uwagi.Gdy natknął się na jakiegoś biedniejszego wyglądającego,od razu go poniżał,a nie kiedy bił,patrząc by nie ubrudzić swojego ubrania.Tylko dla pracujących na stanowisku rządowym był ,aż nad to uprzejmy.Rebelianci zauważyli najlepszy moment na zabójstwo.W co drugi dzień szedł do restauracji,gdzie dostawał specjalne miejsce z tyłu restauracji,mógł tam siedzieć i nikt go nie widział ani nie słyszał.Z opisu kelnerek,które tam pracowały dowiedzieli się,że wykorzystuje zacisze tego miejsca by dotykać ich kiedy go obsługują.Jedna nawet mówiła,że złapał ją i swoim ohydnym łapskiem dotykał ją wszędzie przez parę minut ,zaproponował nawet,że może dojść do czegoś więcej,on będzie zadowolony,a ona bogatsza o prezent czy pieniądze.Na szczęście zdążyła jakoś wywinąć się z jego chwytu i uciec. Właściciel miał związane ręce.W poprzednim lokalu po sprzeciwie jego szefa odnośnie zachowania tego człowieka,nie dość że zamknęli lokal to cały personel trafił do wiezienia,gdzie strażnicy mogli z nimi robić co chcieli.Nie wiadomo czy to kontakty konfidenta czy też powiedział odpowiednie słowa do tajniaków ,doprowadziły do takiej sytuacji.
I tu powstała trudność,w jaki sposób uciszyć niewygodnego człowieka,nie sprowadzając nienawiści na niewinnych....Ustalili,że kelnerka i właściciel,którzy sami przeważnie obsługują go,muszą też zostać postrzeleni i są zmuszeni by tamtego bronić.Po dogadaniu się z restauracją,zaplanowali następnego dnia akcje.
Gdy zegar na wielkim pałacu Mistrza wybił południe,oni już czekali za tylnymi drzwiami lokalu na ofiarę.Powiadomić miał ich jeden z kelnerów,którzy zawsze przychodzą tutaj na papierosa.Ustawili też ciężarówkę,tak by mogli szybko uciec.Wiadomo ,pistolet maszynowy za cichy nie jest,a jakiś nadgorliwy oficerek też się mógł zdarzyć.Kluczem tej roboty była celność i szybkość.
Niestety tego dnia nie przyszedł,musieli wiec zatrzeć wszelkie ślady swojej obecności,a akcje przełożyli o dwa dni.Gdy minął tamten czas ,wreszcie przyszedł,widocznie na kogoś doniósł bo sypał pieniędzmi na lewo i prawo.Zaczekali,aż na je się do syta,by nie mógł natychmiastowo uciec.W końcu wkroczyli do środka.
Jak w zwolnionym tempie ten wstrętny mały człowieczek zobaczył ludzi z bronią.Próbował jak najszybciej wstać i uciec.Niestety zjedzony wcześniej syty posiłek uniemożliwiał to.Kelnerka krzyczała,a właściciel rzucił się na człowieka z pistoletem.Padła najpierw seria z broni maszynowej,która rzuciła na ścianę konfidenta,następnie strzelił z bliska Freed do właściciela lokalu trafiając go w ramie ,potem dostała kelnerka ,za nadmierny krzyk.Gdy wszyscy postrzeleni leżeli krwawiąc na podłodze.Cała trójka zamachowców,(pozostali ubezpieczali ,na zewnątrz),podbiegła do ciężko rannego współpracownika tajniaków.Ten pomimo chust na twarzach zdaję się rozpoznał Freeda
-"To ty....ale.....ty....nie .....żyjesz"-ledwo mówił,lecz nie doczekał się odpowiedzi,tylko kolejnych strzałów.Strzelali tak długo ,aż tamten się w ogóle nie ruszał.Po wyładowaniu złości na kapusiu za swoje krzywdy i ich ludzi,szybko oprzytomnieli,słysząc dalekie syreny policyjne.Sprawdzili jeszcze tylko czy rany u pozostałej dwójki są niegroźne,uciekli wsiadając do ciężarówki. Wbrew instynktowi ,zamiast jechać szybko jechali powoli ,stosując się zasad na drodze. Ktoś by powiedział,co za durnie,powinni jak najszybciej odjechać.Jednak i to było przemyślane.Jaki pojazd najwięcej przyciąga uwagę?Najszybciej poruszający się i zachowujący się nie normalnie po drodze.Nikt nie podejrzewał,że zamachowcy mogli znajdować się w ciężarowce,pełnej skrzyń,jechającej tak ,jakby kierowca za następny mandat miał trafić do wiezienia.Po mieście poruszało się zbyt wiele takich pojazdów,by policja mogła każdy zatrzymać.Skupili się oni tylko na autach osobowych,a ciężarowe zatrzymywali, tylko te których zachowanie bardzo odbiegało od normy.Nasi zamachowcy zaczekali jeszcze jeden dzień na przedmieściach,ponieważ każdy wyjazd z miasta był pilnowany,nie mogli tak gładko przejechać jak w centrum.
Z uśmiechem na twarzy czytali artykuł w służebniczej rządowej gazecie,a brzmiał on tak
"Wczoraj w godzinach popołudniowych jeden z naszych zacnych obywateli pożegnał się ze światem.Nieznani terroryści zastrzelili ,tego biednego człowieka z zimną krwią ,raniąc dwie postronne osoby,chcące go uratować.Ubolewamy nad tym wydarzeniem ,żywiąc ogromne nadzieje wobec Wewnętrznego Biura ,że znajdzie tych nikczemników,zatruwających życie naszego cudnego miast.Z nie których źródeł wynika,że mogą oni być powiązani z grupą rebeliantów,wprowadzających od nie dawna chaos i śmierć do naszego kraju.Wierzymy,że wszyscy oni zostaną pojmani i osądzeni ku chwale sprawiedliwości.Niech nam żyje Wielki Mistrz,oby jak najdłużej panował."-po przeczytaniu tego,wszyscy stwierdzili,że autor musiał mięć coś z głową pisząc te bzdury.Jednak puścili to w nie pamieć i cieszyli się z powodzenia akcji i ze starannej gry aktorskiej kelnerki i właściciela,dzięki której są teraz bezpieczni.
Za pomocą kontaktów w szpitalu potwierdzili,że konfident zmarł po operacji.Mieli ogromne szczęście,ponieważ już chciał o wszystkim donieść tajniakom,ponieważ operacja się niby udała i mógł swobodnie mówić.Tajniacy już z nim rozmawiali ,gdy nagle jego stan się pogorszył.Stracił zbyt wiele krwi i zbyt wiele narządów została przebitych by mógł żyć.Nie było śledztwa w szpitalu,nawet najgłupszy tajniak wiedział ,że nawet mimo udanej operacji ,jego przeżycie było z znikome,jednak byli zawiedzeni,myśleli bowiem,że przed śmiercią zdąży im jeszcze coś powiedzieć.A tak dochodzenie dotyczące strzelaniny w restauracji,stanęło w miejscu,a potem zostało zamknięte z braku wystarczających dowodów i świadków.Za to Freed z innymi bezpiecznie nową ciężarówką wrócili do bazy.Ciemne czasy miały nadejść dla rebeliantów,o czym mieli się niebawem gorzką przekonać.Nawet najmniejsza dokuczliwa rana może w końcu doprowadzić do wizyty u lekarza.Gdzie lekarz to wojsko,a kulami są leki.....
Rozdział XV
Kwaterę główną spowijały cisza i spokój..Tylko patrole co jakiś czas zakłócały ten niezmącony porządek.Gdy już myślano,że będzie to kolejna taka sama nudna noc,nagle z każdej strony w niebo wzbiły się kolorowe znaczniki,które oświetliły okolice,jak słońce dzień.Zewsząd dochodził huk broni palnej i silników ciężarówek.
Freed nie porzuciwszy dawnych nawyków spania z bronią ,wyskoczył jak oparzony na zewnątrz.Oddał kilka strzałów,zabijać dwóch napastników,ostrzeliwujących stołówkę.Swój pistolet schował ,podnosząc z ziemi broń maszynową jednego z zabitych.Sprawdził ilość naboi w magazynku,zabrał leżącym zza pasów parę rezerwowych magazynków i ruszył do stołówki.Koło wejścia oddał serię w olbrzyma próbującego wyłamać wejście,który w tym hałasie nie słyszał śmierci kolegów.Z wielkim trudem Freed odsunął dwu metrowe ciężkie cielsko i zapukał.
-"Jest tam kto?Tu oficer VI,chwilowo napastnicy wszyscy napastnicy nie żyją"-z racji jego dawnego stanowiska w Radzie XX,szefostwo buntowników do jego kryptonimu oficer dali jeszcze VI,
-"Freed?"-z wnętrza odpowiedział damski głos,po chwili drzwi uchyliły się ,a na szyje rzuciła mu się Diana.
"Jak dobrze,że żyjesz,nic ci nie jest?Nie mogłam spać przez koszmary i poszłam na spacer,koło stołówki mnie zaskoczyli,jednego uderzyłam miedzy nogi z ślicznych butów oficerskich z metalowymi czubkami,a drugiemu najpierw z piasku w oczy po tym jak wywrócił mnie z kolby broni,a ten żółtodziób zamiast strzelić upuścił broń..resztę możesz się domyślić"
-"Czyli nie bez powodu kobiety uznawają za zło wcielone skoro na powitanie walą prostą w......aż mnie zabolało,gdy o tym wspominałaś i na dodatek po mimo braku broni i upadnięciu na ziemie są w stanie skutecznie oślepić.....Jak to mówią bez kija nie podchodź..."
-"Ha ha ha ,bardzo śmieszne wiesz,jeśli śmieszkowi się przypomni,,to nie jesteśmy na randce,by tak żartować i prowadzić luźną rozmowę,chociaż bardzo bym chciała"-odpowiedziała Diana,końcówkę zdania mówiąc cicho do siebie.
-"Okej,okej,po mundurach widzę,że są to rządowi,po utracie chyba najważniejszego współpracownika,musieli zostać przyparci do muru,brak jakichkolwiek dalszych informacji sprawił,że musieli zaatakować..."-po krótkim podsumowaniu ,we dwójkę poszukali innych sojuszników,wystarczyło kilka kroków by zgromadzić solidny uzbrojony oddział.Broń albo każdy miał swoją albo zdobyczną na napastnikach.
Wbrew wyższemu dowództwu wojsk rządowych,atak nie był łatwy i nie był zwykłą deratyzacją szkodników.Wśród rebeliantów byli dawni weterani ale też zwykli ludzie,których życie nie oszczędzało,co sprawiło że stali się niesamowicie twardzi i pomysłowi.Dodatkowo każdego ranka oraz wieczoru na dwie zmiany odbywały się treningi musztry ,strzelania oraz walki wręcz czy też walki partyzanckiej.Było tu dość oficerów czy też dawnych szkoleniowców,którzy chętnym uczniom przekazywali swoją wiedzę.Opór trwa już dość długo,by z grupki rebeliantów,mogło postać wojsko. Przynajmniej z tych co wcześniej dołączyli.Przeciwko mniej więcej wyszkolonemu wrogu,generałowi z rządu wysyłali nie mających żadnego doświadczenia żółtodziobów,którzy chcieli jak najwięcej ukraść lub jak najwięcej się pokazać i uzyskać szanse na awans.Nie trzymali się rozkazów,młodzi oficerzy dopiero po szkole nie wiedzieli jak mają sobie poradzić z niepokornymi żołnierzami.Był to właściwie bardziej najazd barbarzyńców w dawnych czasach niż zorganizowana pacyfikacja ruchu oporu.
Broniący po wielu ćwiczeniach z nocnych ataków nieprzyjaciela,każdy nawet wolno myślący przeczuwał,że kiedyś do tego dojdzie,szybko przegrupowali się i powoli przy wsparciu ciągle dołączających towarzyszy czyścili obóz.Po zebraniu znacznej grupy,podzielili się na dwa duże oddziały,jeden kontynuował "pracę porządkowe",drugi udał się na obrzeża zająć środki transportu i zadbać by nikt nie wezwał posiłków.I to pojawia się kolejne postępowanie irracjonalne,kto normalny nie utrzymywał by łączności z dowództwem w celu przekazywania na bieżąco raportów i kontrolowania stale zmieniającej się sytuacji?W żadnym z zajętym wozów,co dopiero miała się dowiedzieć druga grupa,nie było nawet małej radiostacji długiego zasięgu.Po kilku godzinach wystrzały i huki ucichły.Przy jednym z poległych oficerów znaleziono dokumenty,których nie powinien mieć dowódca polowy,były na nich dokładne plany ataku wraz z rozpiską ile ludzi atakowało i z jakich oddziałów byli. Po apelu sprawdzających obecny skład rebeliancki,ze smutkiem odkryto,że nie wszyscy przeżyli.Zginął ojciec Freeda,broniący aż do samego końca arsenału przed przeważającym wrogiem,zginęła razem z dziećmi kobieta,zajmująca się stołówką,zostali wręcz rozszarpani przez rzucony granat do środka ich domku,i wiele innych nie dotrwało do następnego dnia.Mimo,że ich straty były o niebo mniejsze niż atakujących,to nie było okrzyków zwycięstwa,w takiej grupie,gdzie w wyniku ciężkiej sytuacji każdy musiał każdemu pomagać każda śmierć była bolesna.Tu każdy każdego znał,cały obóz pogrążony był w wielkim smutku,jedyną pociechą było to,że wszyscy atakujący zostali zabici,po przeliczeniu wrzucanych do bagna ciał,odkryli że liczba ta w stu procentach zgadza się z liczbą na papierze. Po krótkim czasie przybył Duch wraz dwoma innymi przywódcami.Szybko zrozumieli co się stało i objęli dowodzenie.Przywołali do siebie Diane,która wszystko im opowiedziała dokładnie potwierdzając ich przypuszczenia,gdy pozostali dwaj poszli organizować przerzut obozu do innego miejsca Duch powiedział do dziewczyny:
-"Dla ciebie mam inne zadanie...Masz się zająć Freedem , po dzisiejszych stratach,nie możemy stracić tak dobrego i wyszkolonego oficera jak on.."
-"Nie rozumiem ,nie jest ranny ,stracił wprawdzie ojca,ale nic po nim widać nie było,by jakoś przeżywał to..."
-"Widzę,że jeszcze adrenalina ci po walce nie spadła i logicznie nie myślisz,STRACIŁ ojca,a co za tym idzie nie ma nikogo na świecie bliskiego,odszedł od dawnych kolegów,tu jeszcze pomimo tego ile tu przebywa nie znalazł jeszcze jakiś mocnych kontaktów..Jeszcze nie tak dawno ,był zagorzałym lojalistą w stosunku do rządu..Wybuch,doprowadzający do śmierci prawie całej jego rodziny,zdrada osoby,którą tak bardzo podziwiał,odnalezienie i pogodzenie się z ojcem ,a później prawie natychmiastowa jego utrata.Jak myślisz w jakim stanie jest teraz jego psychika??"-po tym pytaniu Duch podszedł do okna i założonymi z tyłu rękoma dokończył:
-"W jego stanie może zrobić coś głupiego....sam to przeszedłem i tylko dzięki pomocy innych jestem tutaj.Jest jak granat z uszkodzonym zapalnikiem..Nie wiadomo czy wybuchnie i kiedy...Idź do niego,tylko ty możesz tą niestabilną kulkę emocji ustabilizować ,na czas jego wyzdrowienia to JEST TWÓJ JEDYNY rozkaz.Zrozumiano?"
-"Tak jest.."-i wyszła zamykając drzwi,w głębi swojej duszy skarciła się,że sama o tym nie pomyślała,niby go kocha,a nie widziała ,że coś jest nie tak???,po skończonych wyrzutach sumienia musiała natychmiast znaleźć Freeda zanim będzie za późno. Minęło jednak trochę czasu i jak kamień w wodę,nigdzie go nie było.Znalazła go w prawie pustym arsenale,gdzie był uzbrojony po zęby.Na ramieniu pistolet maszynowy,zza pasem granaty i noże,w torbie na plecach dodatkowa amunicja i ładunki wybuchowe.Po zobaczeniu tego przeraziła się ,najgorsze obawy jej szefa mogły się sprawdzić.
-"Freed,co ty robisz?"
-"Ja??A nic idę tylko zabić mistrza,tego podstępnego węża i morderce mojej rodziny,tylko to.."-strach Diany o niego jeszcze bardzie wzrósł,powiedział on to z pustymi oczyma i z brakiem jakiejkolwiek emocji na twarzy.
-"Nie możesz tego zrobić. proszę odłóż to wszystko na miejsce ,dobrze?"
-"Ale dlaczego,przecież to proste,ide,zabijam i wracam,co w tym trudnego?"
-"No na przykład strażnicy z bronią,wojsko go broniące...proszę najpierw porozmawiajmy.."
-"Nie chce rozmawiać,chce zabić mistrza..
-"Proszę nie idź,posłuchaj mnie .-błagała go ze łzami w oczach.
-"Nie mogę ,muszę iść.."-tamten skierował się w stronę wyjścia idąc powoli,Diana przypomniała sobie słowa Ducha,że musi go zatrzymać wszelkimi sposobami,w akcie desperacji wyciągła broń i przy kolejnym braku zatrzymania się pomimo jej ostrzeżeń i błagań pociągnęła za spust...Postrzeliła go w pierś,z powodu bardzo bliskiego strzału ,odrzut był tak duży ,że przewrócił go na ziemie.Szybko podbiegła do niego uciskając mu mocno krwawiącą rane
-"Słyszysz mnie durniu,nie waż mi się teraz umierać,nie po to cię postrzeliłam by cie zatrzymał abyś teraz sobie umarł,jeszcze nie byliśmy na żadnej randce,pocałowałam cie aby raz,co ty sobie myślisz żeby sobie umierać,za dużo mam planów z tobą,musimy mieć swój dom i dużo dzieci ,by cie wkurzałały,musimy się jeszcze pokłócić wiele razy,tyle roboty przed nami,a ty teraz chcesz spać,nie mowy,jeszcze cię muszę zaciągnąć przed ołtarz..."-w czasie trwania tego dziwnego monologu zjawił się obozowy lekarz,który z pomocą innych przetransportował go ciężarówki,a Diana nie przestawała. uciskać rany.Pojechali do nowego miejsca na kwaterę główną z nadzieją,że Freed przetrwa i podróż i operacje..........
Freed nie porzuciwszy dawnych nawyków spania z bronią ,wyskoczył jak oparzony na zewnątrz.Oddał kilka strzałów,zabijać dwóch napastników,ostrzeliwujących stołówkę.Swój pistolet schował ,podnosząc z ziemi broń maszynową jednego z zabitych.Sprawdził ilość naboi w magazynku,zabrał leżącym zza pasów parę rezerwowych magazynków i ruszył do stołówki.Koło wejścia oddał serię w olbrzyma próbującego wyłamać wejście,który w tym hałasie nie słyszał śmierci kolegów.Z wielkim trudem Freed odsunął dwu metrowe ciężkie cielsko i zapukał.
-"Jest tam kto?Tu oficer VI,chwilowo napastnicy wszyscy napastnicy nie żyją"-z racji jego dawnego stanowiska w Radzie XX,szefostwo buntowników do jego kryptonimu oficer dali jeszcze VI,
-"Freed?"-z wnętrza odpowiedział damski głos,po chwili drzwi uchyliły się ,a na szyje rzuciła mu się Diana.
"Jak dobrze,że żyjesz,nic ci nie jest?Nie mogłam spać przez koszmary i poszłam na spacer,koło stołówki mnie zaskoczyli,jednego uderzyłam miedzy nogi z ślicznych butów oficerskich z metalowymi czubkami,a drugiemu najpierw z piasku w oczy po tym jak wywrócił mnie z kolby broni,a ten żółtodziób zamiast strzelić upuścił broń..resztę możesz się domyślić"
-"Czyli nie bez powodu kobiety uznawają za zło wcielone skoro na powitanie walą prostą w......aż mnie zabolało,gdy o tym wspominałaś i na dodatek po mimo braku broni i upadnięciu na ziemie są w stanie skutecznie oślepić.....Jak to mówią bez kija nie podchodź..."
-"Ha ha ha ,bardzo śmieszne wiesz,jeśli śmieszkowi się przypomni,,to nie jesteśmy na randce,by tak żartować i prowadzić luźną rozmowę,chociaż bardzo bym chciała"-odpowiedziała Diana,końcówkę zdania mówiąc cicho do siebie.
-"Okej,okej,po mundurach widzę,że są to rządowi,po utracie chyba najważniejszego współpracownika,musieli zostać przyparci do muru,brak jakichkolwiek dalszych informacji sprawił,że musieli zaatakować..."-po krótkim podsumowaniu ,we dwójkę poszukali innych sojuszników,wystarczyło kilka kroków by zgromadzić solidny uzbrojony oddział.Broń albo każdy miał swoją albo zdobyczną na napastnikach.
Wbrew wyższemu dowództwu wojsk rządowych,atak nie był łatwy i nie był zwykłą deratyzacją szkodników.Wśród rebeliantów byli dawni weterani ale też zwykli ludzie,których życie nie oszczędzało,co sprawiło że stali się niesamowicie twardzi i pomysłowi.Dodatkowo każdego ranka oraz wieczoru na dwie zmiany odbywały się treningi musztry ,strzelania oraz walki wręcz czy też walki partyzanckiej.Było tu dość oficerów czy też dawnych szkoleniowców,którzy chętnym uczniom przekazywali swoją wiedzę.Opór trwa już dość długo,by z grupki rebeliantów,mogło postać wojsko. Przynajmniej z tych co wcześniej dołączyli.Przeciwko mniej więcej wyszkolonemu wrogu,generałowi z rządu wysyłali nie mających żadnego doświadczenia żółtodziobów,którzy chcieli jak najwięcej ukraść lub jak najwięcej się pokazać i uzyskać szanse na awans.Nie trzymali się rozkazów,młodzi oficerzy dopiero po szkole nie wiedzieli jak mają sobie poradzić z niepokornymi żołnierzami.Był to właściwie bardziej najazd barbarzyńców w dawnych czasach niż zorganizowana pacyfikacja ruchu oporu.
Broniący po wielu ćwiczeniach z nocnych ataków nieprzyjaciela,każdy nawet wolno myślący przeczuwał,że kiedyś do tego dojdzie,szybko przegrupowali się i powoli przy wsparciu ciągle dołączających towarzyszy czyścili obóz.Po zebraniu znacznej grupy,podzielili się na dwa duże oddziały,jeden kontynuował "pracę porządkowe",drugi udał się na obrzeża zająć środki transportu i zadbać by nikt nie wezwał posiłków.I to pojawia się kolejne postępowanie irracjonalne,kto normalny nie utrzymywał by łączności z dowództwem w celu przekazywania na bieżąco raportów i kontrolowania stale zmieniającej się sytuacji?W żadnym z zajętym wozów,co dopiero miała się dowiedzieć druga grupa,nie było nawet małej radiostacji długiego zasięgu.Po kilku godzinach wystrzały i huki ucichły.Przy jednym z poległych oficerów znaleziono dokumenty,których nie powinien mieć dowódca polowy,były na nich dokładne plany ataku wraz z rozpiską ile ludzi atakowało i z jakich oddziałów byli. Po apelu sprawdzających obecny skład rebeliancki,ze smutkiem odkryto,że nie wszyscy przeżyli.Zginął ojciec Freeda,broniący aż do samego końca arsenału przed przeważającym wrogiem,zginęła razem z dziećmi kobieta,zajmująca się stołówką,zostali wręcz rozszarpani przez rzucony granat do środka ich domku,i wiele innych nie dotrwało do następnego dnia.Mimo,że ich straty były o niebo mniejsze niż atakujących,to nie było okrzyków zwycięstwa,w takiej grupie,gdzie w wyniku ciężkiej sytuacji każdy musiał każdemu pomagać każda śmierć była bolesna.Tu każdy każdego znał,cały obóz pogrążony był w wielkim smutku,jedyną pociechą było to,że wszyscy atakujący zostali zabici,po przeliczeniu wrzucanych do bagna ciał,odkryli że liczba ta w stu procentach zgadza się z liczbą na papierze. Po krótkim czasie przybył Duch wraz dwoma innymi przywódcami.Szybko zrozumieli co się stało i objęli dowodzenie.Przywołali do siebie Diane,która wszystko im opowiedziała dokładnie potwierdzając ich przypuszczenia,gdy pozostali dwaj poszli organizować przerzut obozu do innego miejsca Duch powiedział do dziewczyny:
-"Dla ciebie mam inne zadanie...Masz się zająć Freedem , po dzisiejszych stratach,nie możemy stracić tak dobrego i wyszkolonego oficera jak on.."
-"Nie rozumiem ,nie jest ranny ,stracił wprawdzie ojca,ale nic po nim widać nie było,by jakoś przeżywał to..."
-"Widzę,że jeszcze adrenalina ci po walce nie spadła i logicznie nie myślisz,STRACIŁ ojca,a co za tym idzie nie ma nikogo na świecie bliskiego,odszedł od dawnych kolegów,tu jeszcze pomimo tego ile tu przebywa nie znalazł jeszcze jakiś mocnych kontaktów..Jeszcze nie tak dawno ,był zagorzałym lojalistą w stosunku do rządu..Wybuch,doprowadzający do śmierci prawie całej jego rodziny,zdrada osoby,którą tak bardzo podziwiał,odnalezienie i pogodzenie się z ojcem ,a później prawie natychmiastowa jego utrata.Jak myślisz w jakim stanie jest teraz jego psychika??"-po tym pytaniu Duch podszedł do okna i założonymi z tyłu rękoma dokończył:
-"W jego stanie może zrobić coś głupiego....sam to przeszedłem i tylko dzięki pomocy innych jestem tutaj.Jest jak granat z uszkodzonym zapalnikiem..Nie wiadomo czy wybuchnie i kiedy...Idź do niego,tylko ty możesz tą niestabilną kulkę emocji ustabilizować ,na czas jego wyzdrowienia to JEST TWÓJ JEDYNY rozkaz.Zrozumiano?"
-"Tak jest.."-i wyszła zamykając drzwi,w głębi swojej duszy skarciła się,że sama o tym nie pomyślała,niby go kocha,a nie widziała ,że coś jest nie tak???,po skończonych wyrzutach sumienia musiała natychmiast znaleźć Freeda zanim będzie za późno. Minęło jednak trochę czasu i jak kamień w wodę,nigdzie go nie było.Znalazła go w prawie pustym arsenale,gdzie był uzbrojony po zęby.Na ramieniu pistolet maszynowy,zza pasem granaty i noże,w torbie na plecach dodatkowa amunicja i ładunki wybuchowe.Po zobaczeniu tego przeraziła się ,najgorsze obawy jej szefa mogły się sprawdzić.
-"Freed,co ty robisz?"
-"Ja??A nic idę tylko zabić mistrza,tego podstępnego węża i morderce mojej rodziny,tylko to.."-strach Diany o niego jeszcze bardzie wzrósł,powiedział on to z pustymi oczyma i z brakiem jakiejkolwiek emocji na twarzy.
-"Nie możesz tego zrobić. proszę odłóż to wszystko na miejsce ,dobrze?"
-"Ale dlaczego,przecież to proste,ide,zabijam i wracam,co w tym trudnego?"
-"No na przykład strażnicy z bronią,wojsko go broniące...proszę najpierw porozmawiajmy.."
-"Nie chce rozmawiać,chce zabić mistrza..
-"Proszę nie idź,posłuchaj mnie .-błagała go ze łzami w oczach.
-"Nie mogę ,muszę iść.."-tamten skierował się w stronę wyjścia idąc powoli,Diana przypomniała sobie słowa Ducha,że musi go zatrzymać wszelkimi sposobami,w akcie desperacji wyciągła broń i przy kolejnym braku zatrzymania się pomimo jej ostrzeżeń i błagań pociągnęła za spust...Postrzeliła go w pierś,z powodu bardzo bliskiego strzału ,odrzut był tak duży ,że przewrócił go na ziemie.Szybko podbiegła do niego uciskając mu mocno krwawiącą rane
-"Słyszysz mnie durniu,nie waż mi się teraz umierać,nie po to cię postrzeliłam by cie zatrzymał abyś teraz sobie umarł,jeszcze nie byliśmy na żadnej randce,pocałowałam cie aby raz,co ty sobie myślisz żeby sobie umierać,za dużo mam planów z tobą,musimy mieć swój dom i dużo dzieci ,by cie wkurzałały,musimy się jeszcze pokłócić wiele razy,tyle roboty przed nami,a ty teraz chcesz spać,nie mowy,jeszcze cię muszę zaciągnąć przed ołtarz..."-w czasie trwania tego dziwnego monologu zjawił się obozowy lekarz,który z pomocą innych przetransportował go ciężarówki,a Diana nie przestawała. uciskać rany.Pojechali do nowego miejsca na kwaterę główną z nadzieją,że Freed przetrwa i podróż i operacje..........
Rozdział XVI
Ostatnich miesięcy nie były zbyt dobre dla Freeda. Najpierw zabicie tajniaków,potem areszt i tortury,poznanie prawdziwego oblicza mistrza,atak na główną bazę rebeliantów,podczas jej obrony ginie jego ojciec.Od tej pory za dużo już nie pamiętał.Z powodu szoku mówił i robił dziwne rzeczy.Potem ktoś go postrzelił chyba Diana,a następnie podróż ciężarówką po największych wertepach jakie istniały w tym kraju i przełożenie chyba,bo to pamięta jak przez mgłę,na stół operacyjny.Jego dalsze wspomnienia też nie były zbyt wyraźne.Ktoś coś do niego mówi,potem kilka postaci wokoło niego chodzi..Widzi twarze świętoszka,swojej matki,dziadków,a na końcu ojca.Wszystkie w różnych grymasach od śmiechu po złości.Jego świadomość kończy się w momencie zaśnięcia. dalej tylko pustka.
Obudził się w czystym choć dość nie wygodnym metalowym łóżku,a całe ciało przy najmniejszym ruchu sprawiało ból.Nie mogąc wstać,trochę się rozejrzał,na tyle ile pozwoliło mu odwrócenie szyi,gdy leżał.Znajdował się w sterylnym pokoju z wieloma łóżkami,miedzy każdym stało coś w rodzaju zasłony.Obok niego siedziała z głową na jego łóżku pogrążona w śnie Diana.Wyglądała na zmęczoną i nie wyspaną,tak jakby siedziała przy nim cały czas nie odchodząc od niego nawet o krok.Starał się jej nie obudzić.Wpatrywał się w jej śpiącą twarz i zdał sobie sprawę,że nawet teraz pięknie wygląda,cały czas odkąd przybył do obozu,była z nim,nie mógł zrozumieć dlaczego?Non stop się tylko kłócili,nawet nie byli blisko,a teraz tak naprawdę tylko ona mu została.Cała rodzina nie żyje,koledzy za zdradę odwrócili się od niego i czekają by go dopaść,bliższych kontaktów z rebeliantami nie mógł nawiązać z powodu ich wrodzonej nie ufności,w końcu kiedyś był pieskiem rządowym i to policyjnym.Gdy by nie Diana,pewnie by teraz nie żył,po próbie zrobienia czegoś głupiego,choć w sposób w jaki to zrobiła...No cóż sytuacja musiała wymagać nadzwyczajnych środków,Rodzice mu powtarzali,że z dziewczynami są aby same problemy i mogą bardzo pokiereszować jego wnętrze,pewnie nie mieli na myśli dosłownie..Mimo to ,rzeczywiście pokiereszowała mu wnętrze...kulą...Chciał się roześmiać z komiczności tej sytuacji,ale zaraz spazm bólu przebieg jego ciało.Próba ta obudziła śpiącą.
-"Co się dzieje...Freed nareszcie durniu się obudziłeś,jak długo trzeba było na ciebie jeszcze czekać,co?...-"powiedziała ze łzami w oczach.
-"No wiesz,amor próbował do mnie strzelić,tyle że pomylił amunicje.Skutki tego właśnie widzimy.Jeśli to ma być miłość to ja podziekuje....
-"Widzę,że żartujesz czyli nic ci poważnego nie jest.."
-"Co jakiś czas porcja ołowiu jest przecież przez lekarzy zalecana,co drugi doktorek poleca.hehehe,gdzie ja właściwie jestem,bo jak tu się znalazłem to wiem."
-"Jesteśmy na nowej miejscówce,najwyższe nasze dowództwo,obawiając się takiego właśnie działania ,w sekrecie przygotowało o wiele lepsze miejsce na bazę."
-"Przynajmniej raz coś dobrego zrobili.Co z ciałami poległych? "-spytał cicho
-"Pochowaliśmy ich w lesie,z uwagi na małą ilość czasu,musieliśmy to zrobić w zbiorowej mogile.Lada moment mogły nadejść posiłki,by sprawdzić co z atakującymi."
-"Choć to smutne,ale rozumiem to.....Nie bądź taka smutna i zakłopotana,nie winię cię za nic,a tym bardziej za postrzał."
-"Jesteś pewien?Mogłeś tego nie przeżyć.....
-"Mogłem również nie przeżyć mojej głupiej próby zabicia głowy państwa ,ale tamta akcja dawała o wiele większą szanse na śmierć,wiec dziękuje ci.."-po podziękowaniu dziewczyna zarumieniła się,nigdy jej nie dziękował,ani nie był aż tak miły,więc zupełnie ją zaskoczył. Niechcąc by zobaczył ją w takim stanie zarówno pod względem emocjonalnym,ale też oceny jej wyglądu,szybko odeszła pod pozorem wykonania ważnej pracy dla szefa,dodała na koniec,że jeszcze wpadnie go odwiedzić.
-"Długo tu jesteś panie Duchu?"-odezwał się Freed patrząc w kierunku jednego z łóżek.
-"Chciałem cie trochę pooglądać tej romantycznej komedii w waszym wykonaniu...-z jednego z łóżek doleciał głos,dowódcy rebeliantów,zajmującego się pozyskiwaniem informacji i szerzeniu dezinformacji,mający pseudonim Duch.
-"Diana to tylko moja koleżanka.."
-"Taaaaa,koleżanka...na koleżankę nie patrzy się maślanym wzrokiem...ktoś tu poczuł chyba wiosne.."
-"Do rzeczy,wiem że oprócz pośmiania się z dwójki ludzi, przyszedłeś w innej sprawie."
-"Zgadłeś,postrzeleńcu.Sprawdzam czy nadal jesteś oficerem czy jakąś masą,która w każdej chwili może się rozpaść..Ale widzę ,że tutaj wszystko hula jak trzeba.Chyba rzeczywiście miłość skleja nawet najbardziej rozbite serce co?"
-"Daj już z tym spokój,zaczynasz działać mi na nerwy,a z tego co mi wiadomo,po operacji zalecany jest spokój i odpoczynek.
-"Okej,okej ,zluzuj trochę majty ,bo nie długo pękną..Wale prosto z mostu działasz dalej czy emeryturka?.
-"Po miesiącu będę chodził jak tryby w najlepszych zegarkach."
-"To znakomita wiadomość..Będziesz pracował z naszym nowym agentem,znaczy się będziecie pracowali,ty razem z Dianą,dwójka ludzi jakoś mniej dziwi niż pojedynczy człowiek.Naszym największym celem i zarazem najważniejszym będzie zniszczenie archiwum.Stracą wszelkie haki na ludzi i na nas.My zyskamy sprzymierzeńców,a oni stracą uszy i oczy w mieście."
-"Tylko nie mów,że ich cała siatka opiera się na szantażowanych agentach..."
-"To był największy mój sukces,zanim jeszcze odszedłem z rady z powodu zdrowotnych,pewnie sądzili ,że i tak za niedługo umrę.Ach moje aktorstwo jeśli chodzi o chorobę było rewaluacyjne...No i skąpstwo mojego braciszka się przydało,nie chciał zwiększyć budżetu Biura Wewnętrznego,więc nie starczyło na kupowanie informacji,dodatkowo te głąby wyganiały legalnych kapusiów..Nie wiem z jakiego powodu,ale dla nas najlepiej.Wracając do tematu,teraz trochę przycichniemy,że niby nas zniszczyli,bo stary obóz podpaliliśmy,a miejscowi powiedzą ,że widzieli żołnierzy idących w stronę granicy z wielkimi skarbami zabranymi ruchowi oporu,ciała zaś pochowano w zbiorowej grobie."
-"Skarby ruchu oporu?Serio?"
-To ty nie wiesz,że przez lata zebraliśmy całe mnóstwo skarbów?A przynajmniej taka krąży plotka u rządowych. Dzięki niej nasza bajeczka będzie dobrze potwierdzona.Czekam na twoje pełne wyzdrowienie i ruszamy z kopyta w wir pracy..Tylko niech znowu nic ci nie STRZELI do głowy tym razem."
-"Haha,bardzo śmieszne ,spadaj a nie głowę mi trujesz"- Po tej konwersacji Duch wyszedł,a Freed zasnął.
Minął tydzień,a Freed mógł już powoli z kogoś pomocą chodzić.Cały czas odwiedzała go Diana,ich relacje poprawiły się.Jednak nadal nie były na taki poziomie,jakby dziewczyna chciała.U chłopaka coś w końcu zaczęło świtać,niestety były to dopiero początki długiej drogi do pełnego zrozumienia co go tak naprawdę ciągnie w kierunku Diany.Po kolejnych tygodniach zaczęli wspólny trening fizyczny czyli krótki bieg,siłownia,odpowiednia dieta i odpoczynek.Wszystko to tak rozłożone w proporcjach by odpoczynek był najważniejszy.Z czasem miał on grać jak najmniejszą rolę,zwiększając stopień ciężkości treningu.Całe działanie miało być prowadzone powoli bez nadmiernego obciążenia ciała.Pilnowała to Diana,gdyż Freed jak mężczyzna,chciał wszystko na już. Patrząc z daleka można było uznać ich za parę,wszystko razem robili.Przylgnęło do nich określenie małżeństwo.Jeśli lekarz szukał pacjenta by przeprowadzić badanie kontrolne,wtedy pytał czy małżeństwo nadal biega?I tak dalej i tak dalej.Cieszyło to dziewczynę,ponieważ wreszcie coś się ruszyło miedzy nimi i jednocześnie irytowało,że tak wolno to idzie.Ludzie mówili na nich małżeństwo,a on nadal widział w niej przyjaciółkę,choć widać,że zbliżali się do siebie ,to tempo w jakim to postępowało było iście żółwiowe.Wszystko szło własnym torem,aż minął czas jego rehabilitacji,nadal brakowało mu do pełnej sprawności,ale dostali rozkaz stawienia się u Ducha.
-"Widzę,że gołąbeczki nadal gruchają co?"-zaczął Duch od wejścia.
-"Gdzie się podział ten koleś ,który w ciszy siedział na zebraniach,a każde jego słowo było strasznie wolne i poważne..."-mruknął Freed.
-"A to była tylko gra aktorska nic więcej,tu mogę być tym kim jestem naprawdę,ale nie ważne,Czas zacząć robotę leniwe darmozjady.Wysyłam was do stolicy,nie wyglądacie już jak dawniej,więc nie ma ryzyka rozpoznania.Będziecie udawać małżeństwo na wakacjach.Twoja matka Diano pochodziła z sąsiedniego kraju,tam gdzie jędzą żaby czyż nie ?
-"Oboję pochodzili,ale musieliśmy się przeprowadzić tutaj,gdy miałam 14 lat."
-"Nadal masz podwójne obywatelstwo."
-"Nie zrzekałam się tego,więc chyba tak.."
-"A język tamtejszy znacie?"
-"Ja mówię płynnie i mogę uchodzić za rodowitą krajankę,a Freed umie trochę gorzej,ale nadal płynnie"
-"To wystarczy,będziecie udawać małżeństwo turystów z sąsiedniego kraju.Ty będziesz rodowitą mieszkanka ,ty pochodzisz z stąd.Resztę już sami wymyślicie.W stolicy nawiążecie kontakt z naszym agentem i dowiecie się reszty szczegółów.Zabraniam zabierania jakiejkolwiek broni palnej.Zrozumiano?"
-"Wszystko jest jasne jak słońce"-odpowiedzieli oboje,po dopasowaniu odpowiednich szczegółów oraz wkuciu na pamięć pewnych szczegółów z kraju z którego mieli pochodzić.Wsiedli do pociągu,zmierzającego do stolicy.Szykowało się niezłe trzęsienie ziemi dla obecnej władzy.A miał być to dopiero początek zmian.....
Obudził się w czystym choć dość nie wygodnym metalowym łóżku,a całe ciało przy najmniejszym ruchu sprawiało ból.Nie mogąc wstać,trochę się rozejrzał,na tyle ile pozwoliło mu odwrócenie szyi,gdy leżał.Znajdował się w sterylnym pokoju z wieloma łóżkami,miedzy każdym stało coś w rodzaju zasłony.Obok niego siedziała z głową na jego łóżku pogrążona w śnie Diana.Wyglądała na zmęczoną i nie wyspaną,tak jakby siedziała przy nim cały czas nie odchodząc od niego nawet o krok.Starał się jej nie obudzić.Wpatrywał się w jej śpiącą twarz i zdał sobie sprawę,że nawet teraz pięknie wygląda,cały czas odkąd przybył do obozu,była z nim,nie mógł zrozumieć dlaczego?Non stop się tylko kłócili,nawet nie byli blisko,a teraz tak naprawdę tylko ona mu została.Cała rodzina nie żyje,koledzy za zdradę odwrócili się od niego i czekają by go dopaść,bliższych kontaktów z rebeliantami nie mógł nawiązać z powodu ich wrodzonej nie ufności,w końcu kiedyś był pieskiem rządowym i to policyjnym.Gdy by nie Diana,pewnie by teraz nie żył,po próbie zrobienia czegoś głupiego,choć w sposób w jaki to zrobiła...No cóż sytuacja musiała wymagać nadzwyczajnych środków,Rodzice mu powtarzali,że z dziewczynami są aby same problemy i mogą bardzo pokiereszować jego wnętrze,pewnie nie mieli na myśli dosłownie..Mimo to ,rzeczywiście pokiereszowała mu wnętrze...kulą...Chciał się roześmiać z komiczności tej sytuacji,ale zaraz spazm bólu przebieg jego ciało.Próba ta obudziła śpiącą.
-"Co się dzieje...Freed nareszcie durniu się obudziłeś,jak długo trzeba było na ciebie jeszcze czekać,co?...-"powiedziała ze łzami w oczach.
-"No wiesz,amor próbował do mnie strzelić,tyle że pomylił amunicje.Skutki tego właśnie widzimy.Jeśli to ma być miłość to ja podziekuje....
-"Widzę,że żartujesz czyli nic ci poważnego nie jest.."
-"Co jakiś czas porcja ołowiu jest przecież przez lekarzy zalecana,co drugi doktorek poleca.hehehe,gdzie ja właściwie jestem,bo jak tu się znalazłem to wiem."
-"Jesteśmy na nowej miejscówce,najwyższe nasze dowództwo,obawiając się takiego właśnie działania ,w sekrecie przygotowało o wiele lepsze miejsce na bazę."
-"Przynajmniej raz coś dobrego zrobili.Co z ciałami poległych? "-spytał cicho
-"Pochowaliśmy ich w lesie,z uwagi na małą ilość czasu,musieliśmy to zrobić w zbiorowej mogile.Lada moment mogły nadejść posiłki,by sprawdzić co z atakującymi."
-"Choć to smutne,ale rozumiem to.....Nie bądź taka smutna i zakłopotana,nie winię cię za nic,a tym bardziej za postrzał."
-"Jesteś pewien?Mogłeś tego nie przeżyć.....
-"Mogłem również nie przeżyć mojej głupiej próby zabicia głowy państwa ,ale tamta akcja dawała o wiele większą szanse na śmierć,wiec dziękuje ci.."-po podziękowaniu dziewczyna zarumieniła się,nigdy jej nie dziękował,ani nie był aż tak miły,więc zupełnie ją zaskoczył. Niechcąc by zobaczył ją w takim stanie zarówno pod względem emocjonalnym,ale też oceny jej wyglądu,szybko odeszła pod pozorem wykonania ważnej pracy dla szefa,dodała na koniec,że jeszcze wpadnie go odwiedzić.
-"Długo tu jesteś panie Duchu?"-odezwał się Freed patrząc w kierunku jednego z łóżek.
-"Chciałem cie trochę pooglądać tej romantycznej komedii w waszym wykonaniu...-z jednego z łóżek doleciał głos,dowódcy rebeliantów,zajmującego się pozyskiwaniem informacji i szerzeniu dezinformacji,mający pseudonim Duch.
-"Diana to tylko moja koleżanka.."
-"Taaaaa,koleżanka...na koleżankę nie patrzy się maślanym wzrokiem...ktoś tu poczuł chyba wiosne.."
-"Do rzeczy,wiem że oprócz pośmiania się z dwójki ludzi, przyszedłeś w innej sprawie."
-"Zgadłeś,postrzeleńcu.Sprawdzam czy nadal jesteś oficerem czy jakąś masą,która w każdej chwili może się rozpaść..Ale widzę ,że tutaj wszystko hula jak trzeba.Chyba rzeczywiście miłość skleja nawet najbardziej rozbite serce co?"
-"Daj już z tym spokój,zaczynasz działać mi na nerwy,a z tego co mi wiadomo,po operacji zalecany jest spokój i odpoczynek.
-"Okej,okej ,zluzuj trochę majty ,bo nie długo pękną..Wale prosto z mostu działasz dalej czy emeryturka?.
-"Po miesiącu będę chodził jak tryby w najlepszych zegarkach."
-"To znakomita wiadomość..Będziesz pracował z naszym nowym agentem,znaczy się będziecie pracowali,ty razem z Dianą,dwójka ludzi jakoś mniej dziwi niż pojedynczy człowiek.Naszym największym celem i zarazem najważniejszym będzie zniszczenie archiwum.Stracą wszelkie haki na ludzi i na nas.My zyskamy sprzymierzeńców,a oni stracą uszy i oczy w mieście."
-"Tylko nie mów,że ich cała siatka opiera się na szantażowanych agentach..."
-"To był największy mój sukces,zanim jeszcze odszedłem z rady z powodu zdrowotnych,pewnie sądzili ,że i tak za niedługo umrę.Ach moje aktorstwo jeśli chodzi o chorobę było rewaluacyjne...No i skąpstwo mojego braciszka się przydało,nie chciał zwiększyć budżetu Biura Wewnętrznego,więc nie starczyło na kupowanie informacji,dodatkowo te głąby wyganiały legalnych kapusiów..Nie wiem z jakiego powodu,ale dla nas najlepiej.Wracając do tematu,teraz trochę przycichniemy,że niby nas zniszczyli,bo stary obóz podpaliliśmy,a miejscowi powiedzą ,że widzieli żołnierzy idących w stronę granicy z wielkimi skarbami zabranymi ruchowi oporu,ciała zaś pochowano w zbiorowej grobie."
-"Skarby ruchu oporu?Serio?"
-To ty nie wiesz,że przez lata zebraliśmy całe mnóstwo skarbów?A przynajmniej taka krąży plotka u rządowych. Dzięki niej nasza bajeczka będzie dobrze potwierdzona.Czekam na twoje pełne wyzdrowienie i ruszamy z kopyta w wir pracy..Tylko niech znowu nic ci nie STRZELI do głowy tym razem."
-"Haha,bardzo śmieszne ,spadaj a nie głowę mi trujesz"- Po tej konwersacji Duch wyszedł,a Freed zasnął.
Minął tydzień,a Freed mógł już powoli z kogoś pomocą chodzić.Cały czas odwiedzała go Diana,ich relacje poprawiły się.Jednak nadal nie były na taki poziomie,jakby dziewczyna chciała.U chłopaka coś w końcu zaczęło świtać,niestety były to dopiero początki długiej drogi do pełnego zrozumienia co go tak naprawdę ciągnie w kierunku Diany.Po kolejnych tygodniach zaczęli wspólny trening fizyczny czyli krótki bieg,siłownia,odpowiednia dieta i odpoczynek.Wszystko to tak rozłożone w proporcjach by odpoczynek był najważniejszy.Z czasem miał on grać jak najmniejszą rolę,zwiększając stopień ciężkości treningu.Całe działanie miało być prowadzone powoli bez nadmiernego obciążenia ciała.Pilnowała to Diana,gdyż Freed jak mężczyzna,chciał wszystko na już. Patrząc z daleka można było uznać ich za parę,wszystko razem robili.Przylgnęło do nich określenie małżeństwo.Jeśli lekarz szukał pacjenta by przeprowadzić badanie kontrolne,wtedy pytał czy małżeństwo nadal biega?I tak dalej i tak dalej.Cieszyło to dziewczynę,ponieważ wreszcie coś się ruszyło miedzy nimi i jednocześnie irytowało,że tak wolno to idzie.Ludzie mówili na nich małżeństwo,a on nadal widział w niej przyjaciółkę,choć widać,że zbliżali się do siebie ,to tempo w jakim to postępowało było iście żółwiowe.Wszystko szło własnym torem,aż minął czas jego rehabilitacji,nadal brakowało mu do pełnej sprawności,ale dostali rozkaz stawienia się u Ducha.
-"Widzę,że gołąbeczki nadal gruchają co?"-zaczął Duch od wejścia.
-"Gdzie się podział ten koleś ,który w ciszy siedział na zebraniach,a każde jego słowo było strasznie wolne i poważne..."-mruknął Freed.
-"A to była tylko gra aktorska nic więcej,tu mogę być tym kim jestem naprawdę,ale nie ważne,Czas zacząć robotę leniwe darmozjady.Wysyłam was do stolicy,nie wyglądacie już jak dawniej,więc nie ma ryzyka rozpoznania.Będziecie udawać małżeństwo na wakacjach.Twoja matka Diano pochodziła z sąsiedniego kraju,tam gdzie jędzą żaby czyż nie ?
-"Oboję pochodzili,ale musieliśmy się przeprowadzić tutaj,gdy miałam 14 lat."
-"Nadal masz podwójne obywatelstwo."
-"Nie zrzekałam się tego,więc chyba tak.."
-"A język tamtejszy znacie?"
-"Ja mówię płynnie i mogę uchodzić za rodowitą krajankę,a Freed umie trochę gorzej,ale nadal płynnie"
-"To wystarczy,będziecie udawać małżeństwo turystów z sąsiedniego kraju.Ty będziesz rodowitą mieszkanka ,ty pochodzisz z stąd.Resztę już sami wymyślicie.W stolicy nawiążecie kontakt z naszym agentem i dowiecie się reszty szczegółów.Zabraniam zabierania jakiejkolwiek broni palnej.Zrozumiano?"
-"Wszystko jest jasne jak słońce"-odpowiedzieli oboje,po dopasowaniu odpowiednich szczegółów oraz wkuciu na pamięć pewnych szczegółów z kraju z którego mieli pochodzić.Wsiedli do pociągu,zmierzającego do stolicy.Szykowało się niezłe trzęsienie ziemi dla obecnej władzy.A miał być to dopiero początek zmian.....
Rozdział XVII
Podróż pociągiem z małego miasteczka koło obecnej kwatery głównej trwała ponad dziesięć godzin.Wszystko z powodu pierwszeństwo zaopatrzenia dla wojsko stacjonującego w okupowanych krajach.W każdym z nich działali partyzanci,którzy niszczyli infrastrukturę kolejową czy też okradali bądź wysadzali magazyny wojskowe.Czynniki te mocno utrudniały jazdę pociągiem,autobusy za to były przepełnione, o wiele wolniejsze i nie było bezpośredniego połączenia do stolicy.Lepiej czekać w swoim wygodnym przedziale niż zemdleć w zatłoczonym autobusie.W końcu dojechali,wystawili swoje bagaże i czekali na ich kontakt.Po chwili usłyszeli od boku:
-"Piękne słońce dziś na niebie świeci"-Freed poznał głos,mimo to nie dał po sobie poznać i dał odzew do hasła.
-"Jak dla mnie świeci ,o wiele za mocno..,ty Mały a ty tu skąd?"-a agentem był jego dawny podwładny,którego bardzo lubił za jego prosty umysł,dlatego nie mógł się powstrzymać z pytaniem.
-"Aaaa pan komendant,znaczy się proszę za mną do ciężarówki,tu za dużo ludzi...,proponuje by pani położyła się z tyłu i odpoczęła,skrzynie są przyczepione dnem specjalnym wyjmowanym gwoździami,więc nic się przy hamowaniu nie wywali na nią,a kij z tym za dużo myślenia nad tym poprawnym mówienie,ja jestem chłop z małego miasteczka,a nie panisko z salonu,nikt się nie zdziwi przy kontroli ,że pani tam jest.Wszyscy teraz tak robią,gdy daleko jadą."-na chwilę przestał mówić i wsiedli do środka,Diana nie miała zaufania do snu na pacę wiec wszyscy trzej siedzieli w szoferce.Na całe szczęście,nie była ona mała,dlatego ścisku nie było,a dziewczyna miała pretekst by być bliżej Freeda,.
-"Jak ty trafiłeś do ruchu oporu co?"
-"Po pana komendanta aresztowaniu zacząłem pytać,co się z panem stało,nikt nie chciał odpowiedzieć,ale w końcu pewna kobitka oczarowana moim niezwykłym urokiem znalazła w dokumentach,że został pan wysłany do pracowni świętoszka.Nawet ja wiem co to jest.Postanowiłem,że poczekam na pana,jest pan najtwardszym gościem jakiego znam,oprócz picia alkoholu,bo z tym jest słabiutko.Po przeszukaniu tych durniów pańskiego mieszkania,czekam i wchodzę a tam jakieś gryzipiórki,które nie dawno jeszcze ssały mleko u matki,pana okradają.Jak nie wpadnę i zdzielę pierwszego w łęb,drugiego w brzuch.Stękają,że kim ja kurcze jestem,oni mają ważnych tatusiów i oni mnie zniszczą i bla bla bla tak dalej.Więc im jeszcze dowaliłem,bo co mi tu smarkacze będą podskakiwać.wziąłem spakowałem pana osobiste rzeczy i wyszedłem.Na następny dzień zostałem wywalony z woja,okazało się ,że ta gówniarzeria to synowie najbliższego doradcy mistrza i oni zawsze okradali ludzi idących na tortury.Mój dowódca wpierw dał mi solidny opieprz,a potem jak byłem już koło bramy jako cywil,powiedział,że cała baza jest ze mnie dumna,że nie ma żołnierza,którego nie wkurzyła ta dwójka.Zawsze też będę mile widziany w bazie"
-"No to miałeś solidne przygody,a co z naszym zadaniem?"-spytał Freed w czasie ciągłej jazdy przerywanej co chwila licznymi korkami na ulicach.
-"Dojedziemy to się wszystko wyjaśni,spokojnie,a widzę po oczach,że z tym udawaniem małżeństwa to nie tylko na niby co?"
-"Ty to Mały siedź cicho i skup się na drodze,skąd tu takie korki ??"
-"Hahaha ,dobrze,dobrze,tematu drążyć nie będę,ludzie z obawy przed bandytami ściągają do bezpiecznej stolicy,większość wojska poszła pilnować zdobytych terenów,więc na mniejszych prowincjach są tylko ci nędzni policjanci,którzy nie mają jak poradzić sobie z większymi bandami,stolicy grozi przeludnienie,a nasz kochany najwyższy władca ma to tam gdzie światło nie dochodzi,bo dzięki temu więcej kasy z podatków ma ,no i dojechaliśmy"-wysiedli koło dużego domu z napisem hotel,był zwykły duży dom mieszkalny przekształcony w inny budynek.Z zewnątrz już poszarzał,nie zwracał z daleka żadnej uwagi ,w środku był miernie i na szybko przekształcony w dom mający teraz inne zadanie,Mały zameldował ich w prowizorycznej recepcji i zaprowadził do pokoju.
-"Ja tu robię za przewodnika,jak to dobrze,że matula lała mnie tym grubym pasem, bym umiał mówić językiem sąsiedniego kraju tak dobrze jak swoim.
-To ty znasz inne języki?"
-"Pan jeszcze wiele rzeczy o mnie nie wie,panie kom...znaczy się państwo,ja idę jeszcze pozałatwiać parę rzeczy i zaraz wracam,cały ten domowy hotel jest rebeliancki,każdy człowiek w tym budynki jest z ruchu oporu,nieźle co ?Nasze komórka w stolicy ma kwaterę w hotelu. hahaha"- i wyszedł zostawiając ich samych.
Teraz dopiero zauważyli pewien mały problem,jedno łóżko,a łazienka na przeciwko pokoju.Nie pomyśleli,że udawać małżeństwo ta spać w jednym łóżku,jakoś ten mały detal uciekł im z głowy.Bardziej problem w tym widział Freed niż Diana.Oczywiście nie robiła sobie nadziei,że może dojść do czegoś bardziej poważniejszego,nadal traktował ją jako bardzo bliską przyjaciółkę,a w tamtych sprawach mimo,że nawet wśród przyjaciół mogło dojść do sytuacji,w której wylądowali by w łóżku, zachowywał się jak mnich w klasztorze.Nie to,że była jakąś cizią,która tylko chce doprowadzić do wiadomej sytuacji,pragnęła tylko jakiegokolwiek sygnału zainteresowania się nią,nie jako przyjaciółką, ale jako kobietą...
-"Może ja będę spać na podłodze,a ty na łóżku co?"
-"Nie bądź śmieszny....Mąż,który śpi na podłodze,kto to kupi?Aż tak się mnie boisz,że nie chcesz spać obok mnie?Spokojnie ,ja nie rzucam się we śnie,no chyba,że się zmienię w nocy w sukkuba,no to wtedy nie biorę odpowiedzialności za swoje czyny.."
-"Ha ha ha ,bardzo śmieszne,ty byś nawet demona wykończyła swoim denerwującym gadaniem.."
-"Ach tak ?Ja dużo i denerwująco gadam?Panie "trzymaj się jak najdalej od Diany"?Nawet nie umiesz się do mnie bardziej zbliżyć bo się boisz..."
-"Ja się boję? No to patrz"-i podszedł do niej szybko,zamykając jej usta długim pocałunkiem.Gdy skończył oszołomiona dziewczyna ,nie wiedziała co zrobić ani co powiedzieć.Od reakcji na tą sytuację uratował ją Mały.Zapukał i wszedł do pokoju.
-"Już z dołu słychać było waszą kłótnie,słów nie można było zrozumieć,ale teraz widać ,że jesteście małżeństwem,a czemuż to Pani jeśli dobrze pamiętam,miała pani na imię Diana,jest taka czerwona? Może jest pani chora?"
-"Nic mi nie jest ,jestem tylko zmęczona po podróży,jeśli pozwolicie położę się do łóżka"-odpowiedziała trochę się jąkając Diana
-"Nic jej nie będzie,po prostu trochę ,mnie podpuszczała,że czegoś nie zrobię,a ja mówiąc wprost to zrobiłem,trochę ją przy okazji szokując,chodźmy na balkon zapalić..-i wyszli zamykając balkonowe drzwi, zostawiając poddenerwowaną Dianę,która po którym razie z kolei zadawała sobie pytania:Co to miało znaczyć?Czy mam liczyć na więcej?Czy może mnie zaczyna widzieć jako osobę o wiele bliższą niż przyjaciółka?Co ja mam dalej zrobić?.Aż w końcu się uspokoiła i stwierdziła,że zrobił to podświadomie,nawet nie myśląc,może jest to zapowiedzią,że jego serce się zmienia i potrzebuje tylko czasu by połączyć się z jej sercem.Tak czy inaczej to co zrobił Freed było najlepszą rzeczą jaką kiedykolwiek ją spotkała i z uśmiechem na ustach zasnęła.Na balkonie zaś Mały i Freed opowiadali na przemian co ich spotkało.Jutro mieli obgadać sprawy akcji oraz co będą potrzebować do niej.Skończyło się na tym,że zamówili do pokoju butelkę wódki,tylko to z mocnych alkoholi było w "hotelowym" barku i pili do późnych godzin nocnych,wspominając czasy dawnej służby....
-"Piękne słońce dziś na niebie świeci"-Freed poznał głos,mimo to nie dał po sobie poznać i dał odzew do hasła.
-"Jak dla mnie świeci ,o wiele za mocno..,ty Mały a ty tu skąd?"-a agentem był jego dawny podwładny,którego bardzo lubił za jego prosty umysł,dlatego nie mógł się powstrzymać z pytaniem.
-"Aaaa pan komendant,znaczy się proszę za mną do ciężarówki,tu za dużo ludzi...,proponuje by pani położyła się z tyłu i odpoczęła,skrzynie są przyczepione dnem specjalnym wyjmowanym gwoździami,więc nic się przy hamowaniu nie wywali na nią,a kij z tym za dużo myślenia nad tym poprawnym mówienie,ja jestem chłop z małego miasteczka,a nie panisko z salonu,nikt się nie zdziwi przy kontroli ,że pani tam jest.Wszyscy teraz tak robią,gdy daleko jadą."-na chwilę przestał mówić i wsiedli do środka,Diana nie miała zaufania do snu na pacę wiec wszyscy trzej siedzieli w szoferce.Na całe szczęście,nie była ona mała,dlatego ścisku nie było,a dziewczyna miała pretekst by być bliżej Freeda,.
-"Jak ty trafiłeś do ruchu oporu co?"
-"Po pana komendanta aresztowaniu zacząłem pytać,co się z panem stało,nikt nie chciał odpowiedzieć,ale w końcu pewna kobitka oczarowana moim niezwykłym urokiem znalazła w dokumentach,że został pan wysłany do pracowni świętoszka.Nawet ja wiem co to jest.Postanowiłem,że poczekam na pana,jest pan najtwardszym gościem jakiego znam,oprócz picia alkoholu,bo z tym jest słabiutko.Po przeszukaniu tych durniów pańskiego mieszkania,czekam i wchodzę a tam jakieś gryzipiórki,które nie dawno jeszcze ssały mleko u matki,pana okradają.Jak nie wpadnę i zdzielę pierwszego w łęb,drugiego w brzuch.Stękają,że kim ja kurcze jestem,oni mają ważnych tatusiów i oni mnie zniszczą i bla bla bla tak dalej.Więc im jeszcze dowaliłem,bo co mi tu smarkacze będą podskakiwać.wziąłem spakowałem pana osobiste rzeczy i wyszedłem.Na następny dzień zostałem wywalony z woja,okazało się ,że ta gówniarzeria to synowie najbliższego doradcy mistrza i oni zawsze okradali ludzi idących na tortury.Mój dowódca wpierw dał mi solidny opieprz,a potem jak byłem już koło bramy jako cywil,powiedział,że cała baza jest ze mnie dumna,że nie ma żołnierza,którego nie wkurzyła ta dwójka.Zawsze też będę mile widziany w bazie"
-"No to miałeś solidne przygody,a co z naszym zadaniem?"-spytał Freed w czasie ciągłej jazdy przerywanej co chwila licznymi korkami na ulicach.
-"Dojedziemy to się wszystko wyjaśni,spokojnie,a widzę po oczach,że z tym udawaniem małżeństwa to nie tylko na niby co?"
-"Ty to Mały siedź cicho i skup się na drodze,skąd tu takie korki ??"
-"Hahaha ,dobrze,dobrze,tematu drążyć nie będę,ludzie z obawy przed bandytami ściągają do bezpiecznej stolicy,większość wojska poszła pilnować zdobytych terenów,więc na mniejszych prowincjach są tylko ci nędzni policjanci,którzy nie mają jak poradzić sobie z większymi bandami,stolicy grozi przeludnienie,a nasz kochany najwyższy władca ma to tam gdzie światło nie dochodzi,bo dzięki temu więcej kasy z podatków ma ,no i dojechaliśmy"-wysiedli koło dużego domu z napisem hotel,był zwykły duży dom mieszkalny przekształcony w inny budynek.Z zewnątrz już poszarzał,nie zwracał z daleka żadnej uwagi ,w środku był miernie i na szybko przekształcony w dom mający teraz inne zadanie,Mały zameldował ich w prowizorycznej recepcji i zaprowadził do pokoju.
-"Ja tu robię za przewodnika,jak to dobrze,że matula lała mnie tym grubym pasem, bym umiał mówić językiem sąsiedniego kraju tak dobrze jak swoim.
-To ty znasz inne języki?"
-"Pan jeszcze wiele rzeczy o mnie nie wie,panie kom...znaczy się państwo,ja idę jeszcze pozałatwiać parę rzeczy i zaraz wracam,cały ten domowy hotel jest rebeliancki,każdy człowiek w tym budynki jest z ruchu oporu,nieźle co ?Nasze komórka w stolicy ma kwaterę w hotelu. hahaha"- i wyszedł zostawiając ich samych.
Teraz dopiero zauważyli pewien mały problem,jedno łóżko,a łazienka na przeciwko pokoju.Nie pomyśleli,że udawać małżeństwo ta spać w jednym łóżku,jakoś ten mały detal uciekł im z głowy.Bardziej problem w tym widział Freed niż Diana.Oczywiście nie robiła sobie nadziei,że może dojść do czegoś bardziej poważniejszego,nadal traktował ją jako bardzo bliską przyjaciółkę,a w tamtych sprawach mimo,że nawet wśród przyjaciół mogło dojść do sytuacji,w której wylądowali by w łóżku, zachowywał się jak mnich w klasztorze.Nie to,że była jakąś cizią,która tylko chce doprowadzić do wiadomej sytuacji,pragnęła tylko jakiegokolwiek sygnału zainteresowania się nią,nie jako przyjaciółką, ale jako kobietą...
-"Może ja będę spać na podłodze,a ty na łóżku co?"
-"Nie bądź śmieszny....Mąż,który śpi na podłodze,kto to kupi?Aż tak się mnie boisz,że nie chcesz spać obok mnie?Spokojnie ,ja nie rzucam się we śnie,no chyba,że się zmienię w nocy w sukkuba,no to wtedy nie biorę odpowiedzialności za swoje czyny.."
-"Ha ha ha ,bardzo śmieszne,ty byś nawet demona wykończyła swoim denerwującym gadaniem.."
-"Ach tak ?Ja dużo i denerwująco gadam?Panie "trzymaj się jak najdalej od Diany"?Nawet nie umiesz się do mnie bardziej zbliżyć bo się boisz..."
-"Ja się boję? No to patrz"-i podszedł do niej szybko,zamykając jej usta długim pocałunkiem.Gdy skończył oszołomiona dziewczyna ,nie wiedziała co zrobić ani co powiedzieć.Od reakcji na tą sytuację uratował ją Mały.Zapukał i wszedł do pokoju.
-"Już z dołu słychać było waszą kłótnie,słów nie można było zrozumieć,ale teraz widać ,że jesteście małżeństwem,a czemuż to Pani jeśli dobrze pamiętam,miała pani na imię Diana,jest taka czerwona? Może jest pani chora?"
-"Nic mi nie jest ,jestem tylko zmęczona po podróży,jeśli pozwolicie położę się do łóżka"-odpowiedziała trochę się jąkając Diana
-"Nic jej nie będzie,po prostu trochę ,mnie podpuszczała,że czegoś nie zrobię,a ja mówiąc wprost to zrobiłem,trochę ją przy okazji szokując,chodźmy na balkon zapalić..-i wyszli zamykając balkonowe drzwi, zostawiając poddenerwowaną Dianę,która po którym razie z kolei zadawała sobie pytania:Co to miało znaczyć?Czy mam liczyć na więcej?Czy może mnie zaczyna widzieć jako osobę o wiele bliższą niż przyjaciółka?Co ja mam dalej zrobić?.Aż w końcu się uspokoiła i stwierdziła,że zrobił to podświadomie,nawet nie myśląc,może jest to zapowiedzią,że jego serce się zmienia i potrzebuje tylko czasu by połączyć się z jej sercem.Tak czy inaczej to co zrobił Freed było najlepszą rzeczą jaką kiedykolwiek ją spotkała i z uśmiechem na ustach zasnęła.Na balkonie zaś Mały i Freed opowiadali na przemian co ich spotkało.Jutro mieli obgadać sprawy akcji oraz co będą potrzebować do niej.Skończyło się na tym,że zamówili do pokoju butelkę wódki,tylko to z mocnych alkoholi było w "hotelowym" barku i pili do późnych godzin nocnych,wspominając czasy dawnej służby....
Rozdział XVIII
Obudziła się w wygodnym łóżku w nieznanym pokoju.Dopiero,gdy w pełni się rozbudziła przypomniała sobie gdzie jest i co zrobił wczoraj Freed. No właśnie,gdzie on teraz jest? Z balkonu dochodziło mocne chrapanie. Przez uchylone drzwi przeszła na duży balkon.Zachwycił ją piękny widok wschodzącego słońca z poniżej polami słoneczników.Ich "hotel" leżał na przedmieściu stolicy,blisko pól stąd właśnie ten cudowny widok,a przede wszystkim pora roku oraz dnia znakomicie podkreślały uroki sielankowego krajobrazu.Znakomicie kontrastowało to z szarością i pośpiechem stolicy.Po nacieszeniu ocząt,rozejrzała się po reszcie balkonu ,na stole stała prawie opróżniona butelka po wódce ,a obok na dwóch krzesłach spali ten śmieszny człowieczek zwany Mały oraz Freed.No właśnie Freed,co siedzi w jego głowie?Najpierw cały czas nic ,a potem nagłe pocałunek....Mimo wczorajszych przemyśleń i postanowionego wniosku,nadal się wahała co o tym myśleć.Zgrywał się?Zapowiedź pogłębienia się ich kontaktów?Czy może jeszcze coś innego?.Całe jego życie najpierw działał potem myślał,równie dobrze to co ona tak przeżywała,dla niego mogło być błahostką,która nic nie zmienia.Jak by było to proste ,znając myśli drugiego człowieka....Przykryła kocami obu,skupiając się bardziej na Freedzie,chwile na niego popatrzyła i szepnęła bardziej do siebie niż do niego:
-"Dlaczego w twojej prostocie działań,musi istnieć tyle sprzecznych ze sobą i nie logicznych elementów,łatwiej było by gdyby twoim prostym zachowaniom towarzyszyły równie proste myśli....."-pocałowała go w policzek i wyszła wziąć prysznic.
Orkiestra pianych weteranów towarzyszyła Freedowi po próbie zmuszenia mózgu do wstania.Nie najlepszym pomysłem było zgodzenie się na tak zwane powitalne picie.Tą wódkę chyba z czystego spirytusu była...Po jednej z prób wstania,a z głową ciężka jak jego jedna z jego rodowitych krajanek nie była łatwa.W kilka kroków przyzwyczaił się jakoś do swojego obecnego stanu i skierował się w kierunku łazienki,dobry zimny prysznic postawi każdego na nogi.Po przejściu całego pokoju,skierował się w kierunku łazienki.Jego skacowanemu umysłowi umknęła jedna ważna rzecz,o czym miał zaraz się przekonać.Podszedł do umywalki,przetarł swoją twarz i spojrzał w lustro,by ocenić jak źle wpłynęła na niego taka ilość alkoholu.Obraz w lustrze obudził go jak kubeł zimnej wody.Powoli cofnął się do drzwi i cichutko je zamknął.Nie pierwszy raz widział nagą kobietę,ale pierwszy raz widział nagą bliską mu osobę.Z nie wyjaśnionego mu powodu,jego serce biło strasznie głośno i mocno.Całe szczęście,że go nie zauważyła,dlaczego do stu diabłów nie zamknęła drzwi na zasuwę??Ten widok mocno zapadł mu w pamieć.Z drugiej strony nie wiedział,że Diana jest aż tak piękna.Zawsze była dla niego przyjaciółką,a dopiero później przedstawicielką płci pięknej.Po wmówieniu sobie,żeby się uspokoił,,aby przede wszystkim nie wydało się ,że przez przypadek zobaczył ją podczas brania prysznica.Kto wie czy ich relację nie pogorszyły się w przypadku ujawnienia się takiego przebiegu sytuacji?Możliwe,że uniemożliwiło by to pozytywnego zakończenia misji.Uspokoił się tak naprawdę dopiero w pokoju,ale nadal miał przed oczyma ten przyjemny bądź co bądź obraz.
Na całe szczęście obudził się Mały, po którym nota bene nie było widać,że coś pił i zaczął wyjaśniać szczegóły ich misji;
-"Dobra panie komendancie,,straciliśmy już i tak za dużo czasu,mimo tego,że został on wykorzystany w bardzoo dobry sposób,trza przejść do konkretów.Zniszczenie archiwum jest trudnym zadaniem ale wykonalnym,tak jak dobranie się do bielizny mojej sąsiadki z rodzonego miasteczka. Największym problemem jest dostanie się do środka z jakimikolwiek materiałami,z którymi możemy skorzystać do demolki. Wejścia pilnują uzbrojeni w maszynowe pukawki strażnicy ze specjalnie wyszkolonymi kundlami.Ponoć są tam tak ważne informacje wywiadowcze,że panuje tam najwyższy stopień bezpieczeństwa.Pracownicy złapani w samym archiwum z nawet szklanką kawy czy ciastkiem są aresztowani i zsyłani do najgorszego wiezienia.Tak więc nie mamy absolutnie żadnego agenta w środku.Mogą nie lubić obecnej władzy,ale są zbyt wystraszeni by zrobić coś przeciwko nim....
-"A w nocy?"
-"Staranie oświetlony z każdej strony,patrole co kilka metrów,strzelają do każdego kto niema świecącego znaku..."
-"Jakiego znaku?/"
-"Strażnicy są tak samo jak psy staranie wyszkoleni w nieznanym nam miejscu,ponoć tylko oni wiedzą kiedy idzie z przeciwka ich kolega.Obserwujemy ich ciągle,ale za całe złoto świata nie możemy odgadnąć o co chodzi...Jedyne co wiemy,to właśnie to ,że chodzi o jakiś znak,ale o co więcej biega to nie wiemy..."-po krótkiej chwili od ostatniego zdania wchodzi zadowolona z prysznica Diana.
Momentalnie Freed staję się bardziej nerwowy i speszony,dziwiąc dziewczynę,która absolutnie nie ma pojęcia co się stało w łazience.Miała jednak zbyt dobry humor by wnikać w to dalej,śmieszyło ją to,że gdy Mały kontynuował wyjaśnienia ,to przy każdej próbie zbliżenia się do szkicu archiwum,którego zdobyła ,gdzieś w piwnicach starego ratusza rebelia w celu bliższego spojrzenia się ,Freed udawał ,że myśli natychmiastowo odwracając wzrok w kierunku okna.Niezmiernie bawiło ją to,przeważnie to ona była w kłótniach tą słabszą stroną,a tu proszę, Freed zachowywał się jak wstydliwa dziewczynka..Gdy by wiedziała,co dzieje się w umyśle młodzieńca na pewno już tak wesoła nie była.Nie mógł się on w ogóle skupić na planie Małęgo,gdy tylko kątem oka widział sylwetkę Diany,natychmiastowo stawała mu przed oczami naga pod prysznicem.Dodatkowo pachniała szamponem i perfumami,co potęgowało wspomnienia Freeda z łazienki.Nadal nie rozumiał swojej reakcji,przecież to tylko przyjaciółka,a zachowuje się jak dziesięcioletni chłopiec,który przez przypadek podglądnął kąpiące się w rzece dziewczęta.Może to właśnie dlatego,że podejrzaną w łazience osobą byłą właśnie Diana ,sprawiało,że tak reagował.Gdzieś w głębi serca wcześniej wiedział,że kiedyś może inaczej ją postrzegać......Skarcił się w duchu,najpierw misja,potem rozterki uczuciowe.Jednak łatwiej powiedzieć niż zrobić,całe przedstawienie przez Małego planu,w którym oni udając parę przechodzą w nocy przed wejściem,rzucają specjalnie skonstruowany przez techników rebelii gaz szybko działający rzucają,potem oddział się rozdziela na dwie grupy,w którym jedna likwiduje przychodzące bliżej patrole ,a drugą idzie do środka,było dla niego gehenną,serce nie przestawało szybko i mocno bić,a cale ciało miało drgawki.Nagle Diana położyła mu rękę na czole,mówiąc:
-"A czy przypadkiem ty nie jesteś chory?"-Freed zrobił się czerwony na całej twarzy i z ledwo skrywanym drżeniem głosu jej odpowiedział.
-"Niic mi nie jest,to tylko skutki jeszcze nie dawno wypitego alkoholu,nic wielkiego,naprawdę"
-"Eh i po co ci było to pijaństwo?Byle na misji był w pełni zdrowy."
-"O to się Diano nie bój."-szybko zripostował dziewczynie już prawie opanowany.Dała ona mu spokój i cały dzień spędzili na potwierdzaniu swojej przykrywki czyli spacer,zwiedzanie i tym podobne rzeczy.Dobrze,że natarczywe myślenie o tym co się stało w czasie prysznicu jego przyjaciółki na tyle ustało,,by mógł kontynuować bez obawy o spaleniu jego fałszywej tożsamości jako męża. Po dopracowaniu planu i ustaleniu broni ,ludzi oraz sprzętu jaki wezmą,zjedli kolację i położyli się do łóżka odwróceni do siebie plecami. Diania natychmiastowo usnęła,za to Freed..Myśl,że właśnie styka się plecami z ciałem które w pełni widział w całej okazałości nie pozwalała mu spać oraz nasuwała mu różne fantazje i nakłaniała go do czynów ,których nigdy po sobie by się nie spodziewał zastosować wobec swojej bliskiej przyjaciółki.Z trudnością zduszając je oraz powstrzymywaniu się usnął dopiero nad ranem.
Następny dzień miał zatrząść całą stolicą oraz rządem. Dzień upadku mistrza zbliżał się powoli nieubłaganie i wisiał nad nim jak miecz Damoklesa,chociaż nikogo to ani nie cieszyło i ani nie martwiło,bowiem nic ani nikt na to nie wskazywał i nie wskazywało....
-"Dlaczego w twojej prostocie działań,musi istnieć tyle sprzecznych ze sobą i nie logicznych elementów,łatwiej było by gdyby twoim prostym zachowaniom towarzyszyły równie proste myśli....."-pocałowała go w policzek i wyszła wziąć prysznic.
Orkiestra pianych weteranów towarzyszyła Freedowi po próbie zmuszenia mózgu do wstania.Nie najlepszym pomysłem było zgodzenie się na tak zwane powitalne picie.Tą wódkę chyba z czystego spirytusu była...Po jednej z prób wstania,a z głową ciężka jak jego jedna z jego rodowitych krajanek nie była łatwa.W kilka kroków przyzwyczaił się jakoś do swojego obecnego stanu i skierował się w kierunku łazienki,dobry zimny prysznic postawi każdego na nogi.Po przejściu całego pokoju,skierował się w kierunku łazienki.Jego skacowanemu umysłowi umknęła jedna ważna rzecz,o czym miał zaraz się przekonać.Podszedł do umywalki,przetarł swoją twarz i spojrzał w lustro,by ocenić jak źle wpłynęła na niego taka ilość alkoholu.Obraz w lustrze obudził go jak kubeł zimnej wody.Powoli cofnął się do drzwi i cichutko je zamknął.Nie pierwszy raz widział nagą kobietę,ale pierwszy raz widział nagą bliską mu osobę.Z nie wyjaśnionego mu powodu,jego serce biło strasznie głośno i mocno.Całe szczęście,że go nie zauważyła,dlaczego do stu diabłów nie zamknęła drzwi na zasuwę??Ten widok mocno zapadł mu w pamieć.Z drugiej strony nie wiedział,że Diana jest aż tak piękna.Zawsze była dla niego przyjaciółką,a dopiero później przedstawicielką płci pięknej.Po wmówieniu sobie,żeby się uspokoił,,aby przede wszystkim nie wydało się ,że przez przypadek zobaczył ją podczas brania prysznica.Kto wie czy ich relację nie pogorszyły się w przypadku ujawnienia się takiego przebiegu sytuacji?Możliwe,że uniemożliwiło by to pozytywnego zakończenia misji.Uspokoił się tak naprawdę dopiero w pokoju,ale nadal miał przed oczyma ten przyjemny bądź co bądź obraz.
Na całe szczęście obudził się Mały, po którym nota bene nie było widać,że coś pił i zaczął wyjaśniać szczegóły ich misji;
-"Dobra panie komendancie,,straciliśmy już i tak za dużo czasu,mimo tego,że został on wykorzystany w bardzoo dobry sposób,trza przejść do konkretów.Zniszczenie archiwum jest trudnym zadaniem ale wykonalnym,tak jak dobranie się do bielizny mojej sąsiadki z rodzonego miasteczka. Największym problemem jest dostanie się do środka z jakimikolwiek materiałami,z którymi możemy skorzystać do demolki. Wejścia pilnują uzbrojeni w maszynowe pukawki strażnicy ze specjalnie wyszkolonymi kundlami.Ponoć są tam tak ważne informacje wywiadowcze,że panuje tam najwyższy stopień bezpieczeństwa.Pracownicy złapani w samym archiwum z nawet szklanką kawy czy ciastkiem są aresztowani i zsyłani do najgorszego wiezienia.Tak więc nie mamy absolutnie żadnego agenta w środku.Mogą nie lubić obecnej władzy,ale są zbyt wystraszeni by zrobić coś przeciwko nim....
-"A w nocy?"
-"Staranie oświetlony z każdej strony,patrole co kilka metrów,strzelają do każdego kto niema świecącego znaku..."
-"Jakiego znaku?/"
-"Strażnicy są tak samo jak psy staranie wyszkoleni w nieznanym nam miejscu,ponoć tylko oni wiedzą kiedy idzie z przeciwka ich kolega.Obserwujemy ich ciągle,ale za całe złoto świata nie możemy odgadnąć o co chodzi...Jedyne co wiemy,to właśnie to ,że chodzi o jakiś znak,ale o co więcej biega to nie wiemy..."-po krótkiej chwili od ostatniego zdania wchodzi zadowolona z prysznica Diana.
Momentalnie Freed staję się bardziej nerwowy i speszony,dziwiąc dziewczynę,która absolutnie nie ma pojęcia co się stało w łazience.Miała jednak zbyt dobry humor by wnikać w to dalej,śmieszyło ją to,że gdy Mały kontynuował wyjaśnienia ,to przy każdej próbie zbliżenia się do szkicu archiwum,którego zdobyła ,gdzieś w piwnicach starego ratusza rebelia w celu bliższego spojrzenia się ,Freed udawał ,że myśli natychmiastowo odwracając wzrok w kierunku okna.Niezmiernie bawiło ją to,przeważnie to ona była w kłótniach tą słabszą stroną,a tu proszę, Freed zachowywał się jak wstydliwa dziewczynka..Gdy by wiedziała,co dzieje się w umyśle młodzieńca na pewno już tak wesoła nie była.Nie mógł się on w ogóle skupić na planie Małęgo,gdy tylko kątem oka widział sylwetkę Diany,natychmiastowo stawała mu przed oczami naga pod prysznicem.Dodatkowo pachniała szamponem i perfumami,co potęgowało wspomnienia Freeda z łazienki.Nadal nie rozumiał swojej reakcji,przecież to tylko przyjaciółka,a zachowuje się jak dziesięcioletni chłopiec,który przez przypadek podglądnął kąpiące się w rzece dziewczęta.Może to właśnie dlatego,że podejrzaną w łazience osobą byłą właśnie Diana ,sprawiało,że tak reagował.Gdzieś w głębi serca wcześniej wiedział,że kiedyś może inaczej ją postrzegać......Skarcił się w duchu,najpierw misja,potem rozterki uczuciowe.Jednak łatwiej powiedzieć niż zrobić,całe przedstawienie przez Małego planu,w którym oni udając parę przechodzą w nocy przed wejściem,rzucają specjalnie skonstruowany przez techników rebelii gaz szybko działający rzucają,potem oddział się rozdziela na dwie grupy,w którym jedna likwiduje przychodzące bliżej patrole ,a drugą idzie do środka,było dla niego gehenną,serce nie przestawało szybko i mocno bić,a cale ciało miało drgawki.Nagle Diana położyła mu rękę na czole,mówiąc:
-"A czy przypadkiem ty nie jesteś chory?"-Freed zrobił się czerwony na całej twarzy i z ledwo skrywanym drżeniem głosu jej odpowiedział.
-"Niic mi nie jest,to tylko skutki jeszcze nie dawno wypitego alkoholu,nic wielkiego,naprawdę"
-"Eh i po co ci było to pijaństwo?Byle na misji był w pełni zdrowy."
-"O to się Diano nie bój."-szybko zripostował dziewczynie już prawie opanowany.Dała ona mu spokój i cały dzień spędzili na potwierdzaniu swojej przykrywki czyli spacer,zwiedzanie i tym podobne rzeczy.Dobrze,że natarczywe myślenie o tym co się stało w czasie prysznicu jego przyjaciółki na tyle ustało,,by mógł kontynuować bez obawy o spaleniu jego fałszywej tożsamości jako męża. Po dopracowaniu planu i ustaleniu broni ,ludzi oraz sprzętu jaki wezmą,zjedli kolację i położyli się do łóżka odwróceni do siebie plecami. Diania natychmiastowo usnęła,za to Freed..Myśl,że właśnie styka się plecami z ciałem które w pełni widział w całej okazałości nie pozwalała mu spać oraz nasuwała mu różne fantazje i nakłaniała go do czynów ,których nigdy po sobie by się nie spodziewał zastosować wobec swojej bliskiej przyjaciółki.Z trudnością zduszając je oraz powstrzymywaniu się usnął dopiero nad ranem.
Następny dzień miał zatrząść całą stolicą oraz rządem. Dzień upadku mistrza zbliżał się powoli nieubłaganie i wisiał nad nim jak miecz Damoklesa,chociaż nikogo to ani nie cieszyło i ani nie martwiło,bowiem nic ani nikt na to nie wskazywał i nie wskazywało....
Rozdział XIX
Księżyc z oddali oświetlał swym światłem całą okolice,niestety temperatura nie pozwala w pełni cieszyć się nocą.W ciężarówce siedzieli ściśnięci członkowie oddziału uderzeniowego.Diana sprawdzała ilość naboi w magazynku swojej broni,a Freed ciągle ziewał z powodu nie wyspania.Mimo zaśnięcia,ciągle śnił o Dianie i o jej pięknym ciele.Normalnie każdemu mężczyźnie takie sny były by czystą przyjemnością,,niestety w sercu młodego Freeda było tyle sprzeczności iż nie wiedział jak ma zareagować,w końcu przez szmat czasu patrzył na nią nie jako kobietę czy obiekt westchnień tylko traktował ją jak przyjaciółkę bez jakiegokolwiek podziału na płeć,to tak jakby słowo przyjaciółka było wszystkim co ją określa.Po pewnym czasie dostali znak,że pora działać.Adrenalina przykryła wszystkie wątpliwości ,dlatego skupienie się na misji było rzeczą łatwą.Udając zakochaną parę szli pod rękę śmiejąc się głośno,gdy byli blisko nieświadomych niczego strażników,wyciągnęła zabezpieczenie z puszki z gazem i rzuciła w ich kierunku.Jego działanie było tak błyskawiczne,że po chwili wszyscy ochroniarze leżeli martwi.Aby uruchomić alarm musieli by otworzyć specjalnym kluczykiem szafkę i drugim kluczem włączyć go ,mieli za mało czasu by tak ostrzec rząd przed zagrożeniem.Druga grupa ukryła się na stanowisku by likwidować ciekawskie patrole.Nasi bohaterowie wraz z pierwszą grupą wkroczyli do środka
Odkryli zabawną rzecz,gdy natknęli się na starego stróża.Okazało się ,że z braku funduszy jedyną strażą byli ci na zewnątrz. Związali staruszka,bowiem oprócz pracy w tym miejscu nic złego nie zrobił.Zostawili z nim jednego człowieka i poszli dalej.Uwagę Freeda przykuła jedna z szafek.Nie wiedział dlaczego,ale musiał do niej zajrzeć.W środku były akta,po przeczytaniu ich,znał człowieka opisywanego w nich.Ale według tego co wiedział,fakty zawarte w teczce różniły się od tego co tamten mówił o sobie.
-"Nie powinieneś tego czytać,powoli połóż ręce na widoku..."-w drzwiach stało dwóch ludzi z jego oddziału.
-"Więc nawet rebelianci szpiegują samych siebie.....Niech zgadnę..jesteście od tego człowieka ze zdjęcia,którego wiele razy widziałem z Duchem.".
-"Nie twój interes.....Duch to dobry człowiek,ale nie pasuję do naszej wizji i do rządzenia tym krajem..Znowu będą podziały,a wszyscy ludzie powinni być równi,a każda rzecz wspólna.To robotnicy powinni rządzić ,najwięcej robią dla kraju.."-nie zdążył dokończyć,z tyłu ręcę uzbrojone w noże poderznęły obojgu gardła ,żaden nie wystrzelił.
-"Przepraszam Freed,wiedzieliśmy o szpiegach,ale nie mogliśmy przewidzieć,że nasza koalicja różnych politycznych zacznie się chwiać gdy tylko poczują wygraną tak blisko"-powiedział po uratowaniu mu życia dowódca grupy pierwszej wraz jego zastępcom.
-"No cóż w ratowaniu życia jesteście bardziej punktualni od najlepszych zegarków,ci durnie po zastrzeleniu mnie,ściągnęli by wam na kark cały garnizon.A co z Dianą?"-spytał zabierając swoją broń z szafki Freed.
-"O niczym nie wie,zakłada ładunki zapalające.Jesteś porządnym oficerem,wiec coś ci powiem jako ktoś kto w rebelii jest od początku,po upadku tego rządu bierz tą swoją dziewczynę,ożeń się z nią i nie baw się w politykę zostając po naszym zwycięstwie.Każda z grup będzie chciała wziąć jak największy kawał z tortu władzy,będą eliminować po cichu swoich największych rywali,a z racji waszych dawnych wysokich stanowisk,was też będą chcieli usunąć.Szeregowy ładunki założone,wszystkie? Dobra to bierzemy stróża i do ewakuacji,najpierw zamieńcie jego ubrania z jednym tutaj,a potem zaimprowizujcie,że niby bronił gmachu przed upadkiem i zginał,dalej,dalej,nie jesteśmy tutaj grzyby zbierać"-po daniu rady Freedowi,zaczął wydawać rozkazy do ludzi w korytarzu. Freed nic nie odpowiedział i w ciszy szykował się do ewakuacji.
Po sprawdzeniu obecności wszyscy zebrali się koło pojazdu do ucieczki,a saper odpalił ładunki.Gorący podmuch eksplozji dotarł aż do nich,a noc stała się dniem.Pożar był aż tak wielki,tak że płomienie wydawały się falującym morzem w czasie szturmu.Budynek w części zawalił się przez ładunki położone w piwnicy.Po wielkim wybuchu tym razem radości,wszyscy wsiedli do aut i uciekli.
Następne dni były piekłem w stolicy,ludzie wiedząc,że archiwum spalone,jawnie buntowali się.Na pojazdy opancerzone spadały podpalone wypełnione płynem łatwopalnym butelki. Żołnierze byli rozbrajani i bici.Wściekli bliscy ofiar świętoszka wpadli do jego "pracowni" pozwalając mu na doświadczenie na własnej skórze jego gościnności w stosunku do ich bliskich.Po godzinie już nie żył,a pomieszczenie zostało zdewastowane w całości.Ostał się tylko mistrz wraz ze swoimi najbliższymi doradcami i ministrami.Rebelianci otoczyli pałac i zaczęli powoli go zajmować,po kolei eliminując ogniska oporu .Freed wraz z Dianą brali udział w natarciu.Młodzieniec z przerażeniem zdał sobie sprawę,że ma deja vu. Taka sama sytuacja miała miejsce parę lat temu pod czas przejmowania władzy przez mistrza.Te same dantejskie sceny. Wszędzie ogień,huk wybuchów i wystrzałów,ludzie zabijających błagających o życie innych,grupy mężczyzn gwałcących niewinne pracujące tu dziewczęta,niczym to się nie różniło od ataku wraz z mistrzem w przeszłości.Dotarło do niego,że tak naprawdę rebelianci oprócz niektórych są tacy sami jak ludzie mistrza.Kraj zmieni kolejny raz władzę na innych,ale czy potem znowu ich nie zrzuci ze stołu przy akompaniamencie krzyków krzywdzonych ludzi?.
Spojrzał na biegnącą przed nim Dianę,czy naprawdę chciał by najbliższą mu osobę spotkał ten sam los co dziewczyny tutaj?Zdecydował,że po tym ataku kończy z polityką i zadawaniem się z wyższymi sferami władzy.Dobiegli do wielkich drzwi prowadzących do sali,gdzie zawsze przemawiał obalany teraz szef rządu.W środku na podium stał mistrz z dymiącą bronią maszynową.Wchodzący ze strachem odkryli,że wymordował on wszystkich tutaj obecnych,którzy byli tu ukryci z nim.Zobaczył Diane z Freedem i z szaleństwem w oczach krzyknął:
-"WY,TO WSZYSTKO WASZA WINA,A SZCZEGÓLNIE TWOJA XVI!!!!MUSISZ ZGINĄĆ!!Z CAŁEJ RADY ZOSTALIŚCIE TYLKO WY I TEN ZDRAJCA W MASCE!!!WSZYSCY ONI MÓWILI ,ŻE SIĘ MYLĘ.JA SIĘ NIGDY NIE MYLĘ!!! BYLI ZDRAJCAMI WIĘC ZGINĘLI,CO DO JEDNEGO,CAŁA SZESNASTKA GRYZIE PIACH! NAJPIERW ZGINIESZ TY SUKO,PRZEZ TWOJĄ PIĘKNĄ BUŹKĘ WSZYSTKO SIĘ POSYPAŁO GIŃ"-po wykrzyczeniu tego ,zaczął strzelać w kierunku Diany ,trafiając ją ,na całe szczęście w magazynku nie miał dużo naboi.Wielki mistrz,który miał wszystko został zastrzelony przez Ducha i Freeda. Chłopak szybko podbiegł do dziewczyny:
-"Teraz ty mi tu nie umieraj,za późno zrozumiałem,że jesteś dla mnie najważniejsze,wszędzie mi się śniłaś,szczególnie po tym jak przez przypadek podglądnąłem cie pod prysznicem,chciałeś sie ze mną wziąć śłub."-rozpaczliwie podtrzymał ją Freed,uciskając ranę..
-"Czego się tak drzesz,nic mi nie będzie,a za podglądanie dostaniesz lanie później,no i wyjaśniło się twoje dziwne zachowanie i pamiętaj obrączki mają być złote ,a nie z jakiegoś tandetnego złomu"-mówiła z trudem po cichu Diana.W miedzy czasie Duch pożegnał się z nieżyjącym bratem,płacząc nad nim i nad swoją bezradnością,że nie mógł uchronić go przed takim końcem. Freed podniósł ranna ukochaną i skierował się do wyjścia ,zostawiając wszystko i wszystkich za sobą.
Ciepłe słońce oświetlało drzwi małego domku,stojącego w małej wiosce.Na werandzie domu siedział Freed i palił spokojnie papierosa.Rozmyślał nad wydarzeniami,które rozegrały pewien czas temu.Atak,ucieczka i pomoc rannej.Z wspomnień wyrwał go hałas z wnętrza.Spojrzał przez otwarte drzwi i zobaczył gotującą Diane.Z założonym fartuchem wyglądała jeszcze bardziej piękniej.Jej rany jeszcze w pełni się nie zagoiły i była przedtem włos od śmierci.Jednak ani myślała dłużej leżeć,młoda para,ożenili się jeszcze w szpitalu z obawy przed jej śmiercią,na obrączki z czystego złota wydał całe swoje oszczedności,zamieszkali tutaj,by być jak najdalej od obecnych wydarzeń w stolicy.A panował tam chaos i było dosłownie tak jak powiedział mu,wtedy dowódca grupy w archiwum.Trupy padały gesto,lecz powoli dochodzili do kształtowania nadchodzącej władzy.Diana wyszła z kuchni,usiadła swojemu meżowi na kolanach i soczyście długo go pocałowała.
-"Co na obiad żonko?"-spytał wesoło
-"Dla ciebie za to podglądanie nie powinno być nic,zboczku jeden"
-"No weź,trzeba zamknąć drzwi"
-"Masz szczęście,to co spacer czy jemy?
-"A może to ja ciebie zjem?"-i zaczął udawać ,że ją zjada.
-"O nie nie ,na takie figle to jeszcze zbyt wcześnie,szwy popękają i będzie po zabawie,musi ci wystarczyć jedynie buziak"-po tych przekomarzaniach wzięli się za ręce i poszli w kierunku lasu.Wierząc,że to co najgorsze mają za sobą i czeka ich piękna przyszłość..
KONIEC
Odkryli zabawną rzecz,gdy natknęli się na starego stróża.Okazało się ,że z braku funduszy jedyną strażą byli ci na zewnątrz. Związali staruszka,bowiem oprócz pracy w tym miejscu nic złego nie zrobił.Zostawili z nim jednego człowieka i poszli dalej.Uwagę Freeda przykuła jedna z szafek.Nie wiedział dlaczego,ale musiał do niej zajrzeć.W środku były akta,po przeczytaniu ich,znał człowieka opisywanego w nich.Ale według tego co wiedział,fakty zawarte w teczce różniły się od tego co tamten mówił o sobie.
-"Nie powinieneś tego czytać,powoli połóż ręce na widoku..."-w drzwiach stało dwóch ludzi z jego oddziału.
-"Więc nawet rebelianci szpiegują samych siebie.....Niech zgadnę..jesteście od tego człowieka ze zdjęcia,którego wiele razy widziałem z Duchem.".
-"Nie twój interes.....Duch to dobry człowiek,ale nie pasuję do naszej wizji i do rządzenia tym krajem..Znowu będą podziały,a wszyscy ludzie powinni być równi,a każda rzecz wspólna.To robotnicy powinni rządzić ,najwięcej robią dla kraju.."-nie zdążył dokończyć,z tyłu ręcę uzbrojone w noże poderznęły obojgu gardła ,żaden nie wystrzelił.
-"Przepraszam Freed,wiedzieliśmy o szpiegach,ale nie mogliśmy przewidzieć,że nasza koalicja różnych politycznych zacznie się chwiać gdy tylko poczują wygraną tak blisko"-powiedział po uratowaniu mu życia dowódca grupy pierwszej wraz jego zastępcom.
-"No cóż w ratowaniu życia jesteście bardziej punktualni od najlepszych zegarków,ci durnie po zastrzeleniu mnie,ściągnęli by wam na kark cały garnizon.A co z Dianą?"-spytał zabierając swoją broń z szafki Freed.
-"O niczym nie wie,zakłada ładunki zapalające.Jesteś porządnym oficerem,wiec coś ci powiem jako ktoś kto w rebelii jest od początku,po upadku tego rządu bierz tą swoją dziewczynę,ożeń się z nią i nie baw się w politykę zostając po naszym zwycięstwie.Każda z grup będzie chciała wziąć jak największy kawał z tortu władzy,będą eliminować po cichu swoich największych rywali,a z racji waszych dawnych wysokich stanowisk,was też będą chcieli usunąć.Szeregowy ładunki założone,wszystkie? Dobra to bierzemy stróża i do ewakuacji,najpierw zamieńcie jego ubrania z jednym tutaj,a potem zaimprowizujcie,że niby bronił gmachu przed upadkiem i zginał,dalej,dalej,nie jesteśmy tutaj grzyby zbierać"-po daniu rady Freedowi,zaczął wydawać rozkazy do ludzi w korytarzu. Freed nic nie odpowiedział i w ciszy szykował się do ewakuacji.
Po sprawdzeniu obecności wszyscy zebrali się koło pojazdu do ucieczki,a saper odpalił ładunki.Gorący podmuch eksplozji dotarł aż do nich,a noc stała się dniem.Pożar był aż tak wielki,tak że płomienie wydawały się falującym morzem w czasie szturmu.Budynek w części zawalił się przez ładunki położone w piwnicy.Po wielkim wybuchu tym razem radości,wszyscy wsiedli do aut i uciekli.
Następne dni były piekłem w stolicy,ludzie wiedząc,że archiwum spalone,jawnie buntowali się.Na pojazdy opancerzone spadały podpalone wypełnione płynem łatwopalnym butelki. Żołnierze byli rozbrajani i bici.Wściekli bliscy ofiar świętoszka wpadli do jego "pracowni" pozwalając mu na doświadczenie na własnej skórze jego gościnności w stosunku do ich bliskich.Po godzinie już nie żył,a pomieszczenie zostało zdewastowane w całości.Ostał się tylko mistrz wraz ze swoimi najbliższymi doradcami i ministrami.Rebelianci otoczyli pałac i zaczęli powoli go zajmować,po kolei eliminując ogniska oporu .Freed wraz z Dianą brali udział w natarciu.Młodzieniec z przerażeniem zdał sobie sprawę,że ma deja vu. Taka sama sytuacja miała miejsce parę lat temu pod czas przejmowania władzy przez mistrza.Te same dantejskie sceny. Wszędzie ogień,huk wybuchów i wystrzałów,ludzie zabijających błagających o życie innych,grupy mężczyzn gwałcących niewinne pracujące tu dziewczęta,niczym to się nie różniło od ataku wraz z mistrzem w przeszłości.Dotarło do niego,że tak naprawdę rebelianci oprócz niektórych są tacy sami jak ludzie mistrza.Kraj zmieni kolejny raz władzę na innych,ale czy potem znowu ich nie zrzuci ze stołu przy akompaniamencie krzyków krzywdzonych ludzi?.
Spojrzał na biegnącą przed nim Dianę,czy naprawdę chciał by najbliższą mu osobę spotkał ten sam los co dziewczyny tutaj?Zdecydował,że po tym ataku kończy z polityką i zadawaniem się z wyższymi sferami władzy.Dobiegli do wielkich drzwi prowadzących do sali,gdzie zawsze przemawiał obalany teraz szef rządu.W środku na podium stał mistrz z dymiącą bronią maszynową.Wchodzący ze strachem odkryli,że wymordował on wszystkich tutaj obecnych,którzy byli tu ukryci z nim.Zobaczył Diane z Freedem i z szaleństwem w oczach krzyknął:
-"WY,TO WSZYSTKO WASZA WINA,A SZCZEGÓLNIE TWOJA XVI!!!!MUSISZ ZGINĄĆ!!Z CAŁEJ RADY ZOSTALIŚCIE TYLKO WY I TEN ZDRAJCA W MASCE!!!WSZYSCY ONI MÓWILI ,ŻE SIĘ MYLĘ.JA SIĘ NIGDY NIE MYLĘ!!! BYLI ZDRAJCAMI WIĘC ZGINĘLI,CO DO JEDNEGO,CAŁA SZESNASTKA GRYZIE PIACH! NAJPIERW ZGINIESZ TY SUKO,PRZEZ TWOJĄ PIĘKNĄ BUŹKĘ WSZYSTKO SIĘ POSYPAŁO GIŃ"-po wykrzyczeniu tego ,zaczął strzelać w kierunku Diany ,trafiając ją ,na całe szczęście w magazynku nie miał dużo naboi.Wielki mistrz,który miał wszystko został zastrzelony przez Ducha i Freeda. Chłopak szybko podbiegł do dziewczyny:
-"Teraz ty mi tu nie umieraj,za późno zrozumiałem,że jesteś dla mnie najważniejsze,wszędzie mi się śniłaś,szczególnie po tym jak przez przypadek podglądnąłem cie pod prysznicem,chciałeś sie ze mną wziąć śłub."-rozpaczliwie podtrzymał ją Freed,uciskając ranę..
-"Czego się tak drzesz,nic mi nie będzie,a za podglądanie dostaniesz lanie później,no i wyjaśniło się twoje dziwne zachowanie i pamiętaj obrączki mają być złote ,a nie z jakiegoś tandetnego złomu"-mówiła z trudem po cichu Diana.W miedzy czasie Duch pożegnał się z nieżyjącym bratem,płacząc nad nim i nad swoją bezradnością,że nie mógł uchronić go przed takim końcem. Freed podniósł ranna ukochaną i skierował się do wyjścia ,zostawiając wszystko i wszystkich za sobą.
Ciepłe słońce oświetlało drzwi małego domku,stojącego w małej wiosce.Na werandzie domu siedział Freed i palił spokojnie papierosa.Rozmyślał nad wydarzeniami,które rozegrały pewien czas temu.Atak,ucieczka i pomoc rannej.Z wspomnień wyrwał go hałas z wnętrza.Spojrzał przez otwarte drzwi i zobaczył gotującą Diane.Z założonym fartuchem wyglądała jeszcze bardziej piękniej.Jej rany jeszcze w pełni się nie zagoiły i była przedtem włos od śmierci.Jednak ani myślała dłużej leżeć,młoda para,ożenili się jeszcze w szpitalu z obawy przed jej śmiercią,na obrączki z czystego złota wydał całe swoje oszczedności,zamieszkali tutaj,by być jak najdalej od obecnych wydarzeń w stolicy.A panował tam chaos i było dosłownie tak jak powiedział mu,wtedy dowódca grupy w archiwum.Trupy padały gesto,lecz powoli dochodzili do kształtowania nadchodzącej władzy.Diana wyszła z kuchni,usiadła swojemu meżowi na kolanach i soczyście długo go pocałowała.
-"Co na obiad żonko?"-spytał wesoło
-"Dla ciebie za to podglądanie nie powinno być nic,zboczku jeden"
-"No weź,trzeba zamknąć drzwi"
-"Masz szczęście,to co spacer czy jemy?
-"A może to ja ciebie zjem?"-i zaczął udawać ,że ją zjada.
-"O nie nie ,na takie figle to jeszcze zbyt wcześnie,szwy popękają i będzie po zabawie,musi ci wystarczyć jedynie buziak"-po tych przekomarzaniach wzięli się za ręce i poszli w kierunku lasu.Wierząc,że to co najgorsze mają za sobą i czeka ich piękna przyszłość..
KONIEC
Dodatek Rada XX
I-lider rady,tylko on ma realny dostęp do mistrza i jego świty,przekazuje reszcie ich plany i rozkazy.Szczupły,wysoki ciągle ubrany w drogi ciemny garnitur o poważnej smutnej twarzy z długą wąską blizną przechodzącą przez jego prawe oko.Nikt nie wie jak ją zdobył ,plotki mówił ,że obronił samego mistrza w czasie krwawej nocy(nocy w podczas której zyskali władze i osunęli większość opozycji i własnych przeciwników),lojalny wobec mistrza,mówiący tylko tyle ile trzeba,woli działać niż gadać...
II- typowy urzędas,lubiący się w formalnościach i ceremoniałach,większość z numerów go nie lubi,dostał to stanowisko tylko dlatego ,że ma pojecie o przepisach,jego rolą w grupie jest utrzymanie jej w jako takiej dobrej formie organizacyjnej ,co z powodu jego snobistycznego i aroganckiego charakteru ,nie zawsze mu się udaje.Wygląd typowego szlachcica z monoklem na oku
III-największy kumpel VI i IX,lubiący sobie popić olbrzym.Jego największymi pasjami są picie i poker.Nikt nie próbuje go kantować,po tym jak zabił gołymi rękami 6 kanciarzy ,którzy chcieli go oskubać .A nie byli oni ułomkami......Jest zbrojnym ramieniem rady,wysyłany po to by przekazać wyraźną wiadomość dla niezadowolonych
IV-człowiek tajemnica,cały ubrany w czarny ubiór wojskowy z maska przeciw gazową na twarzy,którą nigdy nie zdejmuje,zajmuje się wraz z XX I XIX sprawami wywiadowczymi,szpieguje inne kraje,idealnie się spisuje ,jego informacje ocaliły nieraz skórę mistrzowi.
V-mały człowieczek o małych bystrych oczkach,uwielbia pieniądze,odpowiada wraz z X za finanse rady,staranie pilnuje by nikt z pozostałych nie wydawał złoto na pierdoły,
VI-główny bohater Freed-Najlepszy przyjaciel IX i III,pochodzący z wojskowej rodziny,aktualnie nie utrzymujący z rodziną kontaktu,wysoki ,wysportowany i ambitny.Wraz z VII,VIII i XI odpowiada za sprawy policyjne kraju.Nie cofnie się przed niczym by wykonać zadanie.
VII-jedyny weteran w grupie,z racji wieku mówią do niego Ojciec,były policjant,uczy VI fachu policyjnego,sceptyczny do mistrza,ale nadal lojalny,średniego wzrostu o siwych włosach,mimo wieku nadal jest w doskonałej kondycji
VIII-zbiera informacje za pomocą swojej sieci informatorów z ciemnej strony miasta,później najważniejsze przekazuje VI i VII,plotki mówią ,że ma haka na każdego w mieście,z powodu swojej pracy nosi brudne i podarte ubrania,jest bardzo chudy,ma bardzo wyraźne kości policzkowe
IX-Jego najlepszymi przyjaciółmi są VI i III,razem z III są osiłkami rady w porównaniu do policyjnej czy szpiegowskiej roli,zajmują się osobistymi wrogami rady,dbają o reputacje rady.III i IX są niezwykłym duetem.IX jest niskim grubszym mężczyzna,który brak siły nadrabia sprytem i inteligencją,Lubi się napić ,próbuje poderwać każdą kobietę w zasięgu wzroku
X-geniusz matematyczny,potrafi przeprowadzać skomplikowane obliczenia w mgnieniu oka,zajmuje się finansami rady,interesuje się tylko i wyłącznie liczbami,wszystko inne według niego jest zbytecznym ścierwem,średniego wzrostu o długim orlim nosie z grubymi okularami na nim.
XI-nikt go prawie nie widuje,ma prace jako dbający o porządek w kraju.Jest inteligenty ale bardzo leniwy.Ma wygląd typowego amanta (czytaj typowego lalusia według III i IX),woli spać lub spędzić kolejny dzień z inna kobietą niż pracować
XII-jedna z kobiet z w radzie,oszpecona wieloma bliznami na twarzy i ciele ,gdy dostała się w ręce czerwonych,podczas jednego z patrolu w ówczesnych siłach policyjnych.dba o wyposażenie i logistykę zarówno w armi jak i w radzie .Chcesz coś? Za przysługę jest w stanie załatwić wszystko
XIII-typowy lizus,jego rola w radzie jest nieznana,nie wiadomo kiedy i w jaki sposób dostał tą pozycje,IX mówi,że XIII jest kapusiem,który " o każdym pierdnieciu" donosi mistrzowi,jednak nie ma na to żadnych dowodów,do każdego odnosi się z ogromną sympatią wręcz sympatią irytującą
XIV i XV-siostry bliźniaczki ,niezwykle piękne jak i niebezpieczne,jeśli III i IX "rozmawiają" z przeciwnikami rady to one ich uciszają w rozmaity sposób w bardzo często w taki niewskazujący morderstwa. Dodatkowo XV kocha się w głównym bohaterze,choć przy każdym spotkaniu się kłócą.
XV,XVI,XVII,XVIII-jest to grupa bojowa działająca,w innym kraju,eliminująca najbardziej niebezpiecznych wrogów państwa,rozkazy wysyła im IV ,nikt ich nigdy nie widział,nikt nie kim są i w jakim wieku,nawet XX i XIX nic o nich nie wiedzą
XIX i XX-osobiści asystenci IV,wykonują jego rozkazy,ich twarze zdobią maski,jedna lisa ,druga wilka,wiadomo tylko ich płeć ,XIX to mężczyzna,a XX to kobieta
II- typowy urzędas,lubiący się w formalnościach i ceremoniałach,większość z numerów go nie lubi,dostał to stanowisko tylko dlatego ,że ma pojecie o przepisach,jego rolą w grupie jest utrzymanie jej w jako takiej dobrej formie organizacyjnej ,co z powodu jego snobistycznego i aroganckiego charakteru ,nie zawsze mu się udaje.Wygląd typowego szlachcica z monoklem na oku
III-największy kumpel VI i IX,lubiący sobie popić olbrzym.Jego największymi pasjami są picie i poker.Nikt nie próbuje go kantować,po tym jak zabił gołymi rękami 6 kanciarzy ,którzy chcieli go oskubać .A nie byli oni ułomkami......Jest zbrojnym ramieniem rady,wysyłany po to by przekazać wyraźną wiadomość dla niezadowolonych
IV-człowiek tajemnica,cały ubrany w czarny ubiór wojskowy z maska przeciw gazową na twarzy,którą nigdy nie zdejmuje,zajmuje się wraz z XX I XIX sprawami wywiadowczymi,szpieguje inne kraje,idealnie się spisuje ,jego informacje ocaliły nieraz skórę mistrzowi.
V-mały człowieczek o małych bystrych oczkach,uwielbia pieniądze,odpowiada wraz z X za finanse rady,staranie pilnuje by nikt z pozostałych nie wydawał złoto na pierdoły,
VI-główny bohater Freed-Najlepszy przyjaciel IX i III,pochodzący z wojskowej rodziny,aktualnie nie utrzymujący z rodziną kontaktu,wysoki ,wysportowany i ambitny.Wraz z VII,VIII i XI odpowiada za sprawy policyjne kraju.Nie cofnie się przed niczym by wykonać zadanie.
VII-jedyny weteran w grupie,z racji wieku mówią do niego Ojciec,były policjant,uczy VI fachu policyjnego,sceptyczny do mistrza,ale nadal lojalny,średniego wzrostu o siwych włosach,mimo wieku nadal jest w doskonałej kondycji
VIII-zbiera informacje za pomocą swojej sieci informatorów z ciemnej strony miasta,później najważniejsze przekazuje VI i VII,plotki mówią ,że ma haka na każdego w mieście,z powodu swojej pracy nosi brudne i podarte ubrania,jest bardzo chudy,ma bardzo wyraźne kości policzkowe
IX-Jego najlepszymi przyjaciółmi są VI i III,razem z III są osiłkami rady w porównaniu do policyjnej czy szpiegowskiej roli,zajmują się osobistymi wrogami rady,dbają o reputacje rady.III i IX są niezwykłym duetem.IX jest niskim grubszym mężczyzna,który brak siły nadrabia sprytem i inteligencją,Lubi się napić ,próbuje poderwać każdą kobietę w zasięgu wzroku
X-geniusz matematyczny,potrafi przeprowadzać skomplikowane obliczenia w mgnieniu oka,zajmuje się finansami rady,interesuje się tylko i wyłącznie liczbami,wszystko inne według niego jest zbytecznym ścierwem,średniego wzrostu o długim orlim nosie z grubymi okularami na nim.
XI-nikt go prawie nie widuje,ma prace jako dbający o porządek w kraju.Jest inteligenty ale bardzo leniwy.Ma wygląd typowego amanta (czytaj typowego lalusia według III i IX),woli spać lub spędzić kolejny dzień z inna kobietą niż pracować
XII-jedna z kobiet z w radzie,oszpecona wieloma bliznami na twarzy i ciele ,gdy dostała się w ręce czerwonych,podczas jednego z patrolu w ówczesnych siłach policyjnych.dba o wyposażenie i logistykę zarówno w armi jak i w radzie .Chcesz coś? Za przysługę jest w stanie załatwić wszystko
XIII-typowy lizus,jego rola w radzie jest nieznana,nie wiadomo kiedy i w jaki sposób dostał tą pozycje,IX mówi,że XIII jest kapusiem,który " o każdym pierdnieciu" donosi mistrzowi,jednak nie ma na to żadnych dowodów,do każdego odnosi się z ogromną sympatią wręcz sympatią irytującą
XIV i XV-siostry bliźniaczki ,niezwykle piękne jak i niebezpieczne,jeśli III i IX "rozmawiają" z przeciwnikami rady to one ich uciszają w rozmaity sposób w bardzo często w taki niewskazujący morderstwa. Dodatkowo XV kocha się w głównym bohaterze,choć przy każdym spotkaniu się kłócą.
XV,XVI,XVII,XVIII-jest to grupa bojowa działająca,w innym kraju,eliminująca najbardziej niebezpiecznych wrogów państwa,rozkazy wysyła im IV ,nikt ich nigdy nie widział,nikt nie kim są i w jakim wieku,nawet XX i XIX nic o nich nie wiedzą
XIX i XX-osobiści asystenci IV,wykonują jego rozkazy,ich twarze zdobią maski,jedna lisa ,druga wilka,wiadomo tylko ich płeć ,XIX to mężczyzna,a XX to kobieta
Komentarze
Prześlij komentarz