Cienka Linia - Rozdział 5
Mając plecak na plecach, wyszedłem na zewnątrz. Nie miałem żadnych oporów, by opuścić to miejsce, w głowie przewijały się wiele wspomnień, lecz wszystkie tak ogólne i bez nazwy. Jedynymi osobami, których jako tako mógłbym nazwać bliższymi, była gospodyni i proboszcz. Prostej kobiecie nie potrafiłbym wyjaśnić tego wszystkiego, a dawny zwierzchnik na pewno znał prawdziwą tożsamość ojca Henryka i dlaczego go opuściłem. Podeszliśmy pod bramę kościoła, lecz zamiast wyjąć masywny, żelazny klucz, zakonnik przyłożył, zdjęty z szyi metalowy, zdobiony srebrem krucyfiks, jego pies wszedł w drzwi, nie przez, ale w nie, po czym stał się złotymi okuciami z nieruchomą psią twarzą na samej górze. Od początku był dziwnym zwierzęciem, rzadko go widywałem, ba! Praktycznie w ogóle nie słyszałem. Mały kundelek, tak często widziany na ulicach miasteczek, czy też wsi. Ojciec Henryk podszedł do wrót i włożył, trzymany w dłoniach przedmiot w odpowiednią wnękę. Otworzyły s...