Janusz-opowiadanie potworek (TW 3.0#6)


Zestaw:
Postać: Sprytny przemytnik płynów hamulcowych
Miejsce: Hotel dla wielbłądów zamienione na jaskinie w górach
Zdarzenie: Upadek z mostu
W zamyśle miało być dark fantasy...

Od autora:
Uprzedzam, że wyszedł mały potworek...
Czytasz na własne ryzyko!

     Janusz był zwykłym kierowcą autobusu, jak co dzień odwoził swoich pasażerów z punktu A do punktu B. Miał dwadzieścia osiem lat, skończył dobre studia, lecz los rzucił go za kółko autokaru, jego narzeczona wciąż zrzędziła, że pora, by znalazł coś lepszego, że na nic jej nie starcza... No właśnie panienka, zamiast pracować wolała wydawać kasę od rodziców i narzeczonego na zbędne ciuchy i kosmetyki.
     Ostatni kurs nie napawał go optymizmem, czekała na niego albo awantura, albo wizyta przyszłej teściowej, wzdychnął lekko i rzucił pod nosem:
– A niech to wszystko piekło pochłonie... Jeszcze ta gówniarzeria z tyłu, słuchająca jakieś idiotycznej piosenki na cały regulator głośnika... Na słuchawki ich nie stać? – Skończywszy ten krótki monolog, skupił się na jeździe, choć ten kawałek przez most, należał do najłatwiejszej części trasy. Nagle niebo poszarzało, a spomiędzy chmur otworzyło się gigantyczne oko z czerwoną jak krew tęczówką, cały ruch na moście stanął, Z tego samego obłoku, w którym była to coś, wyłoniła się gigantyczna macka, która zniszczyła filary przejścia. Momentalnie wszystko wpadło do wody, a przynajmniej tak się krzyczącym z przerażenia ludziom wydawało.
     Nie byli mokrzy, a zamiast błękitnego nieba ujrzeli, takie z piekła rodem, mieniące się szkarłatną czerwienią oraz dziwnymi ciemnymi cieniami poruszającymi się po nim. Powierzchnia mostu pozostała w nienaruszoną stanie, po lewej otaczało ich jezioro lawy, a po prawej pustynne pustkowie. Janusz miał dość, spokojnie wysiadł, zostawiając wystraszonych pasażerów w pojeździe. Ta decyzja uratowała mu życie, z gorącego zbiornika wyłonił się gigantyczny potwór, mierzył on tyle, ile przeciętny dwupiętrowy budynek, miał cztery owłosione i czarne niczym noc kończyny, nie miał oczu, lecz posiadał mały nos i długą psią paszczę. Pochylił się nad autobusem i powąchał go, cofnął się ku uldze podróżnych, grubym cielskiem do magmy. Daremne były jednak tę nadzieję, zamachnął się łapą, odrobinę wgniatając do środka metal, krzyki mężczyzn, piski kobiet i płacz dzieci niosły się z wraku. Monstrum otworzyło szeroki pysk, odsłaniając bardzo liczne, małe ostre jak brzytwa zęby. Jednym ruchem odgryzł tę część z ludźmi, posoka niczym farba, zabarwiła pewien obszar.
     Przeraźliwa cisza zapadła nad tym miejscem, ze strachu nikt nie próbował się ruszyć. Za to potwór uśmiechnął się z zadowolenia po sytym posiłku i powrócił w całości, tam skąd przyszedł. Janusz z trudem przełknął ślinę, a po chwili zwymiotował swoje drugie śniadanie, chwiejnym krokiem ruszył, jak najdalej od miejsca tragedii. Przeszedł parę kroków i usłyszał głośną muzykę. Rozejrzał się i znalazł miejsce, skąd ona dobiegała, z daleka widać było tylko jakieś kotłujące się kształty.
     Będąc bliżej, zobaczył jakąś parę, która w najlepsze zabawiała się ze sobą, pewnie odszedłby stamtąd, w końcu nie jest jakimś zboczeńcem podglądającym innych, gdyby nie jeden mały szczegół, znajome kolczyki oraz bransoletka. Skołowany pomyślał:
– Pewnie się mylę, ale wole sprawdzić, najwyżej się wygłupie... – Zapukał w boczne okno kilka razy, tamci się wystraszyli i spojrzeli w jego stronę.
– Ilona to ty? – wykrzyknął wściekły kierowca autobusu.
– Janusz? A co ty tutaj robisz? – pytała wystraszona narzeczona.
– Co ja? Co ty wyrabiasz i to z tym pierdzielonym elegancikiem z firmy twojego ojca...
– On mnie tylko podwoził...
– Taaa, a z racji, że jesteś otwartą kobietą, podziękowałaś mu głęboko... Ja tu haruję jak wół, byśmy mieli za co żyć, a ty tu...
– Oj, nie becz. Jakbyś mnie nie zaniedbywał, to by do tego nie doszło...
– Ja? Ty suk... – Nim zdążył ją obrazić, z pobliskiego piasku wyskoczyły małe gobliny z małymi mieczykami, powaliły dziewczynę przodem do ziemi, nożami pozbawiły ją dolnej części ubrania i tyłem wciągnęły do ciasnej dziury. Krzyki Ilony niosły się z czeluści, aż ucichły. Elegancik upadł plecami na samochód, cały się trzęsąc.
     Janusz nie wiedział, co ma robić dalej, z oddali było słyszeć dziwne szczekania oraz warczenia. Kolejne piski i wrzaski ludzi niosły się z tej samej strony. W jego głowie pojawiła się myśl:
– Co to jest za popierdzielony świat? – Zdecydował się wejść do auta i zamknąć się w nim, niedoszły kochanek jego narzeczonej wstał i zaczął awanturować się, by go wpuścił.
     Już miał to zrobić, gdy ogromne psisko z zakrwawionymi ślepiami rzuciło się na zdenerwowanego jegomościa. Przegryzło mu gardło, a po chwili z resztą sfory zaczęli spożywać upolowane ludzkie mięso. Mężczyzna w aucie całkowicie zbladł, każda próba ruchu mogła zwrócić na niego uwagę. Największy ze stada z głośnym warczeniem odwrócił się, gotował się do skoku, przyszła ofiara wiedziała, że to już koniec, ta marna szybka nie powstrzyma bestii. Zamknął oczy, oczekując na wielki ból, zamiast niego usłyszał wystrzał i skomlenie zwierząt, a po chwili kroki.
– Hej, ty wychodź już po wszystkim... – Otworzył oczy i zobaczył człowieka ubranego jak kowboj.
     Wyszedł po drugiej stronie, wzbudzając tym śmiech przybysza:
– Nieźle nieznajomy, tam skąd pochodzę, taka ostrożność to podstawa. Nie mamy jednak czasu, zaraz te maszyny wrócą...
– Maszyny?
– Tak, może wyglądają, jak prawdziwe, ale to tylko pozory... Wsiadaj na wielbłąda, musimy ruszać – Nie chcąc przebywać długo w tym miejscu, z oporem zgodził się na propozycję. Kilka minut później byli w jaskini w górach, których o dziwo było pełno, idąc przez pustkowie. Nieznajomy rozpalił ognisko i spytał się:
– Ktoś z was zniknął w tej dziurze, koło tych dziwnych pojazdów?
– Masz na myśli koło tego, co ja w nim siedziałem?
– Ehe
– Moją narzeczoną...
– To już jej nie odzyskasz. Nie liczni miejscowi, tacy jak ja, mówią na te głębiny tunele ostatniej przyjemności...
– Co masz na myśli?
– Te małe gobliny, to takie małe zboczuszki, które prócz jedzenia lubią sobie poużywać, najczęściej porywają kobiety, choć zdarzyło się, że na faceta się połakomią, ale to muszą być bardzo spragnieni...
– Masz na myśli...
– Że biorą delikwenta bądź delikwentkę i używają sobie, póki ich ofiara nie będzie całkiem zimna. Dodatkowo wytryskują jakąś dziwną maź, zawierająca silny afrodyzjak. W dużej ilości zaburza racjonalne myślenie, a ofiara czerpie z tego niezłą przyjemność. Widziałem wiele ich ofiar, żadna z nich na końcu nie miała przerażenia na twarzy, tylko błogość...
– Co za ohydny świat...
– Ja tu wpadłem, podczas przeganiania bydła na pastwiska... Konia mi od razu coś zeżarło. Trochę już tu żyję. Powiem ci jedną ważną zasadę, prawie wszystko działa tu na tę maź – Podszedł do wnęki w ścianie i przyniósł długo, wąską fiolkę pełnego jakiegoś płynu. Janusz nie krył zdziwienia:
– Przecież to płyn hamulcowy...
– Płyn... Co?
– Nieważne... Czemu jest dla nas tak ważny? – Nieznajomy wyjął swojego colta z kabury.
– Widzisz to? Niby normalny rewolwer, a zamiast kul wlewasz odrobinę tego czegoś z tego przezroczystego naczynia, jak ty to nazwałeś? Hamulcowe coś i masz pociski. Trzeba jednak bardzo uważać, by trzymać to zamknięte, nawet odrobina i te bestie to wyczują...
– Po co im to?
– Pożywiają się tym i z daleka to poczują, wiele z nich umiera, gdy w ich żyłach nie ma już nawet kropli tej cieczy...
– Jak ty to przewozisz skoro to takie ryzyko?
– Choć za mną – Podeszli do wielbłąda i kowboj wskazał ręką na zad zwierzęcia:
– Włóż tam rękę.
– Chyba żartujesz. – Chwycił rękę Janusza i włożył ją w owo miejsce. Zamiast obrzydliwej i ciepłej zawartości poczuł tylko metal i liczne fiołki.
– Oto moja skrytka.
– Nigdy bym się nie spodziewał... Jak ty to?
– Nie pytaj.
– Czyli teraz podróżujesz?
– Ta z kowboja awansowałem na przemytnika tego no... Płynów hamulcowych, jak ty na to mówisz.
– A ja byłem kierowcą...
– Więc kierowco, chociaż nie wiem, co to znaczy, witaj w tym pojebanym świecie. Gdzie musisz uważać, na wredne Elfy, głupie trolle i zboczone gobliny. Niektórzy wyglądają, jak my, krwawią jak my i żyją jak my, ale muszą pić co jakiś czas ten płyn, inaczej umrą. To coś ich napędza. Znajdziemy ci jakiś miecz, bo broni palnej tu nie znajdziesz, prócz mojej. Każdą broń możesz wzmocnić znaną ci cieczą. Pójdziesz ze mną, to się wszystkiego nauczysz. Na razie jesteśmy na terytorium ognistym. Jest jeszcze leśne, wysokie góry, ogromne morze i tak dalej. Teraz czas ruszać, jesteśmy na niebezpiecznym terenie. Masz szczęście, że musiałem uzupełnić swoje zapasy, w końcu tylko tutaj są ich największe zapasy. – Kowboj ruszył z powrotem do jaskini, zostawiając swojego rozmówce na zewnątrz.
     Janusz myślał, jak ciężkie stało się jego życie, a mógł siedzieć na kasie w biedronce, mieć passata i denerwować się na sąsiada, wyzywając go od złodziei, zachciało mu się większego miasta i prostej robocie na autobusie... Teraz będzie musiał machać mieczykiem i odganiać się od bestii. Miejmy nadzieję, że ten świat ma jakieś ładne kobiety, przy których będzie mógł zapomnieć o Ilonie.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Mur (zakończone I)

Mur-Część III-Rozdział 3

Droga Wojownika-Rozdział 2

Mur-Część III-Rozdział 17

Mroczny Cień

Małe ogłoszenie do ludzi pióra.

Mur Zdrajca Ludzkości – Rozdział 19

Major – Rozdział 2

Mur-Część III-Rozdział 4