Zmierzch Ostrza-Rozdział 18

     Droga powiodła ich przez gęsty las i parę wsi. Pierwszy raz bracia Wright pokonali tę trasę pieszo, zawsze był wóz, czy też wehikuł, w końcu szlachcice nie mogli podróżować, jak plebs. Życie potrafi zmieniać utarte ścieżki i zupełnie w inną stronę zaskakiwać. Można, by rzec wiele o krajobrazach widzianych przez tę parę podróżnych, o pustych już polach, przygotowanych do nadchodzącej jesieni i mroźnej zimy, o wspaniałych lasach, kwitnących życiem, lecz wszystko to już opowiedzieli poeci oraz zwykłe gaduły, głupotą byłoby powtarzanie wciąż tych samych słów, nic ciekawego też się nie stało po drodze, jeśli nie liczyć ciągłego narzekania Edmunda na temat stanu jego stóp. Wojak podsumowałby dwoma wyrazami: nudna przeprawa.
      Weszli do miasta, gdy słońce powoli ustępowało księżycowi, a uczciwi obywatele kładli się powoli do łóżek, a ich miejsce zajmowali ci o niecnych zamiarach, czy też spragnieni miłości kochankowie, chcąc ukryć płomienne uczucia przed światem, albo przed mężem bądź żoną. Rodzeństwo szybko znaleźli miejsce do spania, mieli ogromne szczęście, przybywając akurat dziś.
— Mości Paniczowie, wystarczyłby jeden dzień zwłoki, byście nie zaznali ciepła izby i miękkiego łóżka. Już od rana zaczną napływać kupcy na coroczny wielki targ. — Gospodarz przy świetle dziwnego przedmiotu, otworzył im drzwi. — Tak to jakiś pechowy nieborak będzie musiał nocować pod gołym niebem.
— Panie, co wy w ręce trzymacie, zastanawia mnie to od chwili, przekroczenia progu gospody. — Edmund wskazał na rzecz w kształcie lampy oliwnej, gdzie role knota pełnił mały kolorowy kamyk.
— No tak jesteście przyjezdni, to nie wiecie. Jedna z handlarek o ognistych włosach zaczęła je sprzedawać. Sam nie wiem, jak to działa. Po prostu nalewam, jak zwykle oliwy i podpalam. Kamyk, jakimś cudem świeci, pochłaniając płyn. To ustrojstwo daje więcej światła i nie gaśnie tak szybko. Dodatkowo ogień nie zajmie niczego, gdy przypadkowo wypuszczę przedmiot z ręki. Całkowicie bezpieczne. Ja tu pitolę i pitolę, a Paniczowie pewnie zmęczeni. Prosiłbym, byście nie zgubili klucza, inaczej będę musiał naliczyć opłatę za nowy zamek. Dobrej nocy. — Zamknął za sobą drzwi.
Thomas rozejrzał się po pokoju, typowe pomieszczenie jednej z karczm. Dwa łóżka i dwie duże szafy, nic więcej. No cóż, nie przyjechali tu na wakacje, czy też odpoczynek.
— Widziałeś bracie? — Młody podszedł do zawieszonej na ścianie jednej z lamp. — Tu też jest to coś. Pewnie tym pokrętłem regulujesz poziom światła... — Przekręcił je, oślepiając natężonym blaskiem swojego kompana.
— Zgaś to, bo nie ręczę za siebie — warknął, zasłaniając oczy.
— Dobra, dobra. Tylko sprawdzałem. — Z powrotem ustawił najmniejszą wartość.
— Jak zwykle muszą świerzbić cię ręce. Jak to mawiał mój kapitan, nie masz co z rękoma zrobić, to pogrzeb sobie nimi w dupie.
— Śmiem twierdzić, że nie posiadał ogłady i intelektu. — Spojrzał z rozczarowaniem na brata. — Takie słowa w ustach szlachcica?
— Teraz brzmisz niczym matka.
— Ktoś musi. Co zamierzasz robić jutro? Wpadniesz do tej pięknej Elizabeth?
— A gdzie tam — odparł szybko. Wolałby uniknąć pytania, jak sprawuje się nowy miecz, którego niedawno zniszczył. — Zresztą nawet nie wiem, gdzie był ten sklep.
— Typowy żołdak, tylko walka i oręż w głowie. Dla twojej wiadomości ja wiem — odpowiedział z dumą.
— Nie ważne, nie mamy czasu na głupstwa. Mamy sprawę pamiętasz? — Położył się na łóżku, przymykając oczy.
— Jak mógłbym zapomnieć? Na myśl o spotkaniu z wampirem, drżę z podniecenia. Piękne panie o wdziękach godnych królowej, dostojni panowie z nieskazitelnymi manierami i kulturą wielkich szlachciców. — Znów „odrywał się” od ziemi.
— Te marzyciel, weź trochę złóż skrzydła, bo słońce cię przypiecze. Chwila nie uwagi i leżysz z przegryzionym gardłem. Życie to nie bajka, czy książki, pisze przeważnie mroczne scenariusze. — Musiał przywrócić nieboraka z przestrzeni fikcji do świata realnego.
— Czy na pewno, bracie? — spytał, siadając na drugim łóżku. — Popatrz na naszą codzienność, na rutynę innych. Zauważasz jakiś chaos bądź strach? Ludzie boją się wojny, gwałtów, czy morderstw, albo tym, czy wykarmia dzieci. Nie widać, by ktokolwiek na widok psa, chwytał za broń, widząc w nim bestie. Co to oznacza?
— Że lepiej mieć wszystko w czterech literach, życie jest za krótkie, aby się bać. — Najchętniej zakończyłby tę rozmowę i zasnął, jednak Edmund myślał wręcz przeciwnie.
— Bracie, proste rozumowanie jest dobre, ale nie w każdym przypadku. — Ręką wskazał na pełne gwiazd niebo, ukryte za oknem. — Popatrz na nieboskłon. Jeszcze parę lat temu każdy z nas bał się podróżować po świecie z obawy o wypadnięcie za granice mapy, a jeszcze inni ze strachem kierowali oczy w górę, patrząc, czy aby niebo nie spadnie im na głowy. A uczeni Kopernik i Galileusz twierdzili, że mieszkamy na jednej wielkiej kuli, a błyszczący gwiazdami, nocny sufit to coś o wiele większego, niż mogło się wydawać, a Magellan udowodnił to, opływając ziemie wzdłuż.
— A jednak kościelni wrzucili ich obu do lochu i spalili wszystkie ich księgi, a tego drugiego zabili tubylcy. Wspaniała chwała nie ma co.
— Pochopne i zbyt pospieszne działanie, jak to w zwyczaju robią ludzie. Zresztą sam wiesz, że nasz gatunek uwielbia podporządkować sobie wszystko pod własne dyktando, nie mogąc pojąć granice rozumu i intelektu. Są rzeczy wymykające się logice i określonemu porządkowi. Co do tubylców... Widocznie Pan powołał go do siebie Wróćmy jednak do potworów...
— Naprawdę? Chcesz to kontynuować? Sam narzekałeś, jak to cię bolą nogi i ledwo żyjesz... — Powieki opadały ociężale na oczy, Edmund był jednak nieubłagany.
— Mówisz, że każdy potwór to niebezpieczeństwo, które należy zlikwidować.
— Powiedziałem tylko, byś uważał na bajkowe myślenie. Inaczej będę musiał zbierać twe resztki z podłogi.
— Co nie zmienia faktu, że w spotkaniach z nimi twa ręka będzie skierowana w stronę rękojeści miecza, a nie na zgodę.
— A co mam podejść do niego i powiedzieć: Hej, porozmawiajmy o Bogu. Niczym krypto-sekta dziwnych mędrców, traktujący wszystko dosłownie? — Wściekły wstał i podszedł do okna, otwierając je na oścież. Chłodne nocne powietrze ostudziło emocje.
— Może nie o Bogu, w końcu wiara to indywidualna sprawa, ale nawiązanie dialogu byłoby w porządku — odpowiedział spokojnie.
— Bredzisz, młody, bredzisz. Żaden napastnik nie poinformuje cię o ataku, tylko po prostu, gdy będziesz na tyle blisko, wbije ci nóż prosto w brzuch.
— O ile tym napastnikiem ten ktoś jest. — Na nic się zdają logiczne argumenty przeciwko takiemu idealiście.
— Gadać z tobą, to tak jakby taranować bramę zwykłą buławą. Bez sensu. — Zamknął okno i lekko zziębnięty wrócił do posłania.
— Nie masz argumentów, łatwe zwycięstwo.
— Idź już spać, jutro musimy rozejrzeć się i popytać o tego krwiopijcę.
— Nie zasnę z tych emocji.
— A jak cię zdzielę w łeb? — rzucił ostrzejszym tonem.
— Nie było tematu. — Przekręcił pokrętło, po czym pomieszczenie zalał mrok.
— I to rozumiem. — Powieki z ulgą opadły na zmęczone oczy, a niepokojony przez żadne dźwięki organizm zapadł w głęboki sen.
      Tymczasem parę ulic dalej nieznany mężczyzna uciekał w panice, ciągle oglądając się za siebie. W końcu nie patrząc przed siebie, potknął się o skrzynie, z głośnym hukiem wpadając na podgniłą beczkę. Nie zwrócił uwagę na smród, czy na ubłocone ubranie, szybko podniósł się i biegł dalej. Gdzieś w oddali zawył pies, a księżyc rzucał nikłym blaskiem, oświetlając dramatyczną scenę i jej aktorów.
     Uciekinier wreszcie dopada swojego domu, otwiera furtkę i z ulgą wkracza na swój teren. Myśli, że jest po wszystkim, że już go nie dopadnie, otarł spocone czoło, spojrzał na zniszczone najlepsze ubranie. Następnym razem wypiję o jeden kufel mniej i wróci szybciej do domu. Powoli podchodzi do drzwi i wyciąga rękę w stronę klamki. Kątem oka dostrzega coś, od czego zaczyna ponownie obficie się pocić. W kącie ogrodu, gdzie żadne światło nie dochodziło, błyszczały dwa ślepia, a warczenie dobitnie podkreślało, że nie ma do czynienia z człowiekiem. 
     Sekundę później zalśniły zęby oraz zaczerwieniło pasmo czerwonych włosów, a krzyk mężczyzny rozbrzmiał po całej okolicy. Szkarłat cudownie mienił się w księżycowym świetle, a noc pochłonęła wszelkie dźwięki, pozostawiając świtowi oznajmienie ponurej nowiny.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Mur (zakończone I)

Mur-Część III-Rozdział 3

Droga Wojownika-Rozdział 2

Mur-Część III-Rozdział 17

Mroczny Cień

Małe ogłoszenie do ludzi pióra.

Mur Zdrajca Ludzkości – Rozdział 19

Major – Rozdział 2

Mur-Część III-Rozdział 4