Cienka Linia - Rozdział 5

     Mając plecak na plecach, wyszedłem na zewnątrz. Nie miałem żadnych oporów, by opuścić to miejsce, w głowie przewijały się wiele wspomnień, lecz wszystkie tak ogólne i bez nazwy. Jedynymi osobami, których jako tako mógłbym nazwać bliższymi, była gospodyni i proboszcz. Prostej kobiecie nie potrafiłbym wyjaśnić tego wszystkiego, a dawny zwierzchnik na pewno znał prawdziwą tożsamość ojca Henryka i dlaczego go opuściłem.
     Podeszliśmy pod bramę kościoła, lecz zamiast wyjąć masywny, żelazny klucz, zakonnik przyłożył, zdjęty z szyi metalowy, zdobiony srebrem krucyfiks, jego pies wszedł w drzwi, nie przez, ale w nie, po czym stał się złotymi okuciami z nieruchomą psią twarzą na samej górze. Od początku był dziwnym zwierzęciem, rzadko go widywałem, ba! Praktycznie w ogóle nie słyszałem. Mały kundelek, tak często widziany na ulicach miasteczek, czy też wsi. Ojciec Henryk podszedł do wrót i włożył, trzymany w dłoniach przedmiot w odpowiednią wnękę. Otworzyły się z głośnymi piskiem, a przed mymi oczyma widniał długi korytarz z wieloma runami na podłodze i zielonymi lampami, dające tylko tyle światła, by oświetlić marny teren wokół. Lekko przerażało, co może tkwić w dalszych ciemnościach.
— Słuchaj, młody. Krótkie szkolenie — rzucił, gdy drzwi za nami zamknęły się. — Jesteśmy teraz w tunelach transportowych albo w poczekalni jak zwał tak zwał.
— Tunele transportowe? — zabrzmiałem jak małe dziecko, powtarzające za swym rodzicem.
— A co myślałeś, że będziemy podróżować autobusem? Albo jak bohaterowie książek ubijać bestie, krążąc z wioski do wioski? — Zaśmiał się głośno. — Nie starczyłoby życia i ludzi, by wszędzie dotrzeć. Mamy czasy ciągłego postępu, latamy po niebie, możemy zabić drugiego człowieka bez wychodzenia z domu, dlaczego więc sądzisz, że egzorcyści będą tkwili w miejscu?
— Skoro macie coś takiego. — Jeszcze słowo "mamy" nie przechodziło mi przez gardło. — To dlaczego nie udostępnicie ich zwykłym księżom? Ile pieniędzy zostałoby zaoszczędzonych i ilu ludziom moglibyśmy pomóc. — Ciągle tkwił we mnie ten mały idealista.
— Bardzo światła myśl... Bardzo, istnieje tylko jeden mały szkopuł. — Podszedł do ławki i usiadł. — Po pierwsze musielibyśmy całemu światu powiedzieć o demonach.... A wiesz mi lepiej niech myślą, że rogacze to tylko przenośnia, albo bajka dla frajerów, niż cielesne zagrożenie. Już to przerabialiśmy, chłopcze. W końcu prawda jest podstawą naszej wiary, jednakże nie zawsze idzie ona w parze ze szczęściem i zwycięstwem. — Wyjął z kieszeni papierosy i zapalił. — Czasy średniowiecza, palenie czarownic... Inkwizycja, czy inne sądy. To tylko kilka z przykładów, gdy próbowaliśmy pokazać prawdę, a rezultaty okazywały się przerażające... Zalękniony człowiek przypomina typowego wariata, widzącego we wszystkich cieniach zagrożenie. Strach jest i będzie największym wrogiem pokoju i przede wszystkim zdrowego myślenia. Sprawia on, że tracimy rozsądek, moralność, a o logice nie wspomnę. I tu nie chodzi nawet o religię. Nigdy rządy, czy też duszpasterstwo oparte na strachu nie zadziała na dłuższą metę. Czy jesteś gorliwym kaznodzieją, czy też zwykłym czerwonym z pistolem przy pasie i listą na biurku. Zrozumiałeś?
— Chyba tak. — A co innego mogłem powiedzieć? Wątpiłem, by był to czas, aby odpowiedzieć na tysiące pytań, kłębiących się w mojej głowie.
— To dobrze... — Wydmuchał gęsty obłok dymu. — Zanim przejdziemy dalej, musisz znać aktualny podział sojuszników, abyś jednego z nich nie zaszlachtował. I tak widziałem takiego gościa... Próba odnowy dawnych kontaktów była jedną z najbardziej irytujących rzeczy, jakie mnie spotkały... Wolę dmuchać na zimne, choćbym musiał młotkiem wtłuc to w twoją głowę. Tak więc mamy Wschód... Ta o nich musisz wiedzieć, że są irytującymi dupkami, którzy uwielbiają czerwony kolor, szczególnie w parze z młotem i sierpem... Ich wyżsi stopniem są... Nie... bywają w porządku. Preferują egzorcyzm ostateczny, ale o tym dowiesz się później. Cóż się dziwić... Skoro dla nich życie to tylko statystyka... — Miałem wrażenie, że do nich miał najwięcej niechęci i z trudem panował nad komentarzami. — Dalej mamy dziwaków z kropką na czole, lecz nie próbuj ich denerwować. Stosują zasadę ogień, zwalczaj ogniem, używają demonów, które podporządkowują jakimś modlitwami. Nie wiem więcej i wole nie wiedzieć. Później są wojowniczy mnisi oraz piękne szamanki Ci pierwsi używają swoich modlitw i poświęconych narzędzi, a szamanki zaklęć. Tu dodam, że absolutnie nie wiem, skąd biorą energię do nich... Mamy też pogardliwych do innych religii wojowników półksiężyca, lecz nie wiem o nich więcej. Są zamkniętą grupą, nawet w porównaniu do gwiazdy Dawida, czy innych podobnych. No i zostaliśmy my... Nie będę ci teraz opowiadał o wszystkich odłamach, wiedz jedno... Broń palna i Biblia. Nie liczę innych mniejszych grup, ale to są ci najważniejsi, jak ich uszkodzisz, będą problemy.
— A ateiści? — W końcu, dlaczego zwykły człowiek, stąpający tak ciężko po ziemi, że niemal stoi po niej aż po uszy, miałby nie walczyć z potworami.
— Ateiści? — Spojrzał na mnie z politowaniem. — A z czym oni mieliby walczyć? Nie złe pytanie, czym mieliby walczyć? Nie wierzę w ciebie, więc nie istniejesz? I co? Demon znika w tak poruszającym wyznaniu? Oni zapewne po wielu stratach wśród służb publicznych albo zabiliby niewinnego opętanego, albo wtrąciliby do psychiatryka... A czort po prostu zmieniłby swojego żywiciela i tyle. Oj chłopcze, zaczynam martwić się, czy dobrze zrobiłem, zawierzając Stwórcy w wyborze swojego pomocnika. Nie ważne, czas nas goni. — Bez śladu wysiłku dźwignął się na nogi i wyrzucił peta w ciemność. Mógłbym przysiąc, że słyszałem jęk bólu tam u dołu, lecz równie dobrze mogła to być tylko moja wyobraźnia.
     Dalsza wędrówka potrwała ledwie kilka sekund, ujrzałem ogromne koło z równie wielką strzałką, ruszającą się co jakiś czas, przy migotliwym świetle dojrzałem litery, oznaczające kierunki świata.
— Poznaj, Lale, nasz drogowskaz do sił piekielnych.— Ręką przejechał po złotej obręczy, otaczającą busolę. Na zniszczonej twarzy można było dojrzeć wyraz tęsknoty. — Nie pytaj o durną, nudną nazwę po łacinie. Ani jej nie znam, ani nie pamiętam... Albo może to drugie? — Przeciągnął dłonią po brodzie. — Oszczędzę ci dalszych prób rozszyfrowania run. — Nie uszło jego uwadze moje zainteresowanie tabliczce w niezrozumiałym dla mnie języku. — Napisali: Pewien idiota przez długie lata wypędzał zło... Ta zło... Ale niech będzie... Gdy na swej drodze spotkał pięknego demona, który ze wszystkich sił nienawidził swoich pobratymców...Bla bla... — Na chwilę przerwał i sięgnął po kolejnego papieros. — Zakochał się w niej, lecz natury nie da się oszukać... Demon przez lata krzywdził ludzi, a egzorcysta po wygranych walkach i tak pozwalał uciec. Idiota, co? — Westchnął głośno, spojrzał w górę i zaciągnął się mocno dymem. — W końcu po uznaniu ją za wielkie zagrożenie i nadaniu kategorii S, pojmano ją i oddano jednocześnie zakochanemu durniowi, mówiąc, że powinien zadośćuczynić, wypędzając demona własnymi rękoma. Egzorcysta w porę poinformowany przez przyjaciela przygotował się na taką sytuację. Uwolnił ukochaną i zwiedziony przez słodkie słówka, uwolnił ją z magicznych kajdan... Zanim oprzytomniał, demon zdążył zabić wielu potężnych obrońców... — Spojrzał na dymiący przedmiot i z odrazą rzucił za siebie. — Nawet wtedy nie wyrzekł się jej, z pomocą pewnej starej księgi umieścił duszę demona w tarczy kompasu, gdzie przez wieczność ma wskazywać swych pobratymców... Niech to będzie przestrogą, by nigdy nie traktować zła zlekceważeniem, gdyż ma różne postacie i oblicza.
— A co z tym facetem? — Spojrzałem na ogromny przedmiot przede mną, nie mogąc sobie wyobrazić urodziwej kobiety, zamkniętą w nim.
— Nowo powstała Rada uznała go za wyrzutka, skazanego na lojalną służbę aż po swój kres... Cały czas pod obserwacją bez chwili oddechu. — I tak według mnie to zbyt mała kara... Powinni go wrzucić w ciemną celę, gdzie szaleństwo zniszczyłoby umysł i ciało. Tak czy siak, dla naszej organizacji to trochę jakby wyrocznia, choć ze względu na pewny rodzaj bluźnierstwa, ukrywamy to za niewinną nazwą kompas, albo po prostu Lala... Do rzeczy... — Położył dłoń na tabliczce i powiedział. — Wskaż nam drogę, byśmy mogli uwolnić biedne dusze od diabelskich pomiotów. — Wskazówka zaczęła wirować, by po chwili zatrzymać się na "W". Po lewej powstały metalowe wroga, dźwięk ich otwarcia przenikał aż do szpiku kości. Ojciec Henryk kiwnął dłonią i ruszyłem za nim.
     Po wypowiedzeniu hasła z jego ust nie poleciało żadne słowo, nie wyjaśnił zadania, ani celu, jednak sądziłem, że raczej spowodowała to niewiedza, niż specjalne milczenie. Dodatkowo nie chciałem pytać, wyglądał na zamyślonego i lekko oderwanego od rzeczywistości, kto wie, jakby zareagował na moją próbę uzyskania jakichkolwiek odpowiedzi. Poprawiłem plecak i skierowałem kroki w stronę bramy. Kolejny dzień niespodzianek czas zacząć.


Komentarze

  1. Hejeczka,
    przepraszam, przepraszam, kajam się za takie długie przerwy... ale tak najpierw brak internetu (już chyba na poważne muszę pomyśleć o zmianie operatora), potem no cóż wróciłam do czytania papierowych książek... a następnie cóż znów przepadłam, ale to Twoja wina ;) wyjaśniam... odkryłam u Ciebie opowiadanie "Mroczny cień", ale przerwałam na trzynastym rozdziale aby chociaż nadrobić tutaj z czytaniem i mieć po prostu możliwość wrzucienia komentarza... jeszcze dwa tutaj i mogę wrócić do czytania "Mrocznego cienia" ;)
    wspaniale, tylko jak jest ukrywane to pojawienie sie w parafii nowego księdz no chyba że to teraz tak było tylko... och teleport wow...
    weny, weny i pomysłów życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Monika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sam preferuje papier nad ekran, dlatego na przykład nie czytam innych autorów z Internetu. Jakoś mnie głowa boli i zmuszam się, a przecież nie oto chodzi w czytaniu. Mam w domu kilka wypożyczonych książek, ale jakoś nie potrafię się za nie zabrać. :)
      Powiem szczerze, że trochę nie pomyślałem o aspekcie wieści o nowym księdzu, ale po prostu stwierdziłem, że ta wioska jako wstęp powinna zostać potraktowana lekko po macoszemu.
      Mroczny Cień... Nie sądziłem, że ktoś się wróci do dawnych projektów, no ale ta nadzieja zostaje, więc nie usuwam (no chyba, że dojdzie do przeciążenia w ilości postów). Dzięki za wizytę oraz komentarz.

      Usuń
  2. Hejeczka,
    wspaniale, tylko jak jest ukrywane to pojawienie się w parafii nowego księdza?no chyba że to teraz tak było tylko... teleport wow
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Mur (zakończone I)

Mur-Część III-Rozdział 3

Droga Wojownika-Rozdział 2

Mur-Część III-Rozdział 17

Mroczny Cień

Małe ogłoszenie do ludzi pióra.

Mur Zdrajca Ludzkości – Rozdział 19

Major – Rozdział 2

Mur-Część III-Rozdział 4