Trening Wyobraźni- John Payne.

Zestaw
Postać: Alfons z wąsem
Miejsce: Kraina czarów
Zdarzenie: Narodziny
Gatunek: Kryminał

     Obudziłem się z głową ciężką niczym skała. Chyba przesadziłem z wczorajszym piciem, Zatruty organizm ledwo pracował, robiąc ze mnie żywego trupa. Który to już ranek w takim stanie?
     Wstałem z niewygodnej, starej kanapy, przy okazji rozlewając resztkę wczorajszej whisky. Dzień nie zaczął się najlepiej. Rozległ się dźwięk dzwoniącego telefonu, niemiłosiernie wwiercał się w biedny mózg. Nieprzytomnym wzrokiem rozejrzałem się po swoim gabinecie, stare, choć bardzo mocne dębowe biurko, ściany niewiadomego koloru ze schodzącą farbą. W zakurzonym kącie stał wieszak z wiszącą kaburą oraz przykrywającą ją długi skórzany płaszcz, który pamiętał czasy mojego ojca. I mój ulubiony czarny kapelusz, towarzysz wszystkich porażek i nielicznych zwycięstw, umieszczony na samej górze. Obserwowałem tępo pomieszczenie mojej pracy, chwilowo zamienionego na sypialnie, a myśli same łączyły się w obolałej głowie.
– Dlaczego u diabła nie wprowadziłem swojego stylu w to miejsce? Mogłem, chociaż dać jakieś obrazy, czy coś... Z drugiej strony znam się na tym gównie jak krowa na ekologii. – Przeniosłem swój wzrok dalej, ignorując hałaśliwego intruza na blacie. – Lustro też odpada, nie chcę ciągle widzieć swojej zarośniętej brzydkiej gęby, oczu, które miały przypominać niebo, a ukazują tylko rozmiar mego smutku. Jedyne odbicie, które toleruje, to takie w mojej szklance, wypełnionej po brzegi wspaniałym i drogim alkoholem. – Podrapałem się po policzku, wyczuwając podłużną rysę, biegnącą pod okiem, ale niedosięgającej ust. – Przeklęta blizna, gdyby to nie był ćpun, już nie miałbym oka. – Moje dalsze „szczęśliwe” rozważania uniemożliwiał nadal dzwoniący telefon, czy ten ktoś z drugiego końca słuchawki nie miał czegoś innego do roboty? W końcu dałem za wygraną, wiedząc, że ten irytujący dźwięk nie przestanie borować mojej głowy, póki nie odbiorę. Zebrałem się w sobie i... ległem jak długi na brudnej podłodze, nawet grawitacja była przeciwko mnie, po odegraniu roli nietrzeźwego marynarza, złapałem się rękoma za biurko i podniosłem na tyle, by zabrać czarny przedmiot z niego. Ktoś pewnie zastanawia się co to takiego ta rola? Otóż to nic innego, jak próba wstania z użyciem wszelkich możliwych przekleństw, jakie znasz. Odkaszlnąłem, by nie brzmieć, niczym wieloletni alkoholik i rzuciłem do słuchawki:
— Detektyw John Payne.
Po drugiej stronie zabrzmiał głos, którego wolałbym nie słyszeć, będąc skacowany.
— Payne, czyżbyś znajdował się w innym świecie, że nie odbierasz? Mamy sprawę zabitego alfonsa.
—Tak pani komendant. Zaraz się zabiorę za akta tej sprawy. — Zapewniłem ją, lecz jej słowa o innym świecie brzmiały idealnie do tego, co teraz czułem. Miałem wrażenie, że jestem w krainie czarów, gdzie wcielając się w postać Alicji, przemierzam różne lokacje, z trudem pojmując to, co się dzieje i co mnie otacza. Nic mnie już nie obchodziło, gdy moja piękna Mary odeszła z moim rodzonym bratem. Jako dobry człowiek powinienem życzyć im szczęście, jednak ja marzyłem, by sczeźli w piekle. Tyle lat z nią byłem, a ona cały czas wolała Roya, z kłamliwą twarzą zapewniając mnie o swojej miłości. Co za suka... A jednak w dzień, w dzień tęskniłem za jej seksownym ciałem i wspaniałym, powabnym głosem. Najchętniej rzuciłbym tę pracę i zapiłbym się w cholerę na jakimś zadupiu. Niestety pani naczelnik Jessica Lambert oraz mój wieloletni przyjaciel Florian Espada nie pozwolą na taki relaks, starannie dbając, by poziom mojego zalania nie przekroczył odpowiedniej normy.
— John... Jakie akta? Dopiero mamy trupa. Weź się w garść, wiem, że dziewczyna puściła cię kantem i to z twoim krewnym, ale życie toczy się dalej. — Łatwo było jej to powiedzieć, jej wystarczała praca oraz wieczory z psem przy jakimś durnym romansidle. Plotki mówiły, że nie miała serca i sypiała z diabłem. Ludzie to takie rzeczy gadają, że czasem zastanawiam się, czy naprawdę pochodzę z tego samego gatunku, co oni.
— Niech pani poda adres, to przyjadę... — Z trudnością panowałem, by nie puścić pawia, widocznie dobra Whisky też może zaszkodzić.
— Nic z tego, wiem, że wczoraj zrobiłeś sobie małą jednoosobową popijawę, a teraz odczuwasz jej skutki. Pojedziesz ze mną, masz dziesięć minut. Widzimy się w policyjnym garażu.
Po drugiej stronie usłyszałem głuchy odgłos, świadczący o zakończeniu połączenia, Jessica była kobietą, do której zawsze należało ostatnie słowo. Może dlatego została szefową działu zabójstw, było to niezwykle trudne, zważywszy na szowinistyczne nastroje na komendzie. W końcu płeć piękna według większości facetów w naszych czasach mogła, co najwyżej ugotować posiłek i czekać na męża. Ja miałem trochę inne poglądy, jeśli ktoś się nadawał na dane stanowisko, to obojętna jest płeć, tak samo jest w innych dziedzinach życia. Największą irytację wzbudzały u mnie kobiety i mężczyźni, którzy wymuszali pewne rzeczy, opierając się na swoich durnych poglądach. Musiałem jednak zakończyć moje przemyślenia nad stanem świata, wolałem nie zaleźć za skórę mojej szefowej.
Uznając, że skutki dnia poprzedniego przeszły wystarczająco, aby można było wstać na nogi, dźwignąłem się na swoje dwie kończyny, chwilę pokręciło mi się w głowie i na tym skończyło się. Przypomniałem sobie, że jadę z kobietą, więc trzeba jakoś wyglądać. Zmieniłem strój na białą koszulę i materiałowe ciemne spodnie, założyłem kaburę z Coltem 1911, inni woleli rewolwery, ja za to ceniłem ten pistolet za ogromną siłę ognia. Zdjąłem z wieszaka i przywdziałem płaszcz, nałożyłem na potargane włosy kapelusz. Upewniłem się, że mam odznakę w kieszeni i opuściłem pomieszczenie.
Mój gabinet mieścił się tuż przy schodach, tak więc nie musiałem oglądać tych fałszywych mord kolegów z komisariatu, większość poklepałaby cię po plecach, a potem napisało odpowiedni raport do wewnętrznych. Wszyscy tu brali łapówki i łajdaczyli się, wprawdzie komisarz Lambert oczyszcza to wysypisko śmieci, jednak większość ma chronione plecy przez ważnych polityków. Ignorując tę „elitę”, pokonałem w kilka minut jedne schody, a następnie drugie do garażu. Przy masowo produkowanym czarnym fordzie z lekko opływowym kształtem stała, paląc papierosa Jessica Lambert. Była wysoką, białą kobietą o wspaniałej urodzie, którą ambicja i poświecenie zabrały wysoko na górę. Jej czarne przyciętej włosy delikatnie falowały przy dźwięku silnika, gdyby nie pamięć o Mary, mógłbym się w niej zakochać.
— Spóźniłeś się Payne, ale widzę, że alkohol nie wyżarł ci do końca mózgu, skoro się odświeżyłeś, więc na tym komentarzu poprzestanę. Wsiadaj. — Upuściła niedopałek, przygniatając go butem, nie czekając na nią, zająłem miejsce pasażera obok kierowcy.
— Nadal nie możesz zapomnieć o Mary? — Wydawało mi się, że w jej głosie słyszę oprócz troski smutek, ale będąc tak skacowanym, miałem to gdzieś.
— Ta suk...
— John! Wiem, że jej nienawidzisz, ale nie zapominaj, że to moja siostra. — powiedziała, zasiadając za kierownicą.
Ten fakt zawsze mnie dziwił, jak rodzeństwo mogło być takie różne? Jessica poukładana, porządna i odpowiedzialna, a Mary szalona, wiecznie w biegu, totalnie nieodpowiedzialna.
— Skoro nie mogę jej obrazić, to powiem, że nic nowego się u mnie nie zmieniło. — Chyba musiało jej to wystarczyć, ponieważ depnęła pedał gazu, a siłą pędu wcisnęła mnie głęboko w fotel.
     Mknęliśmy ulicami zatłoczonego miasta, w koło te same samochody, ci sami przechodnie, mówiąc krótko rutyna, przeplatana nudą. Jestem w Nowym Yorku od urodzenia i nic w tym mieście mnie nie interesowało, brudne, pełne przestępczości... Były to tylko moje przemyślenia, zasięgnięte z pamięci, szybkość, z jaką jechaliśmy, uniemożliwiała dokładną obserwację, a ja nie chciałem ryzykować moim żołądkiem. Moja męka skończyła się po piętnastu minutach, gdy dojechaliśmy do dzielnicy prostytutek i ludzi ubogich, czyli mówiąc krótko coś w rodzaju slumsów. Opuściłem pojazd, po czym niemal natychmiast opróżniłem całą zawartość swojego żołądka, paskudząc ścianę jakiegoś budynku. Miałem farta, że nie zrobiłem tego w samochodzie, Jess zabiłaby na miejscu za zabrudzenie tapicerki. Komisarz nie zwróciła na mnie uwagi, tylko udała się za żółtą taśmę. Wiedziała, że dołączę do niej za chwile. Jedyny plus tego nagłego opróżnienia zawartości biednego żołądka było polepszenie się stanu organizmu, powiem nawet więcej, czułem się jak nowo narodzony. Wytarłem usta grzbietem dłoni i wkroczyłem na teren zbrodni.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Mur (zakończone I)

Mur-Część III-Rozdział 3

Droga Wojownika-Rozdział 2

Mur-Część III-Rozdział 17

Mroczny Cień

Małe ogłoszenie do ludzi pióra.

Mur Zdrajca Ludzkości – Rozdział 19

Major – Rozdział 2

Mur-Część III-Rozdział 4