Mur Zdrajca Ludzkości – Rozdział 24

     Dźwięk ogniska przerywał co jakiś czas ciężką atmosferę ciszy. Nikt ze zgromadzonych w obszernym pomieszczeniu nie śmiał zabierać głosu, czy też nawet nie chciał. Sytuacja była trudna, wioskę od strony lądu otaczała jedna z większych watah, uzbrojona po zęby, gotowa wziąć to, co chciała. Obrońcy nie mieli ani Shadowa, doświadczonego wodza, ani Kiry, bardzo utalentowanej i morderczej wojowniczki o specjalnych talentach. Sojuszników także nie posiadali, oprócz lwiej wioski oraz wilczej. Jednakże jedna była w odległej dolinie, a druga mimo bliższej odległości stanowiła ledwo przekąskę dla agresorów.
     Tak więc w prawie niezmąconej ciszy trwała narada, Freja nie czuła się dobrze. Od dwóch dni nie spała, lepiła się od brudu i potu, ciężar zmęczenia niemal wciskał głowę w dół. Przeczytała tak wiele ksiąg, spędziła godziny nad opasłymi tomiskami, lecz nie potrafiła rozwiązać całej tej sytuacji. Wiedziała jednak jedno, musiała przejąć inicjatywę na spotkaniu.
— Profesorze, czy ukończyłeś ten poboczny projekt, który kosztował nas bardzo dużo materiałów? Jest możliwość wykorzystania go do obrony? — spytała siedzącego nieopodal.
— Nie wiem, skąd panienk... — zaczął, drapiąc się po brodzie.
— Bez zbędnego ględzenia — Ucięła niemal natychmiast jego dłuższy wywód. Ukrycie czegokolwiek w wiosce mijało się z celem. Plotki oraz ciekawscy rozniosą w mig wszelkie tajemnice, a hałas dochodzący z jego pracowni ranił uszy o wiele bardziej, niż zwykle. — Czy te wielkie rury zdają się do czegoś?
— Najnowszy prototyp, ładowany scalonym pociskiem niestety nie... Jednakże są jeszcze wcześniejsze egzemplarze. Około ośmiu, może trochę więcej sztuk.
— Ale? — Znała już jakiś czas uczonego i wiedziała, że zaakcentowanie ostatniego słowa wskazywało na jakiś problem.
— Musisz przyczepić worek z prochem do wewnętrznej strony specjalnych drzwiczek i po wrzuceniu kuli z przodu lufy, używasz odrobiny magii, by wystrzelić pocisk. To dość niebezpieczne, szczególnie jeśli ilość many przekroczy skalę... Obsługa dla niewprawnego kanoniera to jak stąpanie po kruchym lodzie. O wypadek nie trudno. — Westchnął ciężko. — Aktualnie mam czterech uczniów. Są na podstawowym poziomie wykształcenia, to znaczy, że jedna załoga już jest.
— Potrzeba aż tylu? — spytała, nie wierząc jego słowom.
— Jeden celuje, drugi pomaga, przesuwając ją w odpowiednią stronę, a dwóch ładuje. Worek z prochem jest dość ciężki, nie wspominając już o kuli. Dla jednej osoby przygotowanie tej broni do wystrzału zabrałoby zbyt wiele czasu. Ostatecznie ograniczyłbym załogę do trójki, nie mniej.
— Weź więc odpowiednich ludzi i przygotuj wszystko. Czas jest dla nas kolejnym wrogiem, nie trać go, profesorze na gadaninę, tylko zrób, co trzeba. — Poczekała, aż wyjdzie i kontynuowała. — Każdy z nas wie, że nie pozostało nic innego, jak czekać na wodza. Silva przekazał mi wiadomość od duchów. Jeśli wytrwamy odpowiednio długo, wygramy. — Skierowała wzrok na szamana. Miała nadzieję, że zrozumiał jej plan.
— Wiadomość? — odparł lekko zdziwiony. — A... Tak wiadomość.
Freja odetchnęła z ulgą. Byle teraz tego nie zepsuł.
— Duchy zesłały mi wizję, w której to nasz wódz, powraca z olbrzymami, siejąc śmierć i zniszczenie wśród naszych wrogów. Jest to dzień próby... Czy nasza ufność w wielkiego Manitu przetrwa? Czy może jesteśmy fałszywymi bestioludźmi, którzy porzucą naszą wiarę w obliczu zagrożenia? Powiadam wam, jeśli przetrwamy, będziemy jeszcze silniejsi i potężniejsi! Nikt się nie oprze Konfederacji! — Szaman był w swoim żywiole. Ogień zapłonął w oczach zgromadzonych.
— Czas na walkę, przyjaciele. Nie damy ani kobiet, ani niczego tej przebrzydłej watasze. Jutro ziemia za murem wioski pokryją się krwią hien. — Freja stanęła na środku i głośno stuknęła włócznią. — Niech kraina łowów czeka na naszych towarzyszy, a piekielne duchy pożrą duszę wrogów. Niech kobiety bronią dzieci, a mężczyźni nie dopuszczą nieprzyjaciela do wioski. Manitu z nami!
— Manitu z nami! — Chata zabrzmiała morzem głosów. Wszyscy pełni zapału opuścili pomieszczenie, zabierając się do swoich zajęć.
— Całe szczęście, że tego nie zepsułeś — rzuciła do ostatniej osoby, po czym wyczerpana legła na ławie. Cały świat wirował przed jej oczyma.
— Twoje kłamstwo tak naprawdę było prawdą. Stąd moje początkowe zdziwienie — odpowiedział, chroniąc ją przed upadkiem. — Duchy rzeczywiście zesłały mi wizję, ale zamierzałem użyć tej wiadomości, dopiero jak sytuacja zacznie się robić naprawdę zła. Jak widać plany, nie zawsze idą w parze z rzeczywistością. Wróćmy jednak do ciebie, Frejo.
— Co znowu ze mną niby nie tak? — spytała zmęczonym głosem, jednocześnie spoglądając wyczerpanymi oczyma.
— Musisz odpocząć, twoje ciało źle znosi "przypadłość". Nie powinnaś być aż tak wyczerpana.... — Delikatnie ułożył ją na ławie.
— Przecież nie spałam przez dwa dni. Czy oczekujesz, że będę skakała jak głupia łania?
— Mimo to słaniasz się na nogach, szkolenie wiedźm uczy was przetrwania kilka dni bez snu, modyfikując lekko wasze ciała.
Freja w milczeniu obserwowała szamana. Skąd wiedział o tajemnych rytuałach?
— Szamani słuchają głosu duchów. A one dużo mówią, czasami zbyt dużo. — Wyjął fajkę i po nabiciu jej, zapalił. — Gdybyśmy przekazywali wszystko, co wiemy, wioska znienawidziłaby nas. Wróćmy jednak do tematu i jednocześnie do sedna. Mówiąc o "przypadłości" źle sformowałem słowa. W twoim ciele musi istnieć coś jeszcze, coś, co obciąża dostatecznie organizm, korzystając ze sytuacji.
— Nie mam żadnego demona, to od razu ci mówię.
— Nie o niego chodzi, ani też o duszę. — Kłąb dymu dołączył do tego, wzbijanego przez duże ognisko na środku. — Dość dużo nauczyłem się od tego ludzkiego uczonego, wiele drzwi otwarła jego wiedza. Odpowiedź kryje się w krwi.
— Krwi? Nie wiem, ile ziół wypaliłeś, ale ona nic nie zawiera. Spaliło ci mózg. — Ziewnęła głośno. — Jednak jak chcesz, to bierz... Byle szybko, muszę sprawdzić stan obrony, warty, uzbrojenie.
— Tak myślałem, że mnie nie posłuchasz... Jednakże nie mogę pozwolić, by wódz stracił dziecko. Na wiosce też to by się odbiło. — Z torby wygrzebał nieznane liście i wepchnął je do ust.
— Co zamierzasz? — spytała, szykując się do obrony.
— Użyć środków ostatecznych, mam zezwolenie Almy i kilku ważniejszych osób z wioski. — Cisnął kolejną, tym razem błękitną roślinę w ogień.
Freja szybkim ruchem, sięgnęła po włócznie, lecz był to daremny wysiłek. Wszystkie jej kończyny ugięły się, a ona sama legła ciężko na ziemi.
— Coś... ty... zrobił? — Z trudem pozostawała przytomna.
— Lekko cię okłamałem, już wcześniej zdobyłem twoją próbkę. Teraz tylko oczyszczam cię z pewnych niebezpiecznych rzeczy, niestety wymaga to kilku godzin i dawki porządnego snu. — Podniósł ją i ułożył na posłaniu, którego wcześniej nie zauważyła. — Zaraz przyjdzie tutaj Alma i dwie zaufane kobiety, będą czuwać nad tobą, by żaden młodzik, czy weteran, nie uległ głupiej pokusie. Samą rozmową i narzekaniami nic byśmy nie wskórali. To jedyny sposób. Później połamiesz mi kości.
— Zabiję cię... — Tylko tyle zdążyła powiedzieć, nim przymuszony sen zabrał ją do siebie.

Komentarze

  1. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, Silva jaki podstępny ale tak chroni Freye aby nic dziecku się nie stało...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Mur (zakończone I)

Mur-Część III-Rozdział 3

Droga Wojownika-Rozdział 2

Mur-Część III-Rozdział 17

Mroczny Cień

Małe ogłoszenie do ludzi pióra.

Mur Zdrajca Ludzkości – Rozdział 19

Major – Rozdział 2

Mur-Część III-Rozdział 4