Mur-Część III-Rozdział 18

     Krajobraz z każdym kilometrem zmieniał się. Miejsce płaskich równin wypełnionych głębokimi zbiornikami wodnymi zajęły zróżnicowane rzeźby terenu, pagórki, wzgórza, głębokie lasy. Można było wymieniać bez końca. Jednak coś mi tu nie pasowało, już dawno powinniśmy dotrzeć do gaju elfki, a stamtąd do kopalni.
— Kira jesteś pewna, że dobrze zmierzamy? — Przeszedłem na przód wozu i zajrzałem do dziewczyn.
— Kierujemy się zgodnie ze wskazówkami Profesora — odpowiedziała za nią Freja.
— Zgadza się chłopcze, to ja zdecydowałem o drodze. — Uczony czyścił swoją fajkę, spoglądając na szkice wynalazków, rozmieszczonych na dnie powozu. — Zapewne poprzednio obraliście drogę lądową, która jest najtrudniejsza z dwóch możliwych tras. Bagna z trującymi komarami, kopalnie wypełnione chciwymi goblinami oraz terytorium sekty Czarnego Oka. Niebezpieczeństwo przerasta kolejne niebezpieczeństwo, szczególnie dla osób żyjących w klimacie umiarkowanym, gdzie nie ma aż takich skrajności w pogodzie. Zanim trafiłem do Lazurowego Grodu, długo podróżowałem, tracąc przy tym wszystkich ludzi z ekspedycji. Zyskałem obszerną, choć nie całkowitą wiedzę kartograficzną, niestety zbyt wysokim kosztem. Klimat za murem znacząco odbiega od naszego. U nas idąc na północ, natkniemy się na lodowce, a na południe ugrzęźniesz w gorących piaskach Przeklętej Pustyni. Mówiąc krótko: Na górze ziąb, na dole gorąc. Za murem jest odwrotnie, południe to trzaskający mróz, a północ upalna.
— Zaraz, zaraz. Przecież byłem na południu i tam znajduje się też pustynia. — Od razu przypomniałem sobie królową mrówek. Po całym ciele przebiegł dreszcz obrzydzenia. — Dodatkowo ostateczną granicą na północy jest morze.
W odpowiedzi usłyszałem tylko śmiech, przerywany wybuchem kaszlu.
— Koniec jest tylko i wyłącznie wtedy, gdy poza nim niczego nie ma. Nie możesz mówić o granicy, skoro nie przepłynąłeś morza, a raczej oceanu i nie przebyłeś w całości pustyni. Z racji, że jestem dużo starszy od ciebie i mam większą, choć nie pełną wiedzę, douczę cię. — Zwinął projekty i nabił fajkę. Gdybym opowiadał historię, zapewne byłaby to, co druga czynność przez niego wykonana. Jako zwykły człowiek przedstawiał się w gronie przeciętności, jednakże posiadał ogromną wiedzę i przenikliwy umysł. — Odkąd odszedłem z grona pedagogów akademii, a będzie to ponad dziesięć lat, a może i więcej, podróżowałem po tej krainie, wiele złego doznałem i wiele przykrości przecierpiałem, mimo to równie wiele posiadłem. Przede wszystkim wiedza geograficzna, którą posiadamy, jest nie pełna, zwłaszcza dotycząca terenu mutantów i bestioludzi. Zanim przejdę do oczywistości, zacznę od tego, czego nie wiem. Na dalekim zachodzie znajduje się przeklęta kraina, której nie dorastają do pięt stepy po naszej stronie, czy też Lodowce Mroku. Panują tam w dzień, w dzień egipskie ciemności, przeplatane porywistymi burzami. Nie ma roślinności, czy istot żywych. Zamieszkują ją bezwzględne twory, mieszkańcy zrodzeni z mroku. Sukkuby, demony, zjawy, ogromne węże, inne gady, pająki i tak dalej i tak dalej. Pełno tam pułapek i klątw, nikt nie przebył tego terenu, dlatego wiedza, co jest za nim, stanowi jedną, wielką zagadkę. Północ ograniczona jest krainą magmy o niesamowitej temperaturze. Co do twojego morza, a właściwie oceanu, to rzeczywiście biegnie dalej, tyle że pod ziemią, z dala od magmy. Brak pożywienia, wieczna ciemność i ponownie wyższa skala Celsjusza uniemożliwiają podróż w głąb. Południe jest zapełnione lodowcami, tu również skrajność nie pozwala na eksploracje. Ale skończmy już te dywagacje. Ciut się pomyliłem, mówiąc, że wody Lazurowego Grodu to ocean, to bardziej morze połączone z jeszcze większą ilością wody. Do tego zbiornika biegną różne rzeki, ukryte pośród natury. Jedną z tych odnóg popłyniemy. — Profesor, jak zwykle nie potrafił krótko i do rzeczy odpowiedzieć.
— To dlaczego od razu nie wsiedliśmy na łódź? — spytała Kira, zmieniając się miejscami z Freją.
— Prąd jest tam zbyt silny, nie mówiąc już o wirach i innych zagrożeniach. Musimy przebyć parę dni drogi, by móc zwodować mój wynalazek.
Na to słowo w głowie zabłysła lampka ostrzegawcza. Nigdy nie miałem zaufania do tego, co człowiek wymyśli, szczególnie gdy nie upłynął choćby wiek od tego. Wolałem być wilkiem, a nie królikiem doświadczalnym.
     Po następnym wschodzie słońca znaleźliśmy się blisko rzeki. Szum płynącej wody uspakajał pełne wątpliwości myśli, czekaliśmy, aż nasz uczony wyciągnie swój twór. Chwile koncentrował się na pierścieniu, mrucząc coś pod nosem.
— Mam cię! — zakrzyknął, a światło zabłysło z biżuterii na palcu i powoli stanęło na tafli, formując określony kształt. Nie minął moment, a przed naszymi oczyma jawił się normalny statek z górnym pokładem i kajutą, brakowało tylko żagli. Walcząc z wewnętrznym oporem, wsiadłem na pokład, przechodząc po drewnianym trapie. Konstrukcja wydawała się solidna, skierowałem się w stronę steru. Tu wreszcie ujrzałem coś, co znacząco odbiegało od normy, tuż obok koła ujrzałem dwie dźwignie, jedna opisana była przez cztery znaki: W, S, N, CN.
— Jak ci się podoba moja Betty? — spytał Profesor, dołączając do mnie. — Imię po mojej zmarłej żonie. Uwielbiała żeglować, a wyszła za typowego lądowca. — Pozwól, że objaśnię ci sterowanie, tą po lewej odpalasz zasilanie, tylko pamiętaj, by trzymać tą po prawej na „S”, inaczej źle się to skończy. W gruncie rzeczy ów literki oznaczają: wstecz, stop, naprzód, cała naprzód. Proste i przejrzyste. Zacznijmy więc. — Jednym ruchem uruchomił maszynerię, całym statkiem wstrząsnęły wibracje.
— Co się dzieje? Atakuje nas ktoś? — Dziewczyny przybiegły do nas, nie wiedząc, co się dzieje.
— Spokojnie moje drogie, to tylko maszyna, oznajmia wszystkim, że działa. — Pchnął wihajster na „N” i powoli ruszyliśmy. Kira usiadła przy schowanym trapie, gotowa opuścić okręt przy najmniejszym zagrożeniu. Podzielałem jej poglądy, lecz jako lider musiałem dawać dobry przykład i symulować pewność siebie. Freja udała się kajuty, gdzie z wilczym apetytem pochłaniała książki Profesora. Podziwiam, że mogła zatopić się w inny świat na tej chyboczącej się krypie. Podszedłem do Kordelii, która wpatrywała się w horyzont, stojąc na dziobie.
— Nadal chcesz nas pozabijać? — spytałem, opierając się plecami o burtę.
— Jako szlachcianka nie mogę zmieniać raz wyrażonego zdania, choć już teraz wiem, że nie będzie to łatwe. — Odgarnęła blond włosy, spadające na czoło. — Inaczej wyobrażałam sobie to miejsce. Cały czas mówiono nam, że teren za murem pełny jest krwiożerczych mutantów i bestioludzi, gotowych zabić cię tylko z powodu przynależności do rasy ludzkiej. Natura poszarpana jest przez ten dzikie istoty, a wszelkie roślin zjedzone przez wiecznie nienasyconych mieszkańców. A jednak można dostrzec wspaniałe krajobrazy i leśne horyzonty.
— Nienawiść nie bierze się znikąd. Jeśli sami atakujemy, to również oczekujmy tego samego. — Teraz mogąc się w spokoju przyjrzeć, zobaczyłem, że jest naprawdę piękna. Smukłe i wytrenowane ciało, błękitne oczy i krótkie blond włosy. Ciekaw byłem, jakby wyglądała z długimi. — Jak to się stało, że wielka pani szlachcianka została oddelegowana w takie miejsce? Z tego, co mi wiadomo, szlachta dba o swoje dzieci.
— Moja rodzina ma długie tradycje wielkich wojowników i generałów. Mężczyźni z naszego rodu zasłużyli się wiele razy dla ludzkości, sprowadzając na krewnych chwałę i prestiż. Ojciec nie był zadowolony, gdy urodziłam się ja, a mama zmarła. — Na urodziwej twarzy pojawił się smutek. — Chciał dziedzica, który napełni go dumą, nie białogłowy, która rodzi dzieci i musi mieć posag. Wyrzekłam się swojej kobiecości, wstępując w szlachetne szeregi Inkwizycji. Powoli wspinałam się po szczeblach, nie było łatwo, ale udało się. W końcu dowodzę, nie, dowodziłam swoim własnym oddziałem. To nadal za mało, by wzbudzić zachwyt u ojca.
Chciałem coś odpowiedzieć, jednak szarpnięcie statkiem niemal wyrzuciło mnie za burtę.
— Schulz! Co się na Boginie dzieje z tym twoim wynalazkiem!? — krzyknąłem w stronę Profesora.
— Musiałem zatrzymać Betty, spójrz przed siebie. — Ręką wskazał na olbrzymi kształt, zmierzający do nas. Zmrużyłem oczy, chcąc dostrzec co to, lecz bez rezultatu. Powstała mgła zasłaniała obiekt przed wzrokiem.
— Kto śmie zakłócać spokój Wielkiego Króla Głębin? — Okolica rozbrzmiała potężnym głosem. Po kilku minutach powtórzył swe pytanie, zbliżając się do nas. Ujrzeliśmy ogromnego węża o błękitnej barwie z dwoma łapami zakończonymi pazurami. Na głowie widniały dwa rogi, sterczące w przeciwnym kierunkach, śnieżnobiały wąs wił się pod wargą, a kryształowe oczy spoglądały złowrogo na nas. — Wkroczyliście na moją ziemię bez zgody, ale jestem wyrozumiały. Jeśli odpowiecie na moją zagadkę puszcze was wolno, w przeciwnym razie pośle was w zaświaty.
— Profesorze, co to jest za wąż? — szepnąłem, podchodząc do niego.
— To nie wąż, to smok azjatycki. W przeciwieństwie do tych europejskich posiada długie, wężowe ciało i dwie pary kończyn. Nie ma skrzydeł, ale lata dzięki magii. Patrząc na jego umaszczenie, mogę stwierdzić, że to typ wodny, gdyby był jaśniejszy, oznaczyłbym go jako lodowego. Lepiej go nie drażnić. Przynajmniej tak podają stare źródła.
— Słuchajcie więc, bo nie będę powtarzał. — Tylko za pomocą tego głosu mógłby niszczyć góry. Potężna istota. — Co to jest? Rano chodzi na czterech nogach, w południe na dwóch, a wieczorem na trzech. Macie czas, póki się nie znudzę.
Spojrzałem na Freje, łamigłówki nie były moją mocną stroną, lecz ona rozłożyła tylko bezradnie ręce.
— Co nie wiecie? — Zdziwił się Profesor. — Że one nie wiedzą, to mogę zrozumieć, ale że ty chłopcze? Przecież to zagadka jeszcze z pradawnych czasów. Odpowiadam! — odkrzyknął do stwora.
— Jesteś pewien? — spytał smok. — Macie tylko jedną szansę.
— Odpowiedź brzmi: człowiek. Zanim nauczy się chodzić, raczkuje na czterech, później na dwóch, a jak jest w podeszłym wieku, podpiera się laską, czyli trzy.
No tak, słyszałem o tym, gdy uczyliśmy się o tak zwanej mitologii. Było trzeba uważać, a nie tworzyć nowe zaklęcia.
— Bardzo dobrze! Dotrzymuje swojej umowy, macie pozwolenie na przepłyniecie. Jednak pamiętajcie, że ten szerszy kawałek rzeki jest moim królestwem i nie zawsze mam dobry humor. — Mgła powoli znikła, a my zobaczyliśmy, że koryto rozlewa się w tym miejscu na jakby jezioro. Potwór popłynął do jaskiń i tam zniknął.
— Lepiej ruszajmy, gady mają zmienne nastawienie.
W milczeniu zgodziłem się ze słowami Profesora, zabrzmiał skrzypiący dźwięk, przesuwanej dźwigni i popłynęliśmy dalej. Miałem nadzieję, że szybko dopłyniemy do domu.

Komentarze

  1. Hejeczka,
    cudnie, co za łódź no naprawdę taka nowoczesna, płyną w dobrą strone...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    cudnie, co za wspaniała  łódź, no i płyną w dobrą stronę...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Mur (zakończone I)

Mur-Część III-Rozdział 3

Droga Wojownika-Rozdział 2

Mur-Część III-Rozdział 17

Mroczny Cień

Małe ogłoszenie do ludzi pióra.

Mur Zdrajca Ludzkości – Rozdział 19

Major – Rozdział 2

Mur-Część III-Rozdział 4