Upadły-Rozdział 14

Powracam po chwili przerwy.


Świetlisty promień mignął tuż obok twarzy Nero, przypalając lekko policzek.
— Patrzcie na lalusia. — W oczach "truposzy" widniało szaleństwo. — Lekko stracił na urodzie.
Zawtórował mu śmiech kompanów, szykujących się do ataku. Coś z nimi było nie tak, nie tylko to, że wstali z martwych bez świetlistego ożywienia, czy innego potężnego czaru, ale również ich energia emanowała charakterystyczną maną.
     Zalśniły kolejne pociski, a przyzwany, przezroczysty oręż zamigotał w rękach młokosów. Z głośnym okrzykiem i szalonym uśmiechem zaatakowali. Błękitnowłosy bez problemu unikał ich ataków, prócz nadwyżki mocy nie wykazali się żadnymi umiejętnościami. Zdzielił pierwszych dwóch potężnymi uderzeniami, wgniatając im czaszki i posyłając w stertę ustawionych drewnianych skrzyń.
Odskoczył w tył przed ogromnym, dwuręcznym toporem lidera bandy, kątem oka dostrzegł Lewiatan, która bez problemu unieszkodliwiła resztę.
— To wszystko? Wielcy najemnicy ze szlachetną misją, a gówno potrafią. — Szczerzył się mięśniak. W międzyczasie zmasakrowani podwładni powrócili do walki, doprowadzając swe ciała do normalnego stanu. Kości się zrastały, tkanki tworzyły skórę, a narządy znowu zdrowo pracowały.
     Bóg Wody zmarszczył brwi, magia lecznicza takiego poziomu wymagała sporej energii i doświadczenia. A oponenci ani nie przejawiali zmęczenia, ani nie dysponowali taką wiedzą. Odpowiedź musi kryć się w samym organizmie. Teleportował się tuż przed przywódcę i chwycił go za gardło, podnosząc do góry. Uformował dłoń w wodne, przezroczyste ostrze i dźgnął nim. Chłopak jęknął i puszczony wolno, spadł na podłogę. Napastnik zaczął powoli analizować pobraną krew.
— Zajmiesz się nimi? — Raczej stwierdził, niż zadał pytanie.
— Jak rozkażesz mistrzu. — Z lubością zatopiła ostrze włóczni w ciele nacierającego i rozcięła go jednym ruchem na pół. Posadzka zalśniła od posoki, a bebechy z paskudnym mlaskiem upadły na ziemie. Chwile później wnętrzności i krew wróciły na miejsce, a dwie części złączyły się razem. Przeciwnik znów był zagrożeniem. Szef Lewi, niczym nieskrępowany w spokoju oddzielał składniki szkarłatnej substancji, aż dotarł do zawartej w niej resztki many. Wiedział, że podwładna sobie poradzi. Momentalnie uderzyła go słoneczna energia, skłonna spalić nawet duszę. Zmrużył oczy i już wiedział w czym tkwi sekret ich mocy.
— A więc tak się sprawy mają... — syknął wściekle. Otworzył dłoń i wystawiwszy ją przed siebie, ścisnął. Cała dziesięcioosobowa grupa stanęła w bańkach wodnych, dusząc się i nie mogąc wyjść. — Mało mu zagarniętych MOICH terenów, zniszczenia MOJEGO jeziora i zniszczenia MOJEGO dobytku, to jeszcze wyciąga chciwe paluchy po więcej złota.
— Mistrzu! — Wiedziała, że jej pan w tym stanie będzie siać bezmyślnie zniszczenie i śmierć. Ta wściekłość nigdy do niczego dobrego nie prowadziła, lecz mogła się tylko przyglądać. Nikt nie powstrzyma wściekłego żywiołu. Biada tym, którym niezbadane fale porwą w swe szpony i roztrzaskają o najbliższy mur. Nero kiwnął palcami, a wewnątrz każdej ze sfer pojawił się szpikulec. Z wielką siłą wbił się w szyje uwiezionych, kule zaczęły zmieniać kolor. Głośny i przeraźliwy wrzask poniosło echo w dal niesamowite katiusze i męki towarzyszyły ofiarom przy wysysaniu obcej energii z organizmów.
— Głupcy i idioci polegający na sile narkotyku. — Jego głos był pozbawiony emocji, jakby cały gniew ulokował w dręczeniu młokosów. Jako specjalista od cieczy z łatwością mógłby bezboleśnie usunąć używkę z obiegu many, jednak chciał rozkoszować się ich cierpieniem, twarzami wykrzywionymi w spazmie rozpaczy.
— Narkotyk? — spytała Lewiatan, nie wiedząc, czy mistrz uspokoił się na dobre.
— Dawniej alchemicy używali sproszkowanej many bóstwa, by utworzyć pewną substancję. Pozwalała ona nabyć określony żywioł i wzmocnić osobistą energię, odpowiednie dawkowana umożliwiła stworzenie silnej armii. Głównie korzystaliśmy z tego tylko wtedy, gdy nie chcieliśmy sami angażować się w walkę i szkoda nam było naszych czempionów. Jeśli przekroczyłaś trzy tabletki na dzień, mogłaś zapomnieć o zdrowym ciele i duchu. Źle zmieszane proporcje składników czy nadmiar dawki tworzyły berserków, żołnierzy zaślepionych szaleństwem i prymitywnymi potrzebami, atakowali nawet swoich. Lubował się w nich Helios, póki nie wybili mi osobistej gwardii. Świętowałem z tego powodu przez bite trzy dni. — Spojrzał na słabnących więźniów. Już nie krzyczeli, wyczerpani zaakceptowali swój los. — Ktoś musiał udoskonalić formułę i dodać do tego składnik silnie uzależniający. Co do tych naiwnych głupców... Niech się skarżą i użalają temu kościotrupowi z podziemi, wiedzieli, na co się piszą.
— Przecież już nie mają w sobie tej energii, przeżyją. Oczywiście, jeśli mistrz na to pozwoli. — Dodała na sam koniec.
— Gdyby to ode mnie zależało, jeszcze pobawiłbym się z nimi, uśmierzając do końca gniew. Niestety będę musiał zniszczyć tę cholerną wioskę, aby mi przeszło. — Cofnął czar, a banda upadła na podłogę. Głośno łapiąc oddech, legli na posadzce. Lider próbował wstać, jednak jego nogi zamieniły się w pył i znów upadł na podłogę, z przerażeniem szukał, utraconych kończyn. Ten sam los spotkał ręce.
— Nie, nie, nie — krzyczał, rozpadając się na oczach wszystkich. Po chwili nie pozostało po nim nic, prócz kupki ciemnego piachu. Resztę drużyny spotkało to samo "szczęście".
— Pozyskanie bardzo szybko wielkiej siły, zawsze wiąże się z jakimś piekłem. — Strzepnął pył z ubrania. — Teraz pora na to siedlisko, zarabiające dla tego drania Heliosa. Jeśli myśli, że tworząc słoneczną, podrasowaną wersję narkotyku zapewni sobie zyski i władze na tym obszarze, to baaardzo się myli.
     Wrócili do punktu wyjścia. Lewiatan gorączkowo myślała, jak powstrzymać swego pana. W szaleńczym gniewie nie będzie patrzył kto niewinny, a kto winny. Zabije i zniszczy wszystko tutaj. Nie miała absolutnie żadnego pomysłu, zdecydowała, że uratuje tylu, ilu będzie mogła tak, by mistrz nie zorientował się.
W tej samej chwili wokół Nero zaszumiał przyjemny wiatr, a melodyjny dźwięk harfy koił najbardziej stargane struny. Poczuł niezwykłą senność i znużony upadł w ramiona Lewi.
— Czas mija nieubłaganie, a mimo to są rzeczy niezmienne, na które nie wpływa ten bystry nurt. — Ze strony nieba dobiegł melodyjny głos.
— Czego tu chcesz? — Warknęła Lewiatan, przywołując broń.
— Czyż nie uspokoiłam Wodnego Boga? Nie podziękujesz? — Jasne włosy opadały na śnieżnobiałą suknię. W asyście duchów wiatru dotknęła ziemi.
— Żmija, która raz pomogła, nadal pozostanie żmiją.
— Szczęśliwi, nieznający całej prawdy. — Podeszła do tej dwójki i delikatnie odtrąciła grot włóczni. Potarła dłonią o policzek nieprzytomnego. — Wreszcie mogę cię dotknąć, mój miły. Mam nadzieję, że wybaczysz to, co musiało zostać uczynione. Wierze, że ta miłość została tylko uśpiona i ponownie połączy dwie dusze. Opiekuj się nim, aby w przyszłości przyszedł czas i miejsce na odpowiednie nasze spotkanie. — Zwróciła się do dziewczyny.
— Nie musisz mi tego mówić. Jest moim panem i mistrzem. — Nadal wpatrywała się wściekle w Boginię.
— Cieszę się, że nadal stoją przy nim tacy wierni słudzy, jak ty i Hipokrates. — Na jej twarzy wykwitł cudny uśmiech, po czym zniknęła w świście wiatru, pozostawiając po sobie spokojny zefirek.
— Suka. — Skwitowała krótko. — Mistrzu wszystko w porządku? — spytała, spoglądając na niego.
— Znowu przemęczyłem ciało i doprowadzić do utraty przytomności. Eh, zawsze wpadam w gniew, jeśli wplątany jest ten pusty idiota Helios i nie zastanawiam się nad późniejszymi skutkami. Muszę wreszcie zacząć się kontrolować. — Dźwignął się na nogi, rozprostowując kończyny.
— Wracamy do błazna burmistrza? — Jedyna dobra rzecz z wizyty tej bździągwy. Mistrz nie gniewa się często, ale władca słońca działa na niego, jak płachta na byka.
— Tak, a potem zamierzam odwiedzić Gi, tylko ona potrafiłaby udoskonalić narkotyk. Już ja sobie z nią pogadam...

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Mur (zakończone I)

Mur-Część III-Rozdział 3

Droga Wojownika-Rozdział 2

Mur-Część III-Rozdział 17

Mroczny Cień

Małe ogłoszenie do ludzi pióra.

Mur Zdrajca Ludzkości – Rozdział 19

Major – Rozdział 2

Mur-Część III-Rozdział 4