Cienka Linia - Rozdział 2

     Łóżko nie okazało się zbyt wygodne, jeśli oczywiście można nazwać łóżkiem mebel zbity z surowych desek z materacem przeżartym czasem oraz z licznymi przebijającym się przez niego sprężynami. Wolałbym, żeby zamiast niego było siano, czy cokolwiek innego.
     Miałem zamiar pospać, tak długo, aż po mnie ktoś nie przyjdzie, lecz ciało ani myślało słuchać. Godzina piąta, ciemno jak w najgłębszych czeluściach piekieł, a ja rześki niczym skowronek. I co niby miałem robić? Chrapanie księdza proboszcza słyszałem już w swym pokoju, gosposia pewnie przyjdzie za kilka godzin. W plecaku miałem kilka książek, polecanych przez innych kleryków, ich również nie mogłem zacząć. Oświetlenie święcą, a właściwie dwoma, zatkniętymi obok drzwi, jak niby miałem czytać przy takim świetle? Który my mamy wiek? Zaczynałem myśleć, że to, co ludzie mówili o tutejszym pasterzu, nie było przesadzone, oj nie.
     Ubrałem kurtkę i wyszedłem z pokoju, zimno stanowiło coraz większy problem, mróz ozdobił szyby, a ze zlewu zwisał długi sopel lodu. Normalnie, piękny początek nowego przydziału.
— Wcześnie wstałeś, młody człowieku. — Ojciec Henryk siedział ze skrzyżowanymi rękoma, paląc papierosa. Czy ta osoba naprawdę była zakonnikiem? Jego postawa, wygląd, gęsty, czy też nawet słowa wszystko raczej wskazywało na oszusta.
— W zakonie pozwalają palić? — spytałem, dosiadając się.
— Tylko w piecu, tylko w piecu. Przeor umarłby na zawał, gdyby mnie teraz widział. — Wypuścił z ust kłąb dymu. — Minęło parę lat, a nawet więcej, jak byłem u nich. Ten czas leci nieubłaganie. Co się tak wpatrujesz, chłopcze. Ani nie gustuje w takich rzeczach, ani nie jesteś w moim typie.
— Bardzo przepraszam... — Poczułem, jak rumieńce zdobią moją twarz, chociaż może to tylko mróz szczypie policzki?
— Żartuje, przecież.— Wrócił do poprzedniego zajęcia. — Nie dziwie się, czemu mamy takie braki... Jednych młodych zawiedliśmy, drudzy wolą się wyszaleć, a ostatni... — Zdusił niedopałek na stole, patrząc na mnie. — Są naszą przyszłością, ale zamiast ich wzmacniać, budować charaktery, my uczymy ich jak wierzyć... Tak jakby wiara była formułką, którą wystarczy wkuć na pamięć.
— Brzmi, jakby ojciec nie lubił dzisiejszego kościoła. — Miałem dość siedzenia, Wziąłem w miarę suche patyki, wytargałem starą gazetę i z pomocą zapałek, znalezionych przy piecu, rozpaliłem ogień w kuchni.
— Uwielbiam kościół, chłopcze, ale ten z Bogiem, a nie z ludźmi. — Dołożył dwa drwa, nawet nie wiem, skąd je wziął. — Wiesz, dlaczego mamy coraz mniej ludzi w kościele?
— Nowoczesny świat pragnie ciągłej wolności, głosi coraz to nowe zrywanie łańcuchów. To się podoba, ponieważ ludzie z natury nie są skłonni do uległości.— odparłem bez namysłu.
— Niby masz rację, ale ja sądzę, że to nie wszystko... — Wyciągnął z wewnętrznej kieszeni habitu otwartą paczkę papierosów i odpaliwszy jednego od pieca, zaciągnął się głośno. — Myślę, że problem tkwi w hipokryzji dzisiejszych pasterzy, chłopcze. Pomyśl dobrze, czy widziałeś kiedyś biskupa, czy też innego wyższego kapłana wśród normalnych ludzi? Nie zobaczysz żadnego ani w autobusie, ani w pociągu, czy też metrze. Jeżdżą z szoferami, mieszkają w pięknych domach, a mówią o ubóstwie.
— To ważni ludzie, ojcze Henryku. Nie mogą sobie ot tak chodzić. — Zawsze lubiłem dyskutować, prowadzić wymianę zdań. W ferworze burzy poglądów łatwo "upuścić" maskę.
— Nie wątpię, ale taki szacunek powinien płynąć, nie z racji stanu, ale z powodu uczynków. Czym taki biskup, czy też kardynał pod względem duchowym różni się od ministra, czy też urzędnika? To bardziej przypomina zwykłą pracę niż duszpasterstwo. Nie wspominając, o tych wszystkich aferach....
— Jedną chwileczkę. Tu muszę bronić kościół. Ile prowadzonych jest schronisk, ile domów samotnych matek, ile pomagają odpowiednie organizacje kościelne. Istnieje wielu wspaniałych księży, którzy nie oszczędzają swojego zdrowia służbie panu. — Zapomniałem użyć zwrotów grzecznościowych. Tym razem ja dałem się ponieść.
— Ale pamiętaj chłopcze, że to właśnie "brudzenie" jest łatwiejsze, niż czyszczenie. Zawsze to, co złe, przykryje to, co dobre. Tak jest ze wszystkim, możesz pracować wspaniale przez wiele, wiele lat, robić, co swoje, a wystarczy godzina, by wszystko to poszło w nie pamięć. — W jego głosie zabrzmiał smutek. Już miałem na końcu języka, by spytać się, czy mówi o własnym przykładzie, lecz szybko porzuciłem ten pomysł. Uczono mnie, by nigdy zbytnio nie naciskać, człowiek sam musi powiedzieć.
     Po wszystkim siedzieliśmy w ciszy. Gospodyni wpadła jak wicher godzinę później, zupełnie zdziwiona, że na plebani ciepło i przytulnie... W okamgnieniu zrobiła śniadanie, nastawiła ciepłego mleka. Przy akompaniamencie potoku słów kucharki dotrwaliśmy do pory wyjazdu. Ksiądz proboszcz, nawet na śniadaniu oszczędził, mówiąc, że on głodny nie był. Zostawiliśmy ojca Henryka i gospodyni, po czym zapakowaliśmy się do małego auta. Przez kolejne godziny, zapoznawałem się ze wszystkim. Weszliśmy do jedynego sklepu w okolicy, zjedliśmy ciasto przygotowane przez żonę grabarza, wysłuchaliśmy opowieści zdenerwowanej kobiety o tym, że msza niedzielna jest o godzinę za wcześnie.... Po wszystkim proboszcz po cichu poinformował mnie o... ateizmie tej pani. Skoro nie chodziła do kościoła, to po co ta była ta przemowa?
     Wreszcie mogliśmy wejść do kościoła. Ta święta budowla zupełnie inaczej wyglądała niż na zewnątrz. Środek niemal zapraszał, by zostać na dłużej. W długich okna liczne witraże, na ścianach przepiękne obrazy ze stacjami drogi krzyżowej. Ławki obite miękkim materiałem, a z tyłu na górze wiekowe organy. Jednak to, co najbardziej przyciągały oczy, był fresk tuż za głównym obrazem. Przedstawiał on stajenkę z małym dzieciątkiem oraz jego rodzicami, w tle na nocnym niebie świeciły gwiazdy, a w oddali majaczyły sylwetki trzech króli, w księżycu dostrzegłem oko w trójkącie. Te barwy... Szczegóły w postaciach... To było najlepsze w małych świątyniach, że w swych wnętrzach kryły tak piękne skarby. Niestety w dawnych czasach ludzie w swych wojnach woleli je palić, niż podziwiać. Jedni wolą płótna, drudzy taniec płomieni.
     Pierwsza asysta przy mszy lekko mnie zdziwiła, pominę brak ministrantów, czy też fałszującego organistę, lecz krótkie kazanie, a właściwie jego brak oraz mała ilość ludzi u komunii. Sądziłem, że ból ręki przy ciągłym podkładaniu pateny będzie nieznośny, ale przy tylu osobach, nawet się nie spociłem. Po wszystkim zadałem pytanie księdzu. Jedni boją się jakieś zarazy, drugim się nie chce, a jeszcze inni po prostu nie chcą, a kazania nie mówił, gdyż po kilku paru staruszków już nie wstało. Ile z tym było zachodu. Policja z miasta oddalanego o kilka kilometrów, ale najpierw karetka, gapie, wszyscy niszczący atmosferę powagi oraz zadumy.
     Wychodzi na to, że nie będę miał za dużo pracy w tym miejscu. Znałem takie społeczności, zresztą pochodziłem z takiej. Nie lubią obcych, wtykających nosy w ich sprawy, nawet jeśli był ich duszpasterzem. Mszę odprawiano tylko w niedziele, nawet te pogrzebowe. Żadnej biblioteki, żadnych sklepów oprócz jednego, bez telewizji, bez kolegów, a o kontakcie ze światem nie wspomnę. Oby szybko mnie przenieśli, nie mogłem przewidzieć, że jeszcze będę pragnął, aby ten spokój pozostawał niezmienny.


Komentarze

  1. Hejeczka,
    fantastycznie, ale co się wydarzy takiego że aż będzie tęsknić za tym spokojem?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Mur (zakończone I)

Mur-Część III-Rozdział 3

Droga Wojownika-Rozdział 2

Mur-Część III-Rozdział 17

Mroczny Cień

Małe ogłoszenie do ludzi pióra.

Mur Zdrajca Ludzkości – Rozdział 19

Major – Rozdział 2

Mur-Część III-Rozdział 4