Czarna Błyskawica - Rozdział 2

     Słońce niemiłosiernie rozgrzewało piasek na placu treningowym, gdzie młodzi szlachcice pielęgnowali wiekową szermierkę szablą. Odziani w grube, szorstkie ubranie, próbowali walczyć zarówno z upałem, jak i tymczasowym wrogiem. W międzyczasie instruktorzy nie szczędzili razów małą trzciną, bólem korygując niedoskonałości.
     Nie musieli tego robić, ba! Wręcz obawiali się tego czynić wysokiej piękności o lśniących, srebrnych włosach, na całe ich szczęście radziła sobie wyśmienicie, szarpiąc ostrzem kaftany kolejnych oponentów. Wielu z zebranych bardzo ją podziwiano, ale jednocześnie większość próbowała ukrywać zniesmaczenie. Księżniczka z orężem w dłoni? Kobieta pośród elity wojowników? Normalnie płeć piękna ulokowana została na tyłach, pełniąc funkcje administracyjne, pielęgniarskie, czy też pozostałe podobne.
     Chłopczyca, tak można nazwać Emilie, od początku nosiła krótkie włosy, męskie ubrania, ignorując wspaniałe suknie najlepszych mistrzów z kraju. Zamiast lekcji etyki i innych dworskich nonsensów, wolała ćwiczenia fizyczne. Rok temu wreszcie uzyskała wiek, pozwalający na zamążpójście. Wielu okolicznych książąt, większych, czy też pomniejszych szlachciców ściągało z wszystkich możliwych granic, by móc próbować zdobyć rękę córki władcy największego kraju na kontynencie.
— Panienko, panienko — wołała służąca, cała czerwona na twarzy. Musiała w służbowym, niewygodnym stroju przebiec spory odcinek.
— Czyżby matka wzywała? — Innego powodu nie widziała. Ojciec wszelkie sprawy z nią związane pozostawiał w dłoniach swej małżonki.
— Jaśnie pani... — Tu lekko zamilkła, zastanawiając się, czy dobrym słowem określiła pierwszą damę w państwie. — Jaśnie pani kazała przypomnieć, że syn markiza przybędzie w wyznaczonym czasie. Mam dopilnować, by panienka zaznała kąpieli i założyła odpowiedni strój.
     Słysząc ostatnie zdanie, nie mogła ukryć rosnącego uśmiechu na ustach. Nie istniał w pałacu nikt, kto zmusiłby ją do założenia tych luźnych, kolorowych szmat. Matka o tym wiedziała, ale zawsze próbowała ugrać coś dla siebie. Za to kąpiel... Tak zdecydowanie stanowiła potrzebną rzecz, po poranku pełnym ćwiczeń.
     Ruszyła za służącą, po drodze odpinając liczne guziki. Di tego skrzydła nie miał dostępu żaden mężczyzna, nie zależnie od okoliczności. Zaczęła więc zrzucać ubrania, by stanąć naga przed drzwiami łaźni. Lubiła zimny kamień pod bosymi stopami, wtedy najlepiej docenia się gorącą wodę. Otworzyła drewniane wrota z wyrzeźbioną różą i powoli zanurzyła zmęczone mięśnie w rozkosznej cieczy. Pragnęła nie wychodzić po wsze czasy, jednak kwadrans musiał wystarczyć.
     Służące wytarły jej ciało i okryły miękkim ręcznikiem. Nacisnęła złoty przycisk, a kamienna ściana otworzyła się, odsłaniając malutkie pomieszczenie. Wsiadła do niego i ruszyło w górę, przyzwyczaiła swoje uszy do nieznośnego hałasu windy, ze strachem już tak łatwo nie było. Do wchodzenia do góry służą albo schody, albo drabina, a nie coś takiego. Wolała nie wiedzieć, jak to cholerstwo działa, słodka niewiedza oszczędza wiele nerwów.
     Po kilku sekundach wkroczyła z windy do swojego pokoju, nawet nie spojrzała na liczne suknie, przygotowane na rozkaz jej rodzicielki. Podeszła do ulubionej szafy z wieloma, choć prawie nieróżniącymi się mundurami szlacheckimi. Zrzuciła ręcznik i ubrała najbliższy z nich, przypasała szable do pasa, naciągnęła czapkę na głowę i stanęła przed lustrem. Najlepszy strój dla niej. Ponownie uśmiech rozkwitł na pięknych ustach. Już widziała rozczarowanie na twarzach matki i adoratora. Ubiór zwykle wystarczał, by natręt po kilku słowach i pustych obietnicach nie przekroczył progu sali tronowej.
     Z głośnym hukiem otworzyła drzwi od pokoju, strażnicy pochylili głowy, nie podnosząc wzroku. Żona władcy karała bezlitośnie tego, kto choć trochę inaczej popatrzył na Emilię. Szklana, urodziwa laleczka, przeznaczona do ubicia wielkiego politycznego targu, nie dla zwykłego pospólstwa. "Cóż za głupota, tak jakby rola kobiety kończyła się na prostych, nieznaczących zadaniach. Przynajmniej te niżej urodzone nie traktują jako tucznej świni dla obleśnego knura", pomyślała, idąc w stronę odpowiedniej komnaty.
     Spławianie kolejnych intruzów traktowała jak sport. Jedni próbowali zdobyć jej serce mdłymi poetami, drudzy za pewność uznali ożenek i próbowali wymusić posłuszeństwo cwanymi słowami, bądź ostrym tonem. Wystarczyło jednemu poderżnąć gardło, a kolejnemu wbić ostrze w pierś, by zaprzestano takich wywodów. Niestety zamknęła tylko jedną z możliwych, nieskończonych ścieżek. Oczyma wyobraźni widziała siebie jako generała, podbijającego kolejne prowincje, nie jako element ozdobny dla męża, rodząc kolejne panienki i paniczów.
— Jesteś wreszcie... — Gdyby wzrok mógł zabijać, Emilia już leżałaby trupem. Matka stanowiła jej przeciwieństwo, głównie w obyciu i zachowaniu. Odziana w wykwitną, drogą sukienkę, w srebrnych włosach tkwił błękitny diadem. Została zmuszona do małżeństwa z dawnym następcą tronu, a obecnym władcą. Jej córka wciąż nie potrafiła wyobrazić sobie, w jaki sposób przefarbowali ognistorude włosy Ofelii w aktualny kolor. Rozwiązanie tej zagadki pozostanie tajemnicą. — Oto markiz...
     Dziewczyna nawet nie próbowała zapamiętać nazwiska chłopaka stojącego przed nią. Sam jego wygląd powodował odruchy wymiotne. Czerwona koszula z bufiastymi rękawami, białe spodnie, obszyte złotą nitką, a do tego wszystkiego odór dziwnych pachnideł, duszących swoją wonią. Miała przed sobą typowego paniczyka, rozpieszczanego pod każdym względem. Jak wszyscy oni pewnie nie potrafił się sam wykąpać, czy nawet ubrać. Najcięższą rzecz, jaką podniósł to albo pióro, albo swój własny zad. Byle tylko nie zaczynał...
— O moja piękna... — Ukląkł na jedno kolano i zwrócił swoją dłoń w stronę dziewczyny. Ta zasłoniła dłonią twarz. Niestety wielbiciel przyjął to za znak nieśmiałości, a nie zirytowania. — O twej urodzie mówią już anioły, o twym głosie śpiewa równinne echo, a twój zapach... — Tego już było za wiele, podniosła młodzika za ubranie, odwróciła go nagłym ruchem i wymierzyła starannego kopniaka, posyłając jednocześnie na zimną posadzkę. — Moja piękna twarz — jęczał, masując czerwony policzek.
— I ty się nazywasz mężczyzną? — prychnęła wściekle. — Jesteś zwykłym zwierzęciem, któremu w głowie tylko wypas i rozmarzanie. Powinieneś być na froncie, a nie pachnieć jak zwykła kurtyzana. Bliżej ci do burdelu, niż w pałacowe komnaty i nie mam tu na myśli jako gościa. Straż! — ryknęła głośno. — Spotkanie zakończone.
— W tym tempie nigdy nie znajdziesz kandydata, moja droga córko. — Ofelia nawet nie zaszczyciła uwagą odprowadzanego młodzieńca. — To już dwudziesty ósmy, każdy z dobrego rodu.
— A czy ja jestem zwykłą suką, by mnie parzyć z kundlami z odpowiednimi rodowodami? — Zajęła miejsce z drugiej strony pustego tronu.
— Jeszcze ten język... — Ukryła twarz za wachlarzem. — Wiem, że daleko ci do prawdziwej damy, ale moje dziecko... Lata upływają, a ty nie młodniejesz.
— W zeszłym roku ukończyłam dopiero szesnaście wiosen... — odpowiedziała zirytowana Emilia.
— Dla wielu to znacznie za dużo, by móc cię poślubić... — Powoli oraz dostojnie usiadła na swoim miejscu, z prawej strony rzeźbionego krzesła władcy. — Ja mając czternaście, byłam już zaręczona z twoim ojcem, a rok później wzięliśmy ślub. Przez ten czas ani go nie widziałam, ani nie zamieniłam z nim słowa. Był dla mnie...
— Tak wiem... Obcym mężem, którego miałaś poślubić. Tak, tak. Opowiadałaś to setki razy. — Szybko wstała i bez ceregieli opuściła salę tronową.
— Same z nią kłopoty — westchnęła Ofelia, jednym ruchem złożyła wachlarz. — Sebastianie... — zwróciła się do swojego sekretarza. — Napisz list do markiza, że jego syn znacząco odbiegł od wzorca dla elity naszego kraju. Jak mniemam, powinien przejść trzyletnie przeszkolenie w akademii wojskowej, napisz tam, co chcesz. Byle długo i chłodno... Na front byłoby przesadą, ale akademia będzie w sam raz... Użył o wiele więcej perfum ode mnie, a to już zakrawa o niebezpieczne odstępstwo... — Podeszła do wąskiego okna. — Odstępstwa nie mogą występować wśród elity.


Komentarze

  1. Hejeczka,
    cudnie, a Emilia w pięknym stylu potraktowała tego markiza,  ale mam przeczucie że spotka Samuela na swojej drodze...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dwie drogi w końcu się połączą, pytanie tylko, czy będzie to spotkanie, czy walka? Dzięki za wizytę oraz komentarz.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Mur (zakończone I)

Mur-Część III-Rozdział 3

Droga Wojownika-Rozdział 2

Mur-Część III-Rozdział 17

Mroczny Cień

Małe ogłoszenie do ludzi pióra.

Mur Zdrajca Ludzkości – Rozdział 19

Major – Rozdział 2

Mur-Część III-Rozdział 4