Mur-Część II-Rozdział 18

     Napływające wieści o braku kontaktu z Inkwizycją ani trochę mnie nie uspokoiły. Czułem, że gdzieś tam są, plugawiąc swym złem tę dziką krainę. Popijając aromatyczne wino, prezent ślubny, zastanawiałem się, jak pozyskać w miarę nowoczesną broń dla Konfederacji. Tu nie wystarczą dobre zdolności kowalskie, trzeba znać się na składnikach prochu i ich proporcjach, opracować zamek dla broni, zrobić gwintowanie, by pocisk leciał dalej i stabilniej. Magia rzemieślnictwa i alchemii, sztuka niesienia śmierci dla opornych.
     Zawsze dziwiło mnie, że przyczyną upadku starej cywilizacji nie były wojny, czy bratobójcze konflikty, tylko zwykła nauka i bezgraniczna chęć posiadania wszelkich jej tajemnic. Głód wiedzy nie kończy się nigdy dobrze. Z Inkwizycją na karku nie mogłem marzyć o podróży za mur, by odnaleźć szalonego rusznikarza. Czerwoni to zbyt podstępny i niebezpieczny wróg, bym pozostawił zastępstwo. Ciężkie jest życie wodza.
— Wodzu! Przybyłem złożyć dzienny raport o stanie wioski. — W drzwiach stanął Ares. Wpuściłem go i wysłuchałem do końca.
— Czyli nie musimy martwić się o zbiory? — spytałem.
— Będziemy mieli nadwyżkę, jeśli oczywiście nie będziemy szaleć z przydziałem żywności.
— Oczywiście, nie potrzeba nam grubasów, z drugiej strony zawsze można takiego upiec...
Roześmialiśmy się oboje, Ares nadal mi w pełni nie ufał, ale jego podejście zmieniło się bardzo. Bardzo mnie to radowało, on i Alma stanowili moje ręce, znakomicie nadawali się do swoich ról. Dziewczyny też pomagały, choć nadal były niedoświadczone.
— Muszę wracać wodzu, Silva siedzi cicho. To niezbyt dobrze wróży. — Wstał i zaczął zmierzać w stronę drzwi.
— Zaczekaj chwile. Pamiętasz może plemię Jaszczurów?
— Tych, co zaatakowali naszą starą wioskę? Tak, nie sposób ich nie pamiętać.
— Mieli taką długą, rurowatą broń, może sprzedaliby nam parę sztuk? — spytałem, grzejąc ręce przy ognisku.
— Niestety będzie to niemożliwe. — odparł. — Parę miesięcy po niespodziewanym ataku zebraliśmy najlepszych wojowników i ruszyliśmy, by dokonać pomsty i zniszczyć tę szaloną broń. Niestety trafiliśmy na zgliszcza i tysiąc ciał.
— Nikt nie przeżył? — Informacja o masakrze zupełnie mną nie wstrząsnęła. Wiedziałem, że to plemię samo sobie jest winne. Bezmyślne ataki bez znienawidzonej przeze mnie dyplomacji, prowadzi tylko do zguby narodu.
— Nie pozostały nawet jaja, ktoś zadbał, by każdy z nich zginął.
— A co z bronią? — Ten szczegół był najbardziej istotny.
— Zniknęła. — odpowiedział, rozkładając ręce.
— A co z innymi wioskami w pobliżu? Coś słyszały, widziały?
— Niewiele. Musieliśmy sami pewne rzeczy posklejać z niepewnych źródeł. Nikt ci nie powie tego, co pozwoli uzyskać nad nim przewagi. — Oparł się o drzwi. — Kilka miesięcy przed atakiem na Lwią wioskę, jaszczurów odwiedzili ludzie. Jak to zrobili, tego nie wiemy. Wiadomo jednak, że złożono korzystną ofertę, a dwa, trzy dni później obcy przytargali wielkie, drewniane skrzynie. To wszystko, reszta to tylko stęk bzdur i przerysowanej wyobraźni, na przykład o mędrcu posiadającym niebieskie oczy i blond włosy.
— Możesz odejść. Tylko uważaj na Silvę. Chłopak ma obszerną wiedzę, ale kieski charakter. — powiedziałem, choć końcowa wzmianka lekko poruszyła mnie.
— Nie musisz mi przypominać o tym wodzu. — Zabrzmiał jakby urażony. — Nasz nowy szaman jest niczym pies, jeśli go nie wytresujesz i dasz wolną rękę, zdziczeje.
     Po jego wyjściu rozmyślałem o „tajemniczym” mędrcu. Każdy centymetr mózgu mówił mi, że chodzi tu o Dantego. Nie wyobrażałbym sobie nikogo innego, kto handlowałby z bestioludźmi. Nikt nie byłby na tyle szalony i głupi, by to robić. No każdy, oprócz Inferno, siewcy destrukcji i zniszczenia, dałbym jeszcze władcę chaosu, ale zbyt patetycznie to brzmi. Zaopatrzenie jednej ze stron w broń wprowadzi zamęt i więcej śmierci, Inkwizycja zyska na zaostrzeniu wojny, nie martwiąc się, że ich niezbyt mądrzy klienci przejmą centralną władzę.
Musiałem się skupić nad dalszymi krokami, lecz w głowie nadal istniała tylko pustka. Z wściekłości zrzuciłem wszystko ze stołu.
— Skąd te nerwy mężu? Czyżby coś złego się stało? — Przez drzwi z włócznią na plecach wkroczyła Freja, spoglądając badawczo na bałagan i na mnie.
— Przepraszam, nie powinienem. Jak sprawy pól? Alma daje radę? — Chciałem zmienić temat, moje problemy nie powinny zajmować najbliższych.
— Mamy urodzaj, ale to zapewne wiesz od Aresa. Nie kręć, przecież widzę, że coś jest nie tak. — Kontynuowała, podnosząc przedmioty z ziemi.
— Nie odpuścisz co? — Usiadłem ciężko na krześle, ukrywając twarz w dłoniach. — Jesteśmy słabi Frejo, taka jest prawda.
— O czym ty mówisz? Przecież mamy samych wyśmienitych wojowników i wojowniczki. — Odparła, podchodząc do mnie i kładąc rękę na ramieniu.
— Tego konfliktu nie wygramy magią i strzałami. — Delikatnie strąciłem jej rękę i podszedłem do ogniska, wpatrując się tańczący płomień. — Nie znasz takiej wojny jak ja. Wasze walki polegają w głównej mierze na potyczkach bronią białą, rodzicie się z nią w rękach i ginięcie z nią w dłoniach. Prosta kalkulacja. My ludzie już dawno przestaliśmy być prostszy, szczególnie w dziedzinie konfliktów i zabijania się nawzajem. Zredukowaliśmy koszty, zmniejszyliśmy czas, opracowaliśmy nową broń, modyfikując ją po krwawych bitwach. Potęga oręża rosła, a pokój nie nastawał. W końcu doszło do tego, że wystarczyło nacisnąć przycisk, by posłać do piachu kilkadziesiąt tysięcy ludzi i to w parę sekund. Tak wyglądają dzieje moich przodków, poprzedniej cywilizacji. Największym absurdem jest to, że to nie przemoc ich wykończyła, tylko działania naukowe i to pokojowe. Jak widzisz, autodestrukcję mamy w genach.
— To przeszłość. Trzeba się w nią wpatrywać, ale nie zatracić. Przetrwaliśmy w tej dziczy, to przetrwamy wszystko.
— I tym sęk. Ta dzicz to nic w porównaniu z tym, co posiadają ludzie. — odpowiedziałem zirytowany.
— Żyjemy obok siebie przez tysiące lat, a jednak nas nie wybili. — Delikatnie objęła mnie od tyłu.
— Tylko dlatego, że nie mają odpowiedniego przywódcy. Wystarczy jeden szaleniec z wąsikiem, by poderwać tłumy wprost na was. Zaleją was ogniem z dział, a ściana ołowiu zmasakruje bezbronne ciała. Wioska Kiry została niemalże zmasakrowana przez jaszczurów, a posiadali oni tylko przestarzały sprzęt, bez wsparcia artyleryjskiego. Zanim napnie się łuk, muszkieter jest w stanie wystrzelić pięć pocisków, a wyszkolony weteran dwa razy tyle. Uwierz mi, widziałem szaloną minutę w akcji. By przetrwać, musimy uzbroić się jak oni.
— Więc na co czekamy? Tylko bezbronna owca czeka bezradnie na swój koniec. — Wtrąciła się, wchodząca Kira.
— Ten wasz naiwny optymizm jest godny podziwu — rzuciłem, dając za wygraną.
— A twój wieczny pesymizm irytujący. Skoro znamy zagrożenie, przygotujmy się na nie. Na pewno jest coś, co możemy zrobić.
Popatrzyłem na swoje dwie żony, ich zdecydowanie i sama obecność dodawały mi siły. Czułem się jak stare drzewo podparte mocną osłoną.
— Jeśli tego pragniecie, spróbuje. Jednak to oznacza podwojenie, ba! Nawet potrojenie wysiłków. Będziemy musieli zbudować ogrodzenie z kamienia, wzmocnić je magią, znaleźć szalonego rusznikarza. Zmienić podejście naszych ludzi...
— Nie po raz pierwszy zostajemy przyparci do muru, kochany mężu. — Kira podeszła z drugiej strony i również mnie objęła. — Pamiętaj, że konfederacja to nie tylko my, ale również nasi ludzie. Co jedni sami nie mogą, to z pomocą drugich uczynią. Jak mawia stary szaman. Przyszłością będziemy martwić się jutro, teraz my się dwie wykąpiemy, a ty posprzątasz swój bajzel. Dzisiaj bez żadnych kosmatych myśli, musimy się wyspać.
     Ach te kobiety, może i mają słabe ciała, jednak są od nas silniejsze psychicznie. Bogini, tworząc dwie płcie, wiedziała, co robi, przypisując tak wady i zalety, byśmy bez siebie nie mogli żyć i wzajemnie się uzupełniali. Gdy dziewczęta ruszyły do kąpieli, ja ułożyłem swą ciężką i zmęczoną głowę na posłaniu, sen niemal natychmiast nadszedł. Umęczone ciało uwięziło umysł, tworząc pustą ciemność zamiast nocnych mar.

Komentarze

  1. Hejeczka,
    wspaniale, och Silva siedzi cicho to nie wróży nic dobrego... czyżby obecność inkwizycji jednak nie byla przypadkowa, i nawet Dante był na tych ziemiach...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    ach wspaniale, Silva siedzi cicho? to nie wróży nic dobrego... ale czyzby obecnosc inkwizycji jednak nie była tutaj przypadkowa, i nawet Dante jest tutaj...
    Szczęśliwego Nowego Roku
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Również, dzięki za wizytę, komentarz oraz życzenia.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Mur (zakończone I)

Mur-Część III-Rozdział 3

Droga Wojownika-Rozdział 2

Mur-Część III-Rozdział 17

Mroczny Cień

Małe ogłoszenie do ludzi pióra.

Mur Zdrajca Ludzkości – Rozdział 19

Major – Rozdział 2

Mur-Część III-Rozdział 4