Zwiastun II Tomu Muru (Zdrajca Ludzkości)

Mur na granicy dwóch światów. Przyszłość.
     Przemierzałem ogromny mur w poprzek, a stukot mych kroków nikł w bitewnym zgiełku. Dookoła panował smród spalonego prochu oraz metaliczny posmak krwi, wszystko to mieszało się z wrzaskami walczących i umierających istot. Uderzeniem miecza zabiłem nadbiegającego rycerza Inkwizycji, barwiąc kamienie szkarłatem. Szukałem sprawcy tego wszystkiego, ale bez skutku.
     Pokonałem schody prowadzące na jedną z wież. Niezmiernie ryzykowałem ostrzałem z naszych armat, czy katapult sojuszników, jednak on musiał tu być. Mimowolnie spojrzałem na obydwie strony muru. Nasi wspinający się po wysokiej przeszkodzie, używając magicznych drabin, a naprzeciwko, niczym w zwartej ścianie stali ludzie, próbujący ich odeprzeć. Cała masa istot stawiające swe życia na szali w imię wyznawanych ideałów.
     Rzuciłem okiem na artylerię, zasypującą wrogów gradem pocisków. Mieli niezwykłe trudne zadanie ostrzeliwać nieprzyjacielskie posiłki, tłumnie zmierzające do nas. W jaki sposób on zgromadził takie zasoby? Czyżby ostatecznie przekonał Radę? A może się jej pozbył? Pozostawiłem sprawę nadzoru dział wspaniałej blondynce w ubraniu męskiego szlachcica z rapierem przy pasie. Tak jak nie cierpiałem czerwonej barwy, tak tu sprowadzała spokój.
      Szukałem dalej, kierując kroki na zniszczoną przez wielgachne trolle bramę. Sam nadal nie wiem, jak to pacyfistyczne plemię, zupełnie inne od stereotypów współpracuje z nami. Nieważne, dzięki ci Bogini! Jednostki niedźwiedzi, lwów i ciężkozbrojnych nosorożców powoli przebijały się przez zastępy wrogów z bronią drzewcową. Falanga była dla nich dobrym wyborem, ale na nic to przeciwko moim żołnierzom. Wśród sojuszników przewijała się ognistowłosa postać, strzelającą z łuku do dowódców, stojąc na plecach trolla Olafa. Idealnie współgrała z jednostkami uderzeniowymi, a skórzane lekkie ubranie pozwalało na szybki manewr pomocy, tam, gdzie było najgoręcej. Wzmocniony magiczny miecz w jej potężnej ręce powodował niezwykłe spustoszenie. O nią również się nie martwiłem.
     Niemalże tuż obok wieży zabrzmiała salwa z broni palnej, zamieniona na pojedyncze częste wystrzały. To jednostka srebrnowłosej siała popłoch wśród wroga, używając do tego oręża Profesora. Karabiny, a raczej automaty, jak to nazywał je ich stwórca, raziły wroga celnie na dużej odległości. Wymagały jednak ogromnej cierpliwości i niezachwianego ducha, kto zdrowy na umyśle ciągle stały na tej samej pozycji? Dodatkowo mieli przy sobie tylko bagnety, które nijak miały się do dwuręcznych toporów, czy też włóczni. Później nie będzie tak kolorowo... Muru bronią zróżnicowane jednostki, używające wszelakich broni. Inaczej było na równinach, gdzie głównym uzbrojeniem jest karabin. Pomyślimy później. Usłyszałem okrzyki bólu i dźwięk krojonego mięsa. To srebrnowłosa miażdżyła swym ulubionym, długim narzędziem zniszczenia, z dwoma grotami po obu stronach. Tutaj również wszystko szło, tak jak trzeba.
     Nagle wytrenowane zmysły poinformowały mnie o zagrożeniu. W porę rzuciłem się na bok, prawie spadając z wieży, podczas gdy w miejscu, gdzie przed chwilą stałem powstała dziura, jeszcze skwiercząca kwasem.
— Dante!!! — krzyknąłem, ściskając w dłoniach miecz, wpatrując się w jeźdźca na podobnym do smoka stworze. Wiwerny, bezmózgie krewniaczki szlachetnej rasy, jeśli oswoisz je i zapewnisz jedzenie, będą na każdego rozkazy. Widać nawet Inferno potrafił wykorzystać nieludzi.
— Witaj Shadow, stary przyjacielu. Jak ci się podoba ta symfonia dźwięków, ten koncert dusz, do którego doprowadziłem, skazując cię jednocześnie na miano zdrajcy ludzkości? Czyż nie ma lepszej muzyki, od tego?! — Rozłożył ręce, wskazując na bitwę, płonący kawałek teren, zapełniony walczącymi, umierającymi i rannymi, otoczonymi gruzami i nietkniętymi kawałkami muru. — A to dopiero początek...
— Jesteś szalony, Inferno. Od zawsze to wiedziałem.
Jego postać odziana w szkarłatny płaszcz wielkiego Inkwizytora działała mi na nerwy. Ile ludzi i bestioludzi zabiłem przez niego, do ilu intryg doprowadził... Ale dziś się to kończy. Skoncentrowałem energię w nogach, gotowy zabić go jednym, celnym uderzeniem. Pistolet na nic by się zdał, pewnie miał ochronę przeciwko pociskom.
— Nie tak szybko, kolego. Znam cię na wylot, Shadow. — Pokręcił palcem. Jego „rumak” głośno syczał, spoglądając na mnie zgniłymi ślepiami. — Jesteś bardziej niebezpieczny od ukrytej żmii, lecz i ty dziś polegniesz. — Otworzył dłoń, ukazując czarny, niczym smoła kamień. — Żegnaj więc, stary przyjacielu, stań się pożywką dla wrót!
Ohydny kawałek skały rozpadł się, a okolice zaczął pochłaniać cień. Nikli żołnierze Inkwizycji, jednostki muru, walczący bestioludzie oraz moje kochane żony. Z nienawiścią spoglądałem, jak ludzki potwór oddala się poza zasięg nowej broni. I ja poczułem, że staje się nicością... Pora na mnie Bogini.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Mur (zakończone I)

Mur-Część III-Rozdział 3

Droga Wojownika-Rozdział 2

Mur-Część III-Rozdział 17

Mroczny Cień

Małe ogłoszenie do ludzi pióra.

Mur Zdrajca Ludzkości – Rozdział 19

Major – Rozdział 2

Mur-Część III-Rozdział 4