Utracony Los – Część II

     Ocknąłem się godzinę później, musieli nafaszerować mnie jakimiś narkotykami. Wszystko było rozmazane i rozmyte, nawet ustać nie mogłem na nogach. Tysiące twarzy dookoła, wykrzywione w nienawiści oraz w pogardzie, wrzeszczące nieznane słowa. W dłoniach prymitywne bronie, od deski z gwoździami po miecz ze złomu, nosili skórzane ubrania, nie zastanawiam się z czego, wolałem tego nie wiedzieć. Opowieści o dzikusach zawierają makabryczne szczegóły, włącznie z tymi kanibalistycznymi.
     Ciągną moje ciało po nierównej podłodze, nie przystając nawet na chwile. Drewniane ogrodzenie zmienia się na te z siatki, do zgiełku tłumu dołącza również ujadanie psów, dosłownie centymetry dzielą mnie od kłów spowitych gęstą śliną. Nie zostanę jednak przez nie pożarty. Czuje, że dla rządowych pupilków zgotowali inny, znacznie bardziej okrutny los. Ich nie obchodzi, że stanowimy tylko przymusowe wojsko, z wyborem strzelaj albo giń. Nie ma dla nas nadziei po żadnej ze stron.
     Konwojenci wreszcie wrzucają więźnia do pomieszczenia z ubabraną podłogą od klejącej substancji. I znów wolę nie wiedzieć, na czym klęczę. Mętnym wzrokiem rozglądam się wokół, w ciemnościach rozświetlonych marną żarówkę trudno coś zauważyć. Przynajmniej działanie narkotyków zaczyna zanikać, ciało nadal zaklęte, lecz mogę swobodnie myśleć. Skupiam się na jedynym dobrze widocznym skrawku pokoju i od razu tego pożałowałem.
     Źródło światła było umieszczone w ustach odciętej głowy, niemal widziałem kapiącą krew tego, co jeszcze kilka godzin temu był naszym kierowcą. Dzicy mieli sprawnych rzeźników, wszak lata praktyki przysposobiły doświadczenia. Kieruje oczy niżej ku związanemu pod sufitem człowiekowi. Nasz kochany oficer „Wredna Morda” we własnej osobie. Pomimo kiepskiej sytuacji poczułem respekt do tych ludzi, dostać się do opancerzonego i uzbrojonego pojazdu wojskowego, po czym wydostać z niego tę dwójkę. Musieli stracić przy tym masę ludzi. Dowódca wisi z rękoma przywiązanymi do metalowego haka, przypomina świnie w rzeźni. Całkowicie nagi z wieloma ranami, brudne narzędzia tortur obok niego nasuwają wyobraźni różnorakie sceny, przyprawiające o mdłości i strach.
— Nasz prosiaczek wreszcie się poddał? — Za mną wyszedł kat w grubym kowalskim fartuchu i masce spawalniczej. Jego wygląd przyprawiał o dreszcze. — Pan Black akurat nie ma partnerki. Idealnie nadasz się do tej roli. — Wskazał na mrok, z którego dochodziło potężne warczenie. Jak mniemałem, ten cały „Pan” nie był człowiekiem.
— Wal się — szepnęła ofiara, opluwając krwią swego oprawcę.
— Zła odpowiedź. — Głos miał zaskakująco delikatny i przyjemny dla ucha. Podniósł maczetę, leżącą nieopodal i odciął jednym sprawnym ruchem nos. Nie usłyszałem krzyku, żołnierz zrobił się czerwony, lecz zaciśnięte usta milczały. Kat podniósł „zgubioną” rzecz i odchyliwszy odrobinę maskę, zjadł z głośnym mlaskaniem. — Masz bogaty smak, oficerze. — Roześmiał się głośno.
Nienawistne oczy ofiary wbijały się w zakrytą twarz napastnika.
— Masz złe podejście, oficerku. Nie tak ma wyglądać relacja wiezień -kat. Chyba trzeba cię przypiec odrobinę, byś to zrozumiał. — Skinął na kogoś.
Po chwili zabrzmiał dźwięk prądu, Mijały sekundy, lecz prócz zmiany koloru twarzy, ofiara nie dawała oprawcom satysfakcji. Dopiero po kilkukrotnej zmianie natężenia mocy, jego krzyki zostały rozniesione przez echo.
— No tak jeszcze ty... — Spojrzał w moją stronę, zalałem się potem, a strach ścisnął serce ze zdwojoną siłą. — Wyłącz to — rzucił do pomocnika. — Nie słyszę własnych słów. — Prąd zamilknął, wojskowy kilka sekund później, ledwie trzymając się na nogach, inaczej całe cierpienie przeszłoby na ręce. — Co do ciebie... Dla piesków rządowych mamy inną zabawę, szanujemy zwierzęta, więc damy wam możliwość przeżycia. Nie to, co dla Panów. Wynieście go, ja mam jeszcze masę pracy z moim prosiaczkiem.
     Poczułem, jak ktoś ponownie łapie mnie i ciągnie po zakrwawionej podłodze w stronę drugiego wyjścia. Nie wiedziałem, czy cieszyć się, czy być bardziej przerażonym. Chociaż nie wiem, czy serce wytrzymałoby taką ilość strachu. Mijamy korytarz z długim lampami i ścianami, z których już dawno zeszła farba. Im bliżej byliśmy tego czegoś, tym hałas w oddali rósł w siłę. Moje ciało również wracało do sprawności, choć jeszcze potrwa, nim dobiję do stu procent.
     Zatrzymaliśmy się, odgłosy niemalże zalewają uszy i rozbijają drzwi. Moja wyobraźnia pracuję na pełnych obrotach, wiedząc już, w jakiej roli ja wystąpię, ale szczegóły nadal pozostają nieznane. Pojedynczym kopnięciem otwierają wrota, słup światła na chwile oślepia oczy.
— Panie i Panowie! — rozbrzmiał lekko zdarty głos. — To, za czym tęskniliście, wreszcie nadeszło!
Tłum wrzasnął, w międzyczasie rozejrzałem się dookoła. Około dwudziestu mężczyzn i kobiet, spoglądających przestraszonym wzrokiem, mieli na sobie różne ubrania. Od wspaniałego garnituru do prymitywnego skórzanego odzienia. „Co ja robię z tą całą zgrają?”, pomyślałem, wpatrując się w kraty przed nami.
— Wreszcie zdobyliśmy wystarczającą ilość zawodników do tego wspaniałego widowiska! — Zamilknął na sekundę. — Jak widzicie, wszystko zostało przygotowane, boisko, pułapki oraz dwie drużyny zamknięte po przeciwnych stronach areny. Mają dziewięćdziesiąt minut na zdobycie przewagi nad przeciwnikiem, po czterdziestu pięciu minutach przerwa oraz uzupełnienia. Jedna piłka-niespodzianka i dwie bramki. Istnieje tylko jedna zasada.... Nie można używać rąk w kontakcie z tym kulistym przedmiotem. Nie przedłużajmy więc! — Jego głos z ledwością przenikał przez dźwięki tłumu. — Wypuścić zawodników!
     Krata przed nami z metalicznym dźwiękiem powoli podnosiła się, ukazując rozległy plac. Z niepokojem opuściłem schronienie. Byłem oszołomiony, stałem na boisku do piłki nożnej, sportu tak uwielbianego przez średnie i bogate strefy, a na trybunach rozstawionych w okrąg siedziała publiczność. Wiedziałem jednak, że normalna rozgrywka nie zaspokoi takiej widowni. Z trudem przełknąłem ślinę, nie wiedząc, co dla nas przyszykowali. Fantazja w okrucieństwie była niemal zaprogramowana w ludzkim DNA.
— Zawodnicy na miejsca! Rozzzpoczynamy mecz!— Wraz z tą wypowiedzią ruszył pięciosekundowy zegar. Jak bezmózga banda polegająca tylko na instynkcie, ustawiliśmy się na pozycjach. Nikt się nie kłócił, nikt niczego nie próbował, oczekiwaliśmy podobnie, jak ci po przeciwnej stronie linii najgorszego. Zabrzmiał głośno sygnał, a ze środka boiska wystrzeliła piłka. Wyglądała normalnie, może to rzeczywiście tylko sport?
Przejęli ją rywale, nim nasi zareagowali. Wysoki czarnoskóry z gracją prowadził „towarzyszkę”, póki nie został otoczony. Używając potężnego kopnięcia, posłał podanie do następnego gracza. Piłka zaczęła się obracać coraz szybciej, aż przeleciała za cel, pozbawiając go nóg. Fontanna krwi i odrąbane kończyny wzbudziły ekstazę wśród oglądającego tłumu.
— Zapomniałem wspomnieć, że dzisiejszego okrągłego „kata” za sponsorowała korporacja Black Death, będąca specjalistką od nowoczesnej broni. Kto wie, co wpakowali w to maleństwo. — Dopiero teraz zauważyłem komentatora na wielkich ekranach, mały żółtek, jakby ich nazwał Stary, mający na pieńku z Azjatami. Cudaczne, niebieskie włosy i długi, skórzany czarny płaszcz. — Myślę, że pora posprzątać boisko, ujawniając przy tym kolejnego darczyńcę naszego kochanego show.
Pod rannym otworzyła się klapa, posyłając nieszczęśnika w ciemną otchłań. Kilka sekund później zabrzmiały jego agonalne krzyki, połączone z powarkiwaniami i innymi dziwnymi odgłosami.
— Łowcy przesłali trzy drapieżne oraz zmutowane tygrysy szablozębne, warte kilkaset milionów. Chcesz zarobić, dołącz do nas, taką reklamę załączyli do prezentu.
„Ty pojebany świrze”, rzuciłem w myślach, stojąc przerażony wraz z innymi. Żaden nie miał ochoty na dalszą grę, w której umieramy dla publiki.
— Wygląda na to, że natrafiliśmy na mały patos. — Spojrzał na nas zza swych kolorowych szkieł. — Znak, że czas pominąć wstęp. — Pociągnął za wajchę, a kilku z naszej oraz drugiej drużyny zaczęło się smażyć od prądu, ich ciała pozostały na miejscu, a smród spalenizny doprowadzał niemal do wymiotów — Za trzy minuty waszej bezczynności, liczona jest każda sekunda, pole gry zostaje zmniejszone, a owa przestrzeń staje się zabójcza.
— Chcesz nas wszystkich porazić? — spytała niska kobieta o rudych włosach.
— Porazić? Nie. Każda ze stref ma swój żywioł.
— Od kiedy energia elektryczna jest żywiołem?
— Od kiedy dostałem za to pieniądze. Pyskaci zawodnicy nie będą tolerowani. — Zabrzmiała kolejna dźwignia. Tym razem z bocznej linii areny wysunęła się szeroka maszyna o wąskiej szczelinie. Po cichu zajęła miejsce i niemal bezgłośnie wystrzeliła średniej wielkości dyskiem. Kobiecie odrąbał głowę, zanosząc ją aż na miejsce publiczności, która niczym złapaną piłkę w meczu bejsbolowym zatrzymała dla siebie.
Nie czekałem na dalszy rozwój sytuacji, podbiegłem do piłki. Pozostało ponad siedemdziesiąt minut, miałem nadzieje to przetrwać.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Mur (zakończone I)

Mur-Część III-Rozdział 3

Droga Wojownika-Rozdział 2

Mur-Część III-Rozdział 17

Mroczny Cień

Małe ogłoszenie do ludzi pióra.

Mur Zdrajca Ludzkości – Rozdział 19

Major – Rozdział 2

Mur-Część III-Rozdział 4